
Nowe wyborne horrory, w tym moje pierwsze spotkanie z serią „Rook” Grahama Mastertona.

„Rook” i „Kły i pazury” Graham Masterton
Od długiego już czasu chciałam sięgnąć po tę kultową już serię od naszego ukochanego mistrza współczesnego horroru. Widziałam starsze wydania, jakoś nie miałam po drodze, więc nowe wydanie od Wydawnictwa Albatros spadło mi z nieba. Ba, nawet byłam przez jakiś czas przekonana, że tytułowy Rook to jakiś demon, potwór, imię na miarę Wyklętego, a tu… Niespodzianka! Okazało się bowiem, że tytułowy Rook to żaden demon, a Jim Rook, nauczyciel o wyjątkowej mocy… Po wstepnym zaskoczeniu przepadłam w jego historii! Chociaż to jeszcze inny Masterton niż go do tej pory znałam – ten pisarz ma naprawdę wiele twarzy!
Jim Rook jest nauczycielem. Prowadzi klasę specjalną pełną dzieciaków na miarę „Młodych Gniewnych”. To właśnie w jego szkole w makabrycznych okolicznościach ginie jeden z jego uczniów. I wtedy też okazuje się, że nasz Rook ma pewne wyjątkowe zdolności. Widzi… Duchy i istoty nie z tego świata. Wkrótce też przekonuje się, że świat wokół niego nie jest tym, czym wydawał się na początku. A każda z kolejnych jego spraw będzie jakoś związana z jego uczniami.
Pierwszy tom, czyli „Rook” to wprowadzenie. Ale jakie wprowadzenie! Masterton nie owija w bawełnę i pędzi na złamanie karku. Śmierć ucznia, duch sunący po korytarzach, zdolności Rooka – nie ma na co czekać, to szybka piłka, trzeba łapać. Motywy voodoo i hoodoo. Motywy czarnej magii, dawnych wierzeń, starego folkloru i dawnej Afryki. Tom drugi to „Kły i pazury”, kolejna uczennica Rooka, tym razem dziedzictwo rdzennych Amerykanów. Wszystko się łączy, uczniowie pojawiają się, znikają, giną – okazuje się, że to naprawdę jest klasa specjalna.
Przyczepię się do wspomnianego przeze mnie tempa – to rozpędzona seria, za którą trzeba nadążyć, tym samym, niestety, pozbawiona nastroju oczekiwania. Masterton na nikogo nie czeka, leci z historią, nie zostawia pola wyobraźni. To trochę jak odcinek serialu, w młodzieżowym klimacie, i aż dziw bierze, że nie doczekaliśmy się widowiskowej ekranizacji!
Jedno pozostaje dla mnie pewne – z Masteronem nie można się nudzić. Zawsze znajdzie temat, który jakoś zaskoczy, motyw, który przyciągnie moją uwagę. Poza tym, ma odwagę, by bawić się motywami kulturowymi, żonglować, tworzyć postacie nietuzinkowe i naprawdę złe. Takie do szpiku kości. A to się ceni w świecie, gdzie tyle jest odcieni szarości. Na więcej Rooka czekam bardzo! A przecież więcej nadchodzi w nowym wydaniu już za chwilę moment!

„Melmoth” Sarah Perry
Teraz coś z innej bajki – groza gotycka, snująca się, nastrojowa. Wyśmienita. Czytałam długo, ale nie chciałam uronić ani jednego elementu, delektowałam się atmosferą, jaką Perry wykreowała – atmosferą osaczenia i oczekiwania, czegoś, kogoś, kogo widać kątem oka, a kto obserwuje i czeka. Od lat bowiem jest taka samotna…
To tytułowa Melmoth, ta, która wędruje po ziemi. Kobieta o zakrwawionych stopach. Tułaczka. Osamotniona w swojej koszmarnej rozpaczy. Jej dzieje sięgają zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, przekleństwa, jakie ją spotkało. Teraz jest zjawą, która objawia się wybranym. Jedną z tych wybranek jest mieszkająca w Pradze Helen. Ona Melmotę poznaje przypadkiem, a zjawa staje się nagle częścią jej równie samotnego życia…
To jest perła. Niepokojąca. Koszmarna. Trochę jak „Ring” Koji Suzukiego, ale pozbawiona tego elementu gonitwy z czasem. Melmoth ma czasu dość. Osacza, opętuje umysł, chodzi krok w krok. Sarah Perry sprawiła, że czułam ciarki na plecach, chociaż na szczęście – osamotnionego, spragnionego wzroku samej Melmoth już nie. Można jednak popaść w paranoję. A to sprawia, że powieść Perry jest grozą jak ta lala. Niby nie dzieje się nic, a dzieje się wszystko.
„Kiedy będziesz gotowy, idź” Wojciech Gunia
Ten, który tapla się w ciemności. Ten, który penetruje najgłębsze ludzkie lęki. Ten, który z najciemniejszej czerni zrobił sobie markę samą w sobie. I pisze jak nikt inny. Wojciech Gunia. Nie, to nie będzie miła lektura. Powiedziałabym nawet, że nie rekomenduję jej wszystkim, bo nie chciałabym, żeby ktoś w tę ciemność wpadł i tam nie daj Boże został. Potrzeba pewnej odporności psychicznej na Gunię i jego prozę, w której zło, przemoc, okrucieństwo nabierają formy i oplatają czytelnika swoimi mackami.
Przed nami osiem opowiadań. Każde to klaustrofobiczny pokój, który jest pułapką dla swoich bohaterów. Jest labiryntem, z którego chcą się wydostać. Klatką, skomplikowaną konstrukcją psychologiczno-emocjonalną. Niby dom, niby pokój, niby mieszkanie, niby… To klasyczny chwyt grozy, w którym przestrzeń jest tak naprawdę odbiciem lęków, pragnień, koszmarów swoich mieszkańców. A tych bohaterowie Guni mają aż nadto.
Nie wiem, czy kojarzycie tekst i teledysk do kultowej piosenki zespołu The Cure pt. „Lullaby” – tam pająk (metaforyczny i fizycznie-metafizyczny) wciąga podmiot liryczny w swoją pajęczynę i opłata ścisłym kokonem. Nie przez przypadek pierwsze opowiadanie jest historią takiego pająka i jego ofiary. W każdym kolejnym objawiają się podobne motywy: przemoc, klatka, przeładowanie niemocą, przemiana… To wszystko na zasadzie metafory oplecionej smutnym obrazem rzeczywistości. U Gubn bowiem wszystko jest smutne i paradoksalnie – wcale nie gotowe na to, co nadchodzi.
My też nie jesteśmy, a na pewno nie wszyscy. Po prozę Wojtka sięgamy z ostrożnością, ale z zachwytem. To proza jakich mało.
„Cunning Folk” Adam Nevill
Folk horror. Brytyjski folk horror. Potrafi być chory na głowę. Zarówno pod względem książkowym, jak i filmowym.
Szkoda, że u nas nikt Neville’a nie wydaje – to autor „Rytuału” (ekranizację na Netflixie polecam!) daje nam zajrzeć za zasłonę folkloru brytyjskiego i robi to tak, by nas zaintrygować, przerazić i zostawić całkowicie zaskoczonych.
Opis fabuły „Cunning Folk” jest prosty. Rodzina w finansowych opałach – mama, tata, mała córeczka – stawia wszystko na jedną kartę, czyli rozsypujący się dom na brytyjskiej wsi. Problem jest jeden: sąsiedzi. Para dziwolągów, która od początku robi im jakieś problemy. Kim są?
Odpowiedź jest prosta i skomplikowana jednocześnie. CUNNING FOLK w folklorze brytyjskim to – próbując w pełni znaleźć odniesienie w folklorze Słowian – połączenie SZEPTUCH, ŻERCÓW i ZNACHORÓW w jednej osobie. Co to znaczy? Składają ofiary prastarym bóstwom w zamian za konkretną moc – uzdrawiania, ale też… Rzucania klątw. W zależności od ich duszy, albo kieruje nimi dobro albo zło, albo – zazwyczaj – pierwotny instynkt tak odmienny od chrześcijańskiej moralności logos.
Jak możecie się domyślić – nasz CUNNING FOLK z powieści Nevilla raczej zwraca się w stronę ciemności i zła, którego całą moc kieruje na biedną, zwykłą rodzinkę z sąsiedztwa. Ale ojciec owej rodziny postanawia stawić im czoła. Z jakim skutkiem?
Brytyjski folk horror daje odpowiedzi nieoczywiste, tak jak brytyjski folk horror jest nieoczywisty. Warto wiedzieć, że najważniejszym aspektem tego folkloru jest NATURA. Pierwotna, nieujarzmiona, również nieoczywista, bo nie da się jej określić prosto DOBRA lub ZŁA.
Nevill sprawia, że nasz wzrok zwraca się w kierunku naszej rodzinki – oni są biedni, napadnięci przez las i istoty starsze od owego lasu, przez moce, których nie potrafią zrozumieć. Oni działają emocjami, podejmują sprzeczne z tym naturalnym prawem wybory i płacą wysoką cenę.
Bo warto czytać.
O.