„Warto tańczyć tu, w podziemiach. Za każdą nieprzespaną noc i połamany dzień. Za lodowate miesiące rozgrzewane tylko gniewem. Za drogi pełne spalonych domów i łunę na horyzoncie. Za popsute ciało i jego gniew kaleki. Za rzeczy niedokończone. Za kobiety o głodnych łonach i moje własne wysuszenie. Za świt witany w kuchni. Za Rykusmyku. (…) Za dziecko uschłe w przypadkowej matce. Za miłość. Za pieniądze. Za to, żeby wreszcie nastał koniec. Za ciszę, żeby trwała.”
Gdybyś mógł spełnić jedno życzenie, czy już wiesz o co byś poprosił? Gdybyś zyskał w swoim życiu szansę na ziszczenie najskrytszych pragnień, czy potrafiłbyś wybrać to jedno, jedyne? Bogactwo? Miłość? Zemstę? W mitologii na całym świecie odnaleźć można podania o istotach z pogranicza światów, które potrafią spełniać marzenia. Bazyliszki, smoki, złote rybki, różne legendarne maszkarony, strzegące mrocznych sekretów i ukrywające się w głębokich otchłaniach ziemi, z dala od ludzkiego wzroku. Śmiałkowie, którzy zdobędą się na odwagę, pokonają przeszkody i wreszcie dotrą do ich kryjówek będą mogli na własnej skórze przekonać się o mocach tych istot. Oczywiście nic za darmo. Wszystko na tym świecie ma przecież swoją cenę. Zyskując coś, najpierw trzeba stracić. I nigdy do końca nie wiadomo jakie będą skutki życzeń wypowiedzianych przez zachłanne, zagubione dusze. Strzeż się swoich pragnień, bo mogą się spełnić, szepcze głos rozsądku z ciemności.
Nowoczesną legendę o sekretach kryjących się w podziemiach pewnego zamczyska opowiada Łukasz Orbitowski w swojej najnowszej powieści „Szczęśliwa Ziemia”. Rykusmyku to miasteczko jakich wiele. Przynajmniej tak może wydawać się nieuważnemu obserwatorowi. Przejezdnemu. Jakiemuś zwykłemu turyście. I wszystko tylko do chwili, gdy nie zatrzyma się tam na trochę i nie zacznie rozglądać dookoła. Coś tu jest zdecydowanie nie tak. Widać, że dzieje się coś niedobrego. Niewyjaśnionego. Najpierw w oczy rzuca się wszechogarniający marazm i brak perspektyw. Ludzie krążą po ulicach, już nawet nie smutni, a po prostu zrezygnowani. Im bliżej zagłębiać się w miasto, tym bardziej wychodzi na wierzch jakaś niezrozumiała groza. Coś wisi w powietrzu. Najlepiej widać to po zmroku. Gdy w środku nocy, ni stąd ni zowąd, na ciemnych ulicach zauważyć można snujące się, samotne postacie. Często kobiety. Jakieś takie poszarpane, zapłakane. Ledwo włóczące się w kierunku miasta. I nikt z miejscowych nie zwraca na to specjalnej uwagi.
A nad wszystkim góruje zamek Rykusmyku. Stara budowla, pamiętająca pradawne dzieje miasteczka, jeszcze z czasów Piastów. Otoczony wysokimi drzewami, w środku zieje ciemnością i labiryntem korytarzy. Te właśnie tajemnicze, niezbadane wnętrze kusi piątkę nastoletnich przyjaciół: Sikorkę, DJ Krzywdę, Trombka, Blekotę i Sedesa. To niesforne chłopaki, o gorących głowach, spragnieni wolności, nieokiełznanej miłości i szczęścia, o które tak trudno w Rykusmyku. Wciąż beztroscy, jednak już zdający sobie sprawę ze swoich nijakich perspektyw na przyszłość. Co prawda ich życie do tej pory dalekie było od sielankowych wyobrażeń o młodości, jednak we własnym gronie czuli się bezpiecznie. Mieli wrażenie, że są zdobywcami i uda im się wyrwać, uciec, gdzieś daleko, poza granice sennego, rodzinnego miasteczka.
Pewnego ostatniego dnia lata, tuż przed wkroczeniem w dorosłość, przyjaciele w ramach ostatniej wspólnej przygody, postanawiają spenetrować zamkowe podziemia i poznać ich sekret, o którym przez lata słyszeli jedynie niezrozumiałe plotki, nigdy niedokończone urywki zdań. Wkraczając w ruiny zostawiają za sobą życie jakie do tej pory wiedli i wchodzą w ciemność. W korytarzach zamczyska poznają prawdę tak o sobie, jak o mieście, w którym mieszkają. Tracą złudzenia, a wraz z nimi ostatnie cząstki niewinności jakie w sobie nosili. W zamian dostają dokładnie to, o co postanowili poprosić – spełnienie najskrytszych marzeń. Po tamtej nocy są pewni, że rozstają się już na zawsze. Nazajutrz każdy z nich rozpoczyna nowe życie, przekonany, że nigdy więcej nie postawi nogi w Rykusmyku.
„Szczęśliwa Ziemia” Łukasza Orbitowskiego to niesamowita opowieść o dorastaniu i bolesnej inicjacji, jaką ta dorosłość się rozpoczyna. Chłopaki zamieniają się w mężczyzn i z chwili na chwilę zaczynają być świadomi nieodwracalnych wyborów jakich dokonali w podziemiach zamku. Mijają lata, życie każdego z bohaterów przyjmuje zaskakujący, bardzo bolesny obrót. Zaczynają rozumieć, że to właśnie jest cena za spełnione życzenia, ich „krzyż”, który od tej chwili będą musieli dźwigać, aż do śmierci. Powracają wspomnienia i poczucie odpowiedzialności za dokonane wybory. W historii o Rykusmyku horror łączy się z powieścią obyczajową, historią o życiu naznaczonym nieszczęściem, napiętnowanym klątwą dorosłości i pragnieniami, które każdy z piątki przyjaciół wypowiedział tamtego ostatniego dnia lata ich młodości. Nic nie jest oczywiste. Wszystko jest względne, a każda z obietnic zostaje złamana.
„Szczęśliwa Ziemia” nie jest zwyczajną powieścią. To historia, w którą jesteśmy skorzy uwierzyć, bo jest w niej coś urzekającego. Ten element magiczny, dzięki któremu jesteśmy w stanie spakować się i wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Rykusmyku. Zabawić się w Indianę Jonesa i poznać tajemnice potwora w ciemności. Czegoś, co za potencjalnie niewielką cenę, jest w stanie ziścić nasze największe pragnienia. Rozwiązać pozornie nierozwiązywalne problemy. Ofiarować drugą szansę tam, gdzie wszystko wydawało się stracone. To doskonale napisana, nowa polska legenda o spełnianiu marzeń, o poświęceniu, o miłości i nienawiści. A przede wszystkim o niezwykłym sekrecie i męskiej przyjaźni, która przetrwała lata rozdzielenia, by w chwili największego kryzysu odrodzić się na nowo i stawić czoło koszmarom codzienności. Opowieść mocna, brutalna i niezwykle intensywna w penetrowaniu swoich sekretów. Wciąga, intryguje i w końcu – zostawia iskierkę nadziei tym, którzy najbardziej jej potrzebują.
O.
*Za tę prześwietną powieść dziękuję Oskarowi Grzelakowi z wydawnictwa Sine Qua Non.
**Notka osobista: co tu dużo pisać – „Szczęśliwa Ziemia” wciągnęła mnie bez reszty, zaraziła tajemnicami i snutą legendą tak bardzo, że teraz czuję, że muszę po prostu poznać inne powieści Łukasza Orbitowskiego. 🙂
Orbitowskiego jeszcze nie znam.. ale mam nadziej poznać..bo słyszałem wiele dobrego o jego książkach a Twa recenzja jeszcze utwierdza to przekonanie 🙂
U mnie to było własnie pierwsze spotkanie z twórczością Orbitowskiego i powiem Ci, że szał – muszę poznać więcej! 😀 Mega powieść, świetnie napisana i wciąga tak, że aż nie chce się oderwać 😀
Uau. Naprawdę, uau. Miałam tę książkę w łapkach na Targach Książki, ale jakoś jednak nie zdecydowałyśmy się poznać bliżej… a to chyba błąd był. Orbitowsiego bardzo cenię jako publicystę, z powieści czytałam „Święty Wrocław”, który był dobry, aleeee jakoś nie „zatrybił” ostatecznie. Muszę zapolować 😉
To moje pierwsze spotkanie z Orbitowskim i już wiem, że muszę mieć więcej 😀 Koniecznie jak natrafisz – zdobądź 😀
Świetna książka i rewelacyjna recenzja. Obie mnie zachwyciły 🙂
Dziękuję ślicznie Gosiu – „Szczęśliwa Ziemia” wymiotła totalnie 😀
W punkt:) Podzielam ten zachwyt i ciągle pamiętam, żeby polować na inne książki O.
😀
Słyszałam dużo dobrego o Orbitowskim 🙂 Chyba czas po niego sięgnąć 🙂
Warto, oj warto bardzo 🙂
Dzisiaj się za nią zabieram:) Zapowiada się mega interesująco!:)
Koniecznie daj znać, czy się podobało! 🙂
Ok:)
Jestem po lekturze i podobało się:)
Czyli godnie, ale bez szału? 🙂
Książka jest świetna:) Napisałem kilka słów na blogu, ale przyznam się, że nie wiedziałem z której strony ugryźć tekst, więc wyszło, jak wyszło. Jakby co przesyłam linka: http://ksiazkizklimatem.wordpress.com/2014/07/28/lukasz-orbitowski-szczesliwa-ziemia/
Wyszło godnie 🙂
🙂