Kryminalnie Bezsenne Środy: „Behawiorysta” Remigiusz Mróz – recenzja

bombla_behawiorysta

Każdy, kto zna z czytelniczego doświadczenia twórczość Remigiusza Mroza, którego nie bez przyczyny nazywam złotym dzieckiem polskiej literatury pop, odbiera ją na swój indywidualny, własny sposób. Jego powieści można kochać w sposób nieopanowany, można jest wychwalać pod niebiosa, można lubić i doceniać poszczególne tytuły, a można traktować je jako, ot, kolejny kryminalny wybryk na rynku. Z pewnością jednak, dzięki swojej nieprzerwanej obecności na księgarskich półkach, Mróz wypracował sobie status pracowitego rzemieślnika, który nie pozwala swoich fanom odpocząć nawet na jeden literacki sezon. Dzięki temu sięga po niego coraz więcej czytelników, testuje, próbuje i dopasowuje do siebie, bo w końcu w jego książkach, dzięki swojej rozpiętości gatunkowej, wielu może znaleźć coś dla siebie.

Kolejnym tytułem, którym Remigiusz Mróz kończy rok 2016 jest najnowszy kryminał z elementami thrillera psychologicznego, czyli „Behawiorysta”.

Czytaj dalej

Kryminalnie Bezsenne Środy: „Przewieszenie” & „Trawers” Remigiusz Mróz – recenzja + KONKURS!

bombla_podstawa_przewieszenie

Jest coś takiego w majestatycznym obrazie naszych polskich Tatr, że od razu nasuwa się na myśl błogi spokój. Bystro płynące potoki, krystalicznie czysta woda, porażająca świeżością zieleń, która omamia bogactwem zapachów, czy przejrzystością czystego powietrza. W ustach smak miejscowych owczych oscypków, wieczory przy ognisku, spotkania na szlaku, czy schroniskowe legendy, które rodzą się każdej nocy. Tatry inspirują, pomimo że stały się kolejnym popularnym miejscem turystycznego szaleństwa – to wciąż połacie dziewiczej przyrody, to legenda o Śpiących Rycerzach, to miejsce hipnotyzujące swoim naturalnym pięknem.

Czytaj dalej

Kryminalnie Bezsenne Środy: „W CIENIU PRAWA” Remigiusz Mróz – recenzja

Bombla_WcieniuPrawa

„Kto zabił?!” To wykrzyknienie, to pytanie to podstawowa idea kryminalnych opowieści. Dochodzi do zabójstwa, pojawia się trup i maszyna podejrzeń rusza z kopyta. Śledztwo meandruje od świadka do świadka, od podejrzanego do podejrzanego, alibi za alibi, niejasne próby oszukiwania samych siebie. Dobry kryminał ma w sobie to coś, co nie pozwala się od niego oderwać, bo wiadomo – trup to dopiero początek historii, a sztuka polega na tym, by w umiejętny sposób przedłużyć te emocje doświadczenia śmierci.

Kryminałów pisze się teraz wiele, bo przecież krwawa plotka to zawsze jest wdzięczny temat, jednak w natłoku serii, cykli, mniej i bardziej do siebie podobnych książek można się nieco znudzić. Kryminał to nie tylko detektywi, to nie tylko pieczołowite śledztwa, nie tylko współczesna, miejska otoczka i nie tylko wielotomowe serie! Bywają jeszcze powieści dopracowane od początku do samego końca, doskonale utrzymane w konwencji retro, tak jak rewelacyjny kryminał historyczny Remigiusza Mroza, czyli „W cieniu prawa”.

Czytaj dalej

„Ekspozycja” Remigiusz Mróz – recenzja + NIESPODZIANKA

Bombla_Ekspozycja

Ręka w górę kto kojarzy z lekcji historii najazd hordy Hunów na średniowieczną Europę? Przybyli nagle, niespodziewanie ze Wschodu i nad wyraz szumnie. Niewiele było potrzeba, by zaskoczeni mieszkańcy kolejnych wiosek i grodów ulegali ich napierającej sile. A co Hunowie mają wspólnego z literaturą? Istnieją tacy właśnie pisarze, którzy ni stąd, ni zowąd szturmem zdobywają serca czytelników i tym samym księgarski rynek. Atakują znienacka i ani się obejrzeć, a siedzą na naszych półkach. Idealnym przykładem takiego pisarza-zdobywcy jest Remigiusz Mróz, o którym jeszcze półtora roku temu przebąkiwali nieliczni, a dzisiaj obecny jest niemal wszędzie. Wygrane plebiscyty, coraz wyższe miejsca na listach bestsellerów i rzesze wiernych fanów w polskiej blogosferze. I kolejne książki, które pojawiają się niemal z prędkością światła. I tak jak Dżyngis Chan podbijał kolejne narody Azji, Bliskiego Wschodu i Europy, tak i Remigiusz Mróz podbija kolejne literackie gatunki, zostawiając w każdym coś za sobą i dając swoim fanom możliwość poznania jego talentu z każdej możliwej strony.

Czytaj dalej

„Kasacja” Remigiusz Mróz – Recenzja

Bombla_Kasacja

Niby wiosna miała już przejąć pałeczkę pogodową po zimie. Miało być słonko, ciepły wietrzyk miał zawiewać przyjaźnie, nawet burze wiosenne już ktoś przewidział. A tu taka niespodzianka! Bo nagle, ni stąd, ni zowąd, wszystko i wszystkich wokół zMroziło! Nie pozostaje nic innego, jak łapać czapki, nakładać na powrót rękawiczki i biec co sił do najbliższej księgarni, żeby zdążyć na czas. A na co polujemy? Na mróz, a raczej na Mroza – Remigiusza Mroza oczywiście.

Czytaj dalej

PRZEDPREMIEROWO: „Chór Zapomnianych Głosów” Remigiusz Mróz (PATRONAT!)

Bombla_ChórZapomnianychGłosów

 

„Wyszedł z założenia, że w naszej galaktyce istnieje wiele cywilizacji, które posiadają zdolność komunikowania się i podróżowania między gwiazdami z prędkością światła lub nawet szybciej. Fakt, że żadna z nich nie nawiązała kontaktu z Ziemią, według niego dobitnie dowodził, że cywilizacje te są wrogie. Gromadzą siły, przygotowują się i czekają. Gdyby było inaczej, dawno otrzymalibyśmy od nich jakikolwiek znak, że gdzieś tam są.

Edax rerum natura. Pożeracz wszechrzeczy. Tak uczony zdefiniował pozaziemską cywilizację, z którą nawiążemy pierwszy kontakt. I być może miał rację.”

Czy kiedykolwiek, spoglądając w gwieździste, nocne niebo, zastanawialiście się, czy gdzieś w tych odmętach kosmosu istnieją inne, podobne nam cywilizacje? Że gdzieś tam, hen, w odległej galaktyce, ktoś również spogląda w niebo i zadaje sobie podobne pytanie? Ach, gdyby tylko móc zwiedzić te wspaniałe rubieże wszechświata i niczym bohaterowie Star Treka wyruszyć w poszukiwaniu granic kosmosu! Nas, ziemian, od zawsze fascynowały tajemnice nieboskłonu. Odwieczne marzenie o lataniu, o nawiązywaniu kontaktu, krzykach wysyłanych w ciemność. I o ile większością kieruje w tym względzie niesamowity optymizm, wielu założyło również, że te ludzkie wrzaski w kosmicznej próżni niekoniecznie mogą mieć pozytywne skutki. A co jeśli ta cisza wynika z tego, że ktoś tam siedzi i czyha ukryty? Jeszcze odległy o miliony lat świetlnych, jednak czeka na odpowiedni moment do ataku? Co jeśli zapadł już gdzieś wyrok na błękitną planetę i pewnego dnia zniknie ona z Układu Słonecznego? Co jeśli trzecia planeta od słońca kiedyś zamieni się w pył i nikt więcej o niej nie wspomni?

Okładkowy03

O zagładzie i walce o przetrwanie gatunku ludzkiego wśród złowieszczych mieszkańców kosmosu opowiada najnowsza powieść Remigiusza Mroza zatytułowana „Chór Zapomnianych Głosów”. Tym razem, autor doskonałych wojennych przygodówek wziął na warsztat klasyczne science fiction i stworzył własną historię, w oparciu o znane i lubiane motywy gatunku. Horror łączy się tu z eksploracją. Przygoda z klasycznym popularno-naukowym podejściem. Bohaterowie odkryją tajemnice wszechświata, skrywane od eonów sekrety, których może lepiej byłoby pozostać nieświadomym. Nie wiedzieć i nie wylatywać w otchłanie. Jest pęd emocji i pęd ludzkości, by kolonizować kolejne galaktyki. Pytania o naturę wszechrzeczy, o istnienie Boga w miejscu, w którym panuje porażająca cisza. Zagadnienia sensu istnienia i próba odpowiedzi na pytanie, czy można zmienić przeznaczenie, czy może los naprawdę zapisany jest w gwiazdach. Wszystko to w świetnym stylu, sensacyjnie i dramatycznie, z humorystycznym akcentem, tak, by porwać czytelników prosto w szaleństwo kosmosu.

Załoga ISS Accipiter, jednego ze statków kosmicznych, biorących udział w misji kolonizowania odległych galaktyk, zostaje zaatakowana w czasie głębokiej kriostazy. Jedynymi, którzy przeżyli krwawą napaść są astrochemik Håkon Lindberg i nawigator Dija Udin Alhassan. Ocalali przy życiu członkowie załogi próbują nawiązać kontakt z Ziemią i tam dowiadują się, że to nie jedyny atak na statki ludzkości. Coś albo ktoś czai się w otchłani i przyzywa teraz pozostałe maszyny, by spotkały się w konkretnym miejscu kosmosu – samotnej, opuszczonej planecie, w odległej galaktyce. Ziemia jeszcze nigdy nie nawiązała kontaktu z żadną obcą cywilizacją, a jednak ktoś ich odnalazł. Teraz, w obliczu zagłady i śmierci miliardów istnień nie pozostaje nic innego jak stawić czoła niewidzialnemu wrogowi i spróbować ocalić rodzaj ludzki.

Dla wielbicieli tzw. light sci-fi, „Chór Zapomnianych Głosów” będzie kolejną podróżą w otchłanie kosmosu, dobrą powieścią, w której przeplatają się najbardziej znane i lubiane motywy z filmowo-serialowo-growo-literackich klasyków. Widać inspirację filmami jak “2001: Odyseja Kosmiczna”, “The Thing”, serią „Star Trek”, uniwersum „Star Gate”, a w szczególności serią „Alien” z „Prometeuszem” na czele. Być może znawcy gatunku nie dostrzegą w tej powieści nic odkrywczego, ale odnajdą z pewnością typowe, a zarazem najciekawsze elementy survival-horrorów, dużo porządnej akcji  i doskonale wykreowany klaustrofobiczny klimat opuszczonych statków kosmicznych. Tym samym powieść Remigiusza Mroza doskonale sprawdzi się przede wszystkim dla tych, którzy dopiero chcieliby rozpocząć swoją literacką przygodę z sci-fi. Jak zwykle autor przemycił potrzebną wiedzę i zadbał, by niezrozumiałe dla laika zagadnienia wytłumaczone były przejrzyście w dialogach między bohaterami, naturalnie i bez zbędnego natłoku wiedzy. Taki manewr pozwala po prostu świetnie się bawić przy lekturze, bez konieczności zastanawiania się co jest czym, lub co oznaczają poszczególne popularno-naukowe elementy.

Kosmos w wydaniu Remigiusza Mroza to mroczne i wrogie ludzkości miejsce. Dla otwartych i przyjacielskich mieszkańców Ziemi to gladiatorska arena, w której przetrwać mają najsilniejsi, najsprytniejsi, najbardziej wyrafinowani. Okrucieństwo, bezkompromisowość, czysta kalkulacja. Na nic przydadzą się szczere uśmiechy i komunikacja oparta na dyplomacji. Prawdziwa moc, bowiem, jest nie w górnolotnych słowach, a w czynach i sile rażenia broni. Liczą się krew i flaki, nic więcej. Prawo dżungli pośród gwiazd. Tym samym „Chór zapomnianych głosów” dołącza do wszystkich tych katastroficznych opowieści science fiction, których twórcy od zawsze biorą pod uwagę możliwe zagrożenie. Jeśli chociaż trochę byłoby to prawdą, jeśli ktoś tam siedzi i szuka możliwych celów do ataku, a jego wzrok zbliża się powoli do naszej galaktyki, to może lepiej przestać krzyczeć w pustkę i przeczekać, żeby trzecia planeta od Słońca jeszcze przez millenia spokojnie błyszczała błękitem w ciemnościach.

O.

KomiksWielkobukowy03

*Za powieść dziękuję wydawnictwu Genius Creations i oczywiście Remigiuszowi Mrozowi za możliwość patronowania 🙂

„Turkusowe Szale” Remigiusz Mróz

Bombla_TurkusoweSzale

 

„Ktoś musi spać, więc my czuwamy,
I przyczajeni pośród chmur,
Na obcym niebie załatwiamy.
Prastary nasz rasowy spór.

A kiedy Niemiec się zapali,
Aby rozjaśnić sobą mgły,
Ryby radują się w Kanale,
Bo martwy Niemiec nie jest zły.

Uhu… Uhu.. Uhu… wołają tak,
Po nocach Lwowskie Puchacze,
Uhu… Uhu… Uhu… lecą na szlak.”

Od jakiegoś już czasu Remigiusz Mróz daje polskim czytelnikom porządne lekcje polskiej historii ubrane w słowa tak, że nie pozostaje nam nic innego, jak zaczytywać się, pokrzykiwać w trakcie, a na końcu prosić, bądź błagać, o więcej. Spod pióra tego autora wychodzi wojenna przygoda w najczystszej postaci, jednak okraszona odpowiednią ilością faktów historycznych w taki sposób, że czytelnik jest w stanie po prostu uwierzyć w prawdziwość przedstawianych wydarzeń, nawet jeśli kolejne perypetie to wyłącznie literacka fikcja, oparta na rozdrobnionych faktach. Zachwyca uniwersalność snutych opowieści, w których odnajdują się nie tylko wielbiciele epoki, nie tylko znawcy historii, ale czytelnicy starsi i młodsi, tak jak na porządną przygodę przystało.

W swojej najnowszej powieści zatytułowanej „Turkusowe szale”, z rozszarpanych i okupowanych ziem polskich, tym razem Remigiusz Mróz przenosi nas w brytyjsko-kontynentalne przestworza. Trafiamy do bazy RAF-u, czyli brytyjskich sił powietrznych, w 1940 roku, w której stacjonują również pododdziały polskiego lotnictwa. Nie ma sensu wspominać Dywizjonu 303, bo to nie o nim jest ta opowieść. W zamian dostajemy historię mniej znanej grupy lotników, a mianowicie 307 Nocnego Myśliwskiego Dywizjonu zwanego również dywizjonem Lwowskich Puchaczy, niemniej równie fascynującą, bo taką, w której oprócz polskiej eskadry i brytyjskich asów przestworzy dostajemy na dokładkę… szpiega. Remigiusz Mróz znowu sięga do źródeł. Czerpie garściami z pamiętników, inspiruje się zapiskami, dziennikami i fotografiami. Fikcja literacka miesza się z wydarzeniami rzeczywistymi, prawdziwe miejsca zyskują nowe, wymyślone znaczenia, a nierozwikłane tajemnice dostają kolejne możliwe rozwiązania. Jest walka, jest zdrada i kawał porządnej akcji.

W brytyjskiej bazie RAF-u przebywa jedna z ostatnich grup polskich lotników. Dywizjon 303 szaleje na niebie tworząc legendę, a oni, Dywizjon 307, bezczynnie spędzają czas w bazie na nieskończonych szkoleniach, odwołanych lotach i przesiadując w pobliskich pubach. Chcą się bić, ale nikt ich do walki nie chce na razie przyłączyć. Polacy są buńczuczni i nieokrzesani. Nie rozumieją, że ich postawa nie ułatwia nikomu życia w bazie. Nie ma dla nich maszyn, poza przestarzałymi i znienawidzonymi defiantami, które nie bez przyczyny nazywa się „latającymi trumnami”. Kolejni dowódcy odchodzą, wymieniani przez następnych. Rosną konflikty między Polakami i Brytyjczykami. Rośnie wzajemna niechęć. Jednak w końcu zaczyna się czas, w którym piloci będą mieli szansę się wykazać. Rzesza naciera i znienawidzony wróg zbliża się do bram. A tak naprawdę wróg jest bliżej niż im się zdaje, bo ktoś sabotuje działania Dywizjonu od wewnątrz, narażając życie kolejnych lotników.

O ile w Parabellum sympatia do bohaterów rodzi się natychmiastowo, a każdy z nich zbudowany jest tak, że w pełni rozumiemy motywacje i po części nawet możemy się z nimi utożsamiać, to w „Turkusowych szalach” nie jest łatwo znaleźć sobie kogoś do podziwiania. Ignorancja, olewactwo, niby-zuchwałość objawiająca się ryzykownymi figurami w powietrzu, jak chociażby przelatywanie nisko samolotem nad dziewczynami… Skąd my to znamy? Może Miramar? Może elitarne Top Gun? Tylko zamiast elity i mavericków, których brawurę uzupełnia powietrzny geniusz i szacunek do przestworzy, dostajemy rozwydrzonych chłopaków, których tłumaczy jedynie trauma wojny i potrzeba dokopania niemieckiemu wrogowi. Zamiast sympatii, to niczym ci biedni Brytyjczycy, nie pozostaje nic innego jak patrzeć z dystansu i zastanawiać się, czego te polskie chłopaki szukają w ich bazie. Brak szacunku do kogokolwiek i czegokolwiek, ignorowanie rozkazów i przełożonych, grubiaństwo i pijaństwo – cały zbiór stereotypów zebrany w jednej jednostce, w dywizjonie 307. Ze świecą szukać tu dżentelmenów, rozsądku, czy dobrego wychowania. Mistrzów lotnictwa również brak. Średnie kwalifikacje, niechęć do nauki i prostactwo w stosunku do innych narodów zamiast tej oczekiwanej sympatii wywołały we mnie jedynie zażenowanie. Chłopaki z kompanii Obelta w Parabellum odznaczali się gigantyczną odwagą podpiętą umiejętnościami, tutaj pozostaje jedynie wyolbrzymiony patriotyzm i nadwątlony honor, bo ile można wyzywać Brytyjczyków od „herbaciarzy”, ile ignorować rozkazy, ile podrywać pracujące w bazie kobiety na średnio smaczne teksty? Lwowskie Puchacze musiały się nieźle nagimnastykować, by w końcu zapracować sobie na szacunek czytelnika, mój szacunek, i zdradzę Wam, że udało im się tego dokonać z nawiązką.

„Turkusowe szale” to kolejna doskonała wojenna przygoda serwowana przez mistrza tego gatunku, jakim w ostatnim czasie stał się Remigiusz Mróz. Znowu moc emocji, znowu pęd naprzód i świergot kartek pod palcami, a wokół wiatr, bo tak szybko przelatują. Pomimo mojej zupełnie subiektywnej, może nie niechęci, bo to zbyt mocne słowo, ale dystansu, jaki zachowałam wobec postaci, to jednak trzymałam za nich kciuki, chciałam, żeby im się powiodło i bywały chwile dumy i radości. Druga Wojna Światowa spod pióra Mroza znowu nabrała rumieńców. Zrodziła kolejnych godnych zapamiętania bohaterów. Akcja, sensacja i dramat. Tym razem w przestworzach i na obcej ziemi, jednak w imię tego, co tak nagle odebrane i zamordowane. Wolność w powietrzu daje szansę na wolność na ziemi. Pozwala na rewanż i na zemstę, chociaż nigdy ta zemsta nie będzie wystarczająca. „Turkusowe szale” przypomniały o tym wszystkim na nowo. I napiszę Wam wprost – ta część historii dawno nie była tak fascynująca.

O.

*Za lot w przestworza, gdy choróbsko trzymało mnie przykutą do poduchy dziękuję samemu Remigiuszowi Mrozowi 🙂

**A Wam moi Drodzy tylko przypominam, że #IdzieMróz i w dodatku już niebawem wraca PARABELLUM!

„Parabellum: Horyzont Zdarzeń” Remigiusz Mróz

Bombla_Parabellum#2

Kontynuacje doskonałych opowieści mają to do siebie, że w bardzo niewielu przypadkach zdolne są utrzymać poziom oryginału. Często bywa, że tracą spójność, rozjeżdżają się i gdzieś po drodze chaotycznie, jakby na siłę, rozbudowują zagubione wątki i rozpędzają się w kilku różnych kierunkach. Jednak, jak we wszystkim, istnieją wyjątki od reguły. Historie, które nieistotne ilu tomowe, trzymają poziom, w umiejętny sposób wciągają jeszcze głębiej czytelnika w swój świat i jeszcze długo nie pozwalają o sobie zapomnieć. Do takich niezwykle udanych, świetnie skonstruowanych kontynuacji należy z pewnością „Horyzont Zdarzeń”, czyli druga część wojenno-przygodowego cyklu autorstwa Remigiusza Mroza Parabellum (której nazwa pochodzi od parabellum zwanego Lugerem od nazwiska swojego twórcy, czyli klasycznego pistoletu oficerów wojska niemieckiego), której wydarzenia podejmują fabułę w chwili zakończenia pierwszej części, czyli „Prędkości Ucieczki” (klik!klik!).

„Horyzont zdarzeń” to wciąż jest historia miłości, o braterskiej przyjaźni i wojennej przygodzie, a także o nienawiści, która płynie falą przez Europę, nie dając się zatrzymać. Tym razem jednak Remigiusz Mróz postanowił przenieść środek ciężkości z bohaterów i połączyć ich przeżycia z wnikliwym ukazaniem dwóch wrogich obozów, które obsiadły Polskę z każdej strony, rozszarpując i pożerając po kawałku. Maria i Staszek nadal uciekają na zachód, do Francji, tym razem już sami, ścigani przez listy gończe hauptmanna Christiana Leitnera. Leitner natomiast zmaga się ze swoim przeniesieniem do służb SS i przyjazdem do Rawicza szalonego porucznika Johanna Blankenburga. A na wschodnich terenach okupowanych przez Sowietów z oprawcą walczy nieprzerwanie kompania Obelta, czyli Bronek, Chwieduszko i Kiljan, którzy po nieudanej próbie odbicia swojego dowódcy kierują się dalej na wschód. Sam Obelt, teraz już zostawiony samemu sobie, ranny i bezsilny, trafia do niemieckiego obozu jenieckiego dla polskich oficerów. Wszyscy oni mają swoje konkretne, prywatne cele i próbują wszelkimi sposobami osiągnąć je w nowej, niełatwej rzeczywistości. Tym razem jednak każdy z nich musi osobiście zmierzyć się z osaczającym go najeźdźcą.

Remigiusz Mróz idealnie zobrazował różnice między napierającą z zachodu Rzeszą a walącym ze wschodu Związkiem Radzieckim. Obu tyranom przyświeca jeden cel – zniszczyć Polskę, zmiażdżyć i wtłoczyć w to co zostało swoją filozofię nienawiści i zniszczenia. Obu charakteryzuje pierwotne zło płynące z ich obsesyjnych dowódców. Oba narody trawi gorączka zabijania. Jakieś nieokreślone szaleństwo, które trudno normalnemu człowiekowi pojąć nawet po latach. Wśród nazistów jednak to szaleństwo i okrucieństwo zdają się być wpisane w konkretny system. Kierują się określonymi, narzuconymi z góry regułami. Dobrym przykładem jest tutaj Christian Leitner, wyznawca przysłowiowego Ordnungu, gdzie wszystko musi mieć swoją konkretną przyczynę, cel i musi do czegoś prowadzić. Jest zimny i zdystansowany, potrafi trzeźwo określić sytuację, wymijając chorobliwą propagandę Hitlera. Z drugiej strony Johann Blakenburg, ślepo wykonujący rozkazy, niby wydaje się skończonym sadystą, a jednak również jego działania mieszczą się w kodeksie postępowania grup specjalnych niemieckiego wojska.  Działają „czysto”, układnie, według ustalonych regulaminów, nawet jeśli wydaje się, że jest inaczej.

Dopełnieniem obrazu opętanej porządkiem i prawem Rzeszy są miasteczka i wioski niemieckie, jakie mijają w swojej podróży Maria i Staszek. Gdy po ucieczce trafiają do protestanckiej wioski aż wstyd im się pokazywać na ulicy! Wszędzie czysto, pachnąco, klomby kwiatów i ludzie spacerujący za rękę. Jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby za ich granicą nie działy się wszystkie okrucieństwa. Ot, płyną zwyczajne dni. Dzieci marzą o przyłączeniu do Hitlerjugend, organizowane są pochody i pomniejsze uroczystości. Nad wszystkim czuwa uwielbiany Führer i nikt niczym specjalnie nie musi się przejmować. Idylla. Sielanka. Uśmiechnięci ludzie, którzy skorzy są pomóc potrzebującym. O ile nie okażą się oni być Polakami. Albo Żydami.

A jednak mieszkańcy wschodniej granicy leżącej w gruzach Polski gotowi są spakować manatki i uciec prosto w ramiona nazistów byle dalej od najeźdźcy ze wschodu. Radzieccy żołnierze okazują się być jak dzikie bestie spuszczone z łańcucha. Nikt nad nimi nie panuje. Nikt nimi nie dowodzi. Są uosobieniem wojennego chaosu, największego koszmaru, jaki może spotkać mieszkańców okupowanych ziem. Brudni, śmierdzący nie kierują się żadnym kodeksem. Nie mają regulaminu. Za bestialskie zbrodnie nie odpowiadają przed kimkolwiek. Ich celem jest jedynie siać grozę i zniszczenie. Wpadają do domów jak sfora psów, zawsze w pace, gwałcą kobiety na śmierć, zabijają dzieci, znęcają się nad starcami, by na koniec wszystko za sobą spalić, wrzucić do rowu i odejść zanosząc się pijackim śmiechem. Są zupełnie nieprzewidywalni. Opętani wolnością i bezkarnością.

W „Horyzoncie Zdarzeń” to chłopaki kompanii Obelta muszą zmierzyć się z tak potwornym wrogiem. Są świadkami niewyobrażalnych okrucieństw i nic nie mogą zrobić. Osobą, która może niejako dobrze zobrazować przykład radzieckiego żołnierza jest niejaki Wiektor Iwanowicz Sidorenko, na którego trafia kompania. Człowieka, który będąc w grupie innych mu podobnych, zupełnie na ślepo podążał za współbraćmi. Na instynkt. Nie myślał. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Po prostu działał. Dopiero gdy zyskał czas, by dojrzeć zniszczenie, postanawia pomóc. I nawet  okazuje się nie być taki zły, chociaż szaleństwo płynie mu we krwi razem z galonami wódki.

Jak zdążyliście już pewnie zauważyć „Horyzont Zdarzeń”, podobnie jak „Prędkość ucieczki”, pędzi naprzód, wciąga w fabularne szaleństwo i aż z trudem można się od niego oderwać. A zupełnie przy okazji Remigiusz Mróz daje nam całkiem porządną lekcję historii, jej wybranych elementów, przeżywanych i widzianych oczami zwykłych ludzi: żołnierzy, ruchu oporu, czy mieszkańców okupowanych terenów. Ich sytuacja zmienia się co chwilę, przekształca jak w kalejdoskopie. Wojna nie pozwala o sobie zapomnieć, nie daje oddechu ani na moment. Nikt nie jest bezpieczny. Nie istnieją idealne kryjówki. Zagrożenie czyha dosłownie z każdej strony. Druga część cyklu Parabellum trzyma mocno poziom, w narracji, trybie opowieści nie zmienia się nic – doskonała wojenna historia z wątkiem przygodowym trwa, tak jak wciąż próbują wytrwać i odnaleźć się w nowej rzeczywistości jej bohaterowie. Maria, Staszek, kompania Obelta, Holzer i nawet Leitner – oni wszyscy jeszcze bardziej ludzcy, jeszcze bliżsi i tak samo znajomi, jak poprzednio. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejny tom, bo finał „Horyzontu Zdarzeń”, moi Drodzy, wbija w fotel i zmusza do zagryzania paznokci z nerwów. Oby wkrótce!

O.

*Za książkę wraz z przemiłą dedykacją dziękuję pięknie autorowi Remigiuszowi Mrozowi 🙂

„Parabellum: Prędkość Ucieczki” Remigiusz Mróz

Bombla_Parabellum01

W ostatnich dwóch dekadach popkultura całkowicie przejęła i przyswoiła sobie tematykę II Wojny Światowej. Ten wydawałoby się trudny temat jest eksploatowany z każdej strony, stał się po prostu modny w każdej dziedzinie i każdym możliwym gatunku – w kinie triumfują produkcje nawołujące do spielbergowskich „Listy Schindlera”, „Szeregowca Ryana” czy serialowej „Kompani Braci”, na równi z filmami luźno czerpiącymi z tego historycznego okresu, w stylu „Kapitana Ameryki”. Podobna sytuacja jest z grami, gdzie serie jak „Call of Duty” czy „Medal of Honor” występują jednocześnie z tytułami typu Wolfenstein. To zróżnicowanie w formie pozwala współczesnemu odbiorcy doskonale dopasować tematykę II Wojny Światowej do siebie i przyswoić na swój sposób, bez konieczności skupiania się wyłącznie na jej pojedynczym aspekcie, czy na konkretnych, wymuszonych emocjach.

Inaczej ma się jednak sytuacja w literaturze. Bo w tym przypadku temat nazistowskich zbrodni, Holokaustu i dramatów wojennych wciąż często traktowany jest w sposób klasyczny, z naciskiem na patos i ludzki dramat. Cierpienie, śmierć, cierpienie i tak w kółko, aż do przejedzenia i odarcia z głębszych odczuć czytelnika, niestety. Wydawanych jest mnóstwo tytułów z podobnej kategorii, świetnych, a jednak jakoś już tematycznie przegadanych, jak młodzieżowa „Złodziejka książek” Markusa Zusaka, „Biegnij chłopcze, biegnij” Uri Orleva, czy „Dziewczynka w zielonym sweterku” Krystyny Chiger. Największą rolę odgrywają tam potworne, inspirowane prawdą wspomnienia, nieszczęście, ból i rozpacz, których nie da się zapomnieć.

Zupełnie z innej strony do tematu II Wojny Światowej podszedł Remigiusz Mróz w swojej przygodowo-historycznej serii Parabellum (tak w ramach szybkiego wyjaśnienia: parabellum zwany Lugerem od nazwiska swojego twórcy, to klasyczny pistolet oficerów wojska niemieckiego), której pierwszy tom nosi intrygujący tytuł „Prędkość ucieczki”. Już od pierwszych stron widać, że nie będzie to jedna z tych wyciskających łzy powieści, ale mocna, okraszona czarnym humorem nietypowa opowieść wojenna, w duchu kultowej „Wielkiej ucieczki”, „Złota dla zuchwałych”, czy „Bękartów Wojny”. Czuć świeże, nowoczesne podejście do tematu, odizolowane od dramatycznych wspomnień, ale traktujące wojnę, jako możliwość opowiedzenia pasjonującej historii o kilku wyjątkowych bohaterach, niekoniecznie przebywających na głównych frontach. W ten sposób powstała doskonała powieść, w której zamiast dużych miast są dworki, zamki, górskie wioski i małe polskie miasteczka, a realizm historii czasami miesza się z intrygującymi przygodowymi elementami, jak spotkanie znachora, czy wioskowej czarownicy.

„Prędkość ucieczki” to opowieść o miłości. Niby takie proste, prawda? Ale będzie to miłość wystawiona na dziesiątki prób. Miłość na przekór i pod wiatr, bo nie ma już nic bardziej niebezpiecznego od uczucia Polaka i młodej Żydówki, gdy agresorzy wdzierają się do kraju z każdej ze stron, siejąc filozofię zniszczenia i nienawiści. Stanisław Zaniewski i jego narzeczona Maria zaryzykują i wyruszą na zachód, by ratować swoje życie i zacząć wszystko od nowa. Staszek i Maria są wyjątkową parą. On, cztery lata młodszy od narzeczonej, często poddaje się jej woli, jednak wspiera w trudnych momentach. Maria natomiast jest silna i przebojowa. Potrafi szybko podejmować decyzje i posiada tą niezwykłą umiejętność znalezienia rozwiązania każdego problemu. Interesuje się polityką i dzięki temu od miesięcy była świadoma zagrożenia ze strony Niemiec. Atak nie był dla niej niezrozumiałym zaskoczeniem. To dzięki niej narzeczeni wyruszają w podróż życia, mając za przewodnika tajemniczego, nieprzewidywalnego Holzera, znajomego rodziny Marii, których łączy mroczny sekret z przeszłości.

Powieść Remigiusza Mroza to także, a może przede wszystkim, opowieść o wielkiej, braterskiej przygodzie. Bronek Zaniewski, starszy brat Stanisława, stacjonuje wraz ze swoją jednostką na granicy z Rumunią. Wieść o ataku Rzeszy na Polskę nakazuje im powrót do kraju i czekanie na konkretne rozkazy. Jednak po nalocie Luftwaffe z żołnierskiej drużyny zostaje już tylko czwórka: Bronek, Chwieduszko, Kiljan i ich dowódca, kapitan Obelt. Ta mała kompania nie podda się, nie wycofa, ale wbrew wszystkiemu, kierując się honorem i miłością do ojczyzny, wróci na swoje ziemie, by spróbować bronić upadającej Polski. Staną się legendą, żywą opowieścią i postrachem Niemców, organizując zasadzki oraz ratując całe rodziny przed masowymi mordami.  Będzie brutalnie, krwawo i męsko, a każdy z polskich żołnierzy będzie gotów poświęcić własne życie, by ratować okupowany kraj i jego obywateli.

W wojennych opowieściach nie może zabraknąć samego najeźdźcy, który w tym przypadku jest jednym z najgorszych i najbrutalniejszych wrogów. Niemcy, Adolf Hitler i jego sen o Tysiącletniej Rzeszy, która uratuje świat. Przed czym? Nie wiadomo, ale w jego chorą, wyrafinowaną filozofię wierzy dwóch głównych przedstawicieli nazistowskiej strony – hauptmann Christian Leitner i SS-man porucznik Blankenburg. Leitner to klasyczny przypadek służbisty. Na wojnie kieruje się kodeksem wojskowym, pilnuje, by ściśle dopełniać swoje obowiązki, a przede wszystkim trzyma żelazną dyscyplinę wśród swoich żołnierzy. Wierzy w Rzeszę, ale nie w bezsensowną przemoc, ani gwałt, co intryguje i sprawia, że jego postać staje się wielowymiarowa, odbiegając od wizerunku typowego nazisty. Natomiast Blankenburg jest modelowym SS-manem. Podnieca go zadawanie bólu, jest mistrzem wyrafinowanych metod torturowania i zabijania. Jego psychopatyczny umysł wciąż poszukuje godnego siebie przeciwnika, niszcząc wszystkich innych po drodze.

Pierwszy tom Parabellum ma w sobie wszystko, czego wymagać można od doskonałej wojennej historii z wątkiem przygodowym. Jest miłość, jest kompania braci, walka za honor ojczyzny i walka z demonicznym wrogiem. Remigiusz Mróz zadbał o najmniejsze szczegóły. Nazewnictwo, wygląd, mijane po drodze miejsca – to wszystko idealnie do siebie pasuje i świetnie uzupełnia dramatyczne przeżycia bohaterów. Jest tu romans i perypetie, braterstwo i walka, wszystko to na tle rozrywanej, rozpadającej się Polski, której już nic nie może uratować. Okrucieństwo wojny, potworne widmo Holokaustu na horyzoncie i cierpienie milionów ludzi. I  w tym wszystkim zwyczajni ludzie – Staszek, Maria, Bronek i inni, którzy nie chcą się poddać i wierzą, że jeszcze nie wszystko stracone. Tak bliscy. Tak jakoś znajomi i podobni w swoim uporze do nas, współczesnych. Nie pozostaje nic innego jak porwać się w wir ich historii i spróbować odmienić los.

O.