Potrzebujemy WIĘCEJ książek J. H. Markerta w naszym horrorowym życiu! Autor „Gościa z koszmaru” powraca z „Panem kołysanką”.
Tajemniczy tunel kolejowy. Chłopak w śpiączce. Niepokojące wydarzenia, które prowadzą do narodzin prawdziwego koszmaru. J.H. Markert znowu to zrobił, ale lepiej i mocniej i straszniej. „Pan Kołysanka” to horror jak ta lala w najlepszym możliwym stylu. Jest małe miasteczko, które mierzy się z niewyjaśnionym. Jest seryjny morderca z prawdziwą misją. Jest bohater po traumie, który musi jakoś dojrzeć do swojej roli. I nie on jedyny!
Harrod’s Reach miało być zwykłym miasteczkiem kolejowym. Ale było wszystkim, tylko niczym zwykłym. To tutaj wykoleił się pociąg, wszyscy zginęli i od tamtej pory zamknięto tory. To tutaj, w pobliżu tunelu, można znaleźć dziwne przedmioty, rośliny, a nawet truchła zwierząt. Ten tunel – pozostałość starych konstrukcji – pożera ludzi. Chociaż czasami ich wypluwa, ale innych, zmienionych. Jak Sully’ego, młodszego brata Gideona, który po kilku latach w wojsku wrócił do rodzinnego miasteczka. Młody weteran, dla którego wojna wciąż trwa w jego głowie, będzie musiał stawić czoła prawdziwemu koszmarowi i temu, co szepcze z wnętrza tunelu.
Ten tunel to jest pomysł-miazga. Nie chcę zdradzać za wiele, ale w tym tunelu można nie tylko zginąć, bo można też oszaleć. Zostać opętanym. I potem śnić koszmary, chore sny, wizje na jawie. Zresztą – sny i śpiączka i kołysanki to jest podstawowy motyw „Pana Kołysanki”. Nie wspominając o pewnej krainie, do której trafiają ci, którzy w śpiączkę wpadają. I o istotach, które zamieszkują ową krainę, a które Markert zaczerpnął z legend i folkloru kultur całego świata. Dzieje się w „Panu Kołysance” naprawdę sporo – wszystkie tajemnice tunelu musicie odkryć sami. I te tajemnice są najstraszniejsze w powieści.
Ale, chciałabym, żebyście poznali też bohaterów tej powieści. Wspomniany bowiem przeze mnie Gideon to jedynie pierwszy z nich. Jest też zastępczyni szeryfa, Beth, która u boku przyszywanego ojca staje na straży miasteczka. Jest Simon, który ma niezwykły dar. Jest Maddy, która przetrwała. Jest doktor-kolekcjoner. Jest zwyrodniały Theodore, którego prowadzi głos. I jest ten, do którego ów głos należy – tytułowy Pan Kołysanka. Każde z nich ma swoje zadanie, ma swoją misję, i każdemu z nich Markert oddaje głos.
O tej książce jeszcze ode mnie usłyszycie, bo tak to ja ostatnio bawiłam się genialnie, jak poznawałam pierwsze książki Stephena Kinga. W końcu ktoś, kto po prostu potrafi wystraszyć, ale też wykreować takie miejsca i takich bohaterów, na których nam po prostu zależy. I ten talent do snucia legend. Rewelacja! Potrzebujemy więcej Markerta w naszym czytelniczym życiu. Serio.
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Harde.