„Ozyrys” Remigiusz Mróz

Nadszedł czas Ozyrysa. Kto to taki? „Ozyrys” to trzeci po „Langerze” i „Paderbornie” tom serii kryminalnej Remigiusza Mroza, jednocześnie ktoś, kto rozniósł cały ten mrozowy świat na malutkie kawałeczki oraz połączył go w jedno spójne uniwersum. Recenzja bez spoilerów!

Ozyrys. Nie wziął się znikąd. Pojawiał się to tu, to tam. Drażnił. Prowokował. Spędzał sen z powiek wszystkim śledczym w całej Polsce. Słyszeli o nim Chyłka, Forst, a nawet Zaorski. A objawił się w końcu w opowieści, która ma już swojego potwora, swoje światło, swoją gwiazdę – Piotra Langera, genialnego psychopatę, który wreszcie został zatrzymany. „Ozyrys” zaczyna się tam, gdzie kończy się „Paderborn”. Wiemy, że Langer wpadł w ręce wymiaru sprawiedliwości. Szykuje się proces stulecia. Ale… Nagle ktoś miesza wszystkim szyki. I jest nie kto inny, jak Ozyrys, który pojawia się, by wyzwolić swoją bratnią duszę w zbrodni.

Pierwsze dwa tomy serii – „Langer” i „Paderborn” – przyzwyczaiły swoich czytelników do makabry, do sadyzmu, do opisów brutalnych, tylko dla twardzieli. A „Ozyrys”? Jest dynamiczny, pełen akcji i ruchów na szachownicy. To raczej historia gry psychologicznej, walki z czasem i skomplikowanej rozgrywki, w której głównym punktem zawieszenia jest spojrzenie do głębi dwóch psychopatycznych morderców. Langer i Ozyrys. W jednej książce. W jednym tomie. Dwóch manipulatorów. Dwóch wytrwałych graczy. Dwóch psycholi, którzy za nic mają życie innych. Owszem, są przerysowani do granic możliwości, ale takich ich przecież lubimy. Nikt nie chce czytać o seryjnym, który jest nudny jak sąsiad spod piątki, prowadzi zwykłe życie i zabija bez żadnego pola dla wyobraźni. Dlatego jak Langer zabiera się za robotę, to wiemy, że zrobi coś widowiskowego. A Ozyrys? Nadaje tego swojego egipskiego tonu, żeby podkręcić atmosferę i dać co robić śledczym. Remigiuszowi Mrozowi pomysłów nie brakuje.

Czy warto było na „Ozyrysa” czekać? I tak, i nie. Z jednej strony, to jedna z tych godnych, spójnych kontynuacji, w której wszystko wskakuje na swoje miejsce. Ba, w końcu mamy szansę poznać tożsamość Ozyrysa i warto przyznać, że jest to nie lada zaskoczenie. Finał również nie przynosi rozczarowania – od razu zdajemy sobie sprawę z tego, że to jeszcze nie koniec, a nawet do końca daleko. Z drugiej strony, Ozyrys jako postać okazał się być nie tym, na co liczyłam. Trochę jak w serialu „Mentalista” – Remigiusz Mróz tak budował napięcie, tak obiecywał, tak rozdmuchiwał, że kiedy przyszło co do czego, to okazało się, że to zapatrzony ślepo w Langera cudak o zwyrodniałych umiłowaniach i dość intelekcie, który niefortunnie wykorzystuje nie tam, gdzie powinien. Jedno trzeba przyznać, nikt nie kreuje tak bohaterów, jak robi to Mróz. Tak działających na wyobraźnię i tak wzbudzających emocje u czytelnika. Czekam na więcej!

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.