Kryminalnie Bezsenne Środy: „Przewieszenie” & „Trawers” Remigiusz Mróz – recenzja + KONKURS!

bombla_podstawa_przewieszenie

Jest coś takiego w majestatycznym obrazie naszych polskich Tatr, że od razu nasuwa się na myśl błogi spokój. Bystro płynące potoki, krystalicznie czysta woda, porażająca świeżością zieleń, która omamia bogactwem zapachów, czy przejrzystością czystego powietrza. W ustach smak miejscowych owczych oscypków, wieczory przy ognisku, spotkania na szlaku, czy schroniskowe legendy, które rodzą się każdej nocy. Tatry inspirują, pomimo że stały się kolejnym popularnym miejscem turystycznego szaleństwa – to wciąż połacie dziewiczej przyrody, to legenda o Śpiących Rycerzach, to miejsce hipnotyzujące swoim naturalnym pięknem.

Ten sielankowy obraz całkowicie burzy, puszcza z dymem i tańczy na jego zgliszczach Dżyngis Chan polskiej literatury, czyli nie kto inny, jak niepokonany Remigiusz Mróz, niezmiennie podbijający serca fanów. Jego trylogia z komisarzem Forstem, na którą składają się „Ekspozycja” (recenzja – TUTAJ), „Przewieszenie” i „Trawers” obala wszelkie możliwe mity, rozrywa w strzępy resztki naszych iluzji – Tatry to bezwzględne miejsce, tym bardziej niebezpieczne, bo inspirujące wszystkich tych, którym w głowach roją się szalone wizje ciał rozszarpanych przez ostre jak nóż skały. Szaleńców takich jak Bestia z Giewontu, która nie tylko powraca w okolice, ale znowu zbiera krwawe żniwo na tatrzańskich szlakach.

okladkowy228

Śmierć czai się na nic niepodejrzewających turystów. Z początku wydaje się, że to jedynie czarna passa, przypadek za przypadkiem, jednak szybko okazuje się, że nie ma przypadków, kiedy w górach ginie więcej osób niż kiedykolwiek wcześniej w tak krótkim czasie. Komisarz Forst wie, że Bestia wróciła. Pomimo oskarżeń, pomimo bolesnych przeżyć i wielkiego ryzyka rusza na polowanie, poświęcając wszystko dla śledztwa. Wkrótce okazuje się, że mordercy nie zależy na śmierci samej w sobie – to Forst jest celem. A kiedy wydaje się, że znowu życie powróci do jako takiej równowagi, kiedy nadejdzie kara, kiedy świat wyrówna poziom okrucieństwa, śmierć pojawi się znowu na tatrzańskim szlaku. W rozwiązaniu zagadki nie pomoże ani konflikt wokół fali uchodźców, ani polityczne rozgrywki miejscowych. Tym razem Forst będzie musiał poświęcić całego siebie.

okladkowy229

W twórczości Remigiusza Mroza, co świetnie widać w „Przewieszeniu”, czy „Trawersie” (zresztą w „Ekspozycji” również), na pozbawionych czujności czytelników czai się zawsze przysłowiowy, christienowski CZERWONY ŚLEDŹ (z ang. Red herring). Mowa tu oczywiście o fałszywym tropie, znaku rozpoznawczym królowej kryminałów Agathy Christie, który sprowadza czytelników na manowce, celowo odwraca ich uwagę od tego, co ważne i podejrzane, by przedłużyć radość z lektury. Co intrygujące, ta sprytna ryba stanowi niemal podstawę fabularną tej trylogii. Remigiusz Mróz w umiejętny sposób tak prowadzi swoje wątki, że pomimo tego, że przecież mają  znaczenie, są ważne z pespektywy zaangażowanych bohaterów, to wcale a wcale nie rozwiązują podstawowej zagadki, czyli nie odpowiadają na tradycyjne pytanie „kto zabił?”. Tutaj tajemnica ma więcej warstw niż kiedykolwiek i czai się głęboko w cieniu Tatr.

Komu z początku nie było po drodze z perypetiami komisarza Wiktora Forsta, ten w „Przewieszeniu” i „Trawersie” odnajdzie wszystko to, czego tak brakowało w „Ekspozycji”. Dostajemy wnikliwy portret najważniejszych postaci, ich wewnętrzne rozterki, ich bolączki oraz tęsknoty. Mróz nie oszczędza nikogo, wyciska ile tylko się da i doprowadza do stanu skrajnej rozpaczy tak bohaterów, jak swoich czytelników. Tym razem wychodzi poza utarte ścieżki sensacyjno-kryminalne, wprowadzając wątki polityczno-społeczne, co najlepiej rysuje się w konfliktach w „Trawersie”. Nagonka medialna na uchodźców, postawy ludzkie wobec „innego” i „obcego”, wszystko to, z czym zmaga się Polska teraz i dziś. I oczywiście zakończenie, które nie mogło być mocniejsze, czy bardziej intrygujące dla tej trylogii – zostają tylko zgliszcza.

Kryminalne TAK dla: tatrzańskich szlaków, dla niebezpiecznych przełęczy, dla komisarza Forsta i Bestii z Giewontu.

O.

Konkurs

Razem z Filia Mroczna Strona zapraszamy na konkurs! <3

ZADANIE KONKURSOWE:

Co wolicie bardziej –  góry, czy morze? I dlaczego jedno albo drugie?

Nagroda: Trylogia z komisarzem Forstem: „Ekspozycja”, „Przewieszenie” i „Trawers”

konkursblog

REGULAMIN KONKURSU:

  • Organizator: Olga Kowalska blog Wielki Buk i Wydawnictwo Filia Mroczna Strona.
  • Konkurs trwa: Od środy 7 września 2016 roku do niedzieli 18 września 2016 do godz. 23:59.
  • Zwycięzcy: Zwycięzca zostaje wybrany za najciekawszą odpowiedź po 18 września.
  • Nagroda:  Trylogia z komisarzem Forstem: „Ekspozycja”, „Przewieszenie” i „Trawers”.
  • Uczestnikiem konkursu zostaje osoba udzielająca odpowiedzi na pytanie konkursowe, w formie pisemnej, w komentarzach pod tekstem.
  • Koszt nadania nagród ponosi organizator. Nie wysyłam nagród za granicę. Termin zgłaszania się po nagrodę to 30 września 2016, po którym to terminie zwycięzca automatycznie zrzeka się nagrody w przypadku niepodania swoich danych do wysyłki.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem FILIA Mroczna Strona. <3

podziekowaniefilia2

**Po więcej komisarza Forsta koniecznie zajrzyjcie na vloga! 🙂 

Komentarze do: “Kryminalnie Bezsenne Środy: „Przewieszenie” & „Trawers” Remigiusz Mróz – recenzja + KONKURS!

  1. tanayah napisał(a):

    Uwielbiam ten cykl <3 Co prawda tom pierwszy podobał mi się mniej (choć emocjonalnie czołga), ale już dwójka i trójka to wyborne kryminały 😀

  2. LadyDeVi napisał(a):

    Po pierwsze: O MATKO <3 Niedawno rozmawialam z mama ktora odnalazla swoj sens w kryminaly po wielu wielu latach keidy zaproponowalam jej ekspozycje na ktora CZEKALAM w bibliotece dlugie dni. Wyorbaz sobie ze pokochala tak bardzo, ze juz kombinuje tom drugi chociaz nigdzie go nie ma. W bibliotece jestesm ydaleko w tyle 🙁 A tu taki konkurs. Coz sprobuje ile sil dla mamy 🙂

    Zawsze bylam za morzem. Dlaczego? Bo jestem z Kaszub a mieszkam na Kuajwach. Tak trudno bylo mi zpaomniec o pisaku i slonych falach. Tak dawno tam nie bylam, ze juz prawie zapomnialam jak wyglada Sopot, Gdynia, Łeba, Gdansk. Te piekne miasta zostaly zapomniane. Ale maja w sobie cos jeszcze poza piaskiem i woda. Maja piekne lasy. Piekne okolice po ktorych mozna spacerowac godzinami. Ale…
    Ale w tym roku wszystko sie zmienilo. I chociaz bardzo ale to bardzo chcialabym odwiedzic morze wybralam gory.
    Gory ktorych nie znalam. Gory ktore byly mi obce. Gory tak wysokie i tajemnicze!
    I sie zakochalam. Jest las, jest piasek, sa kamienie, jest woda w strumieniach, jest wiatr powiewajacy wlosami, dzwiek dzownkow u szyji owiec, jest zapach oscypkow, kolor brazu widoczny na kazdym zakrecie. I mozna chodzic, i chodzic i chodzic i nie ma konca. Ich piekno sprawilo ze stracilam dla nich glowe.
    A co najwazniejsze. Spełnilam swoje marzenie.
    Zdobylam moje peirwsze w zyciu szczyty.

    Tak wiec jesli mialabym wybierac. Odwiedzilabym morze ale w drodze powrotnej ominela Kujawy i pojechala na poludnie do gor. Sentyment czy marzenia? Wspomnienia czy sila?
    Tak trudno wybrac.

    pozdrawiam 🙂

  3. Klara Rennert napisał(a):

    Odpowiedź na tak zadane pytanie jest banalnie prosta. Góry, góry od kiedy pamiętam. Już jako dziecko zbierałam widokówki przedstawiające monumentalne masywy i skalne urwiska. Wtedy góry znałam od strony sportów zimowych, czasem wybrałam się tam w wakacje. Miłość do gór przyszła niespodziewanie, od pierwszych samodzielnych wakacji po maturze. Wybraliśmy się w Tatry trochę przypadkiem. Od tego czasu mija właśnie 10 lat i uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie lata każdą wolną chwile spędzam w górach- mniejszych i większych. Góry to dla mnie kwintesencja piękna przyrody z różnymi jej obliczami. To małe wzniesienia porośnięte lasem, poprzecinane wąskimi ścieżkami, gdzie w jesienne dni zalega mlecznobiała, leniwa mgła. To piękne otwarte połacie łąk, z niesamowitym widokiem na dziesiątki kilometrów horyzontu. To posępne, poważne turnie i skalne ściany uświadamiające nas jak niewielkim pyłkiem wobec wszechświata jesteśmy. To wielkie masywy lodu i śniegu z czyhającymi ukrytymi szczelinami lodowców i przeszywającym zimnem. Kocham góry za to, że tak bardzo wgryzły się w moje życie. W górach mogę robić mnóstwo rzeczy, a każda z nich sprawia mi nieopisaną radość. To tam wędruję niespiesznie, ciesząc się chwilą, tam również trenuję ciężko i biegam zawody na dystansach, o których kiedyś nawet nie śniłam, tam dowiaduję się, że nie ma rzeczy niemożliwych, że jestem silna, wytrzymała i zdeterminowana. Po zmroku góry stają się dla mnie pretekstem do chwili zadumy z kubkiem herbaty lub butelką piwa, stoję wtedy przed schroniskiem i słucham jak huczy wiatr lub siedzę przy ognisku i patrzę na uciekające iksierki światła. Góry to dla mnie miliony wspomnień, jak również miliony planów na przyszłość. To miejsca do których zawsze wracam z radością w sercu. 🙂

  4. takitutaki napisał(a):

    koniec lata zdecydowanie „mroźny” a seria świetna.. teraz trzeba czekać na ekranizację.. idealnym aktorem na Forst byłby np. ktoś taki jak Bryan Cranston albo taki Jeremy Irons a z takich co umieją dobrze powiedzieć 'dzień dobry’ to musiałby być ktoś z dużą charyzmą.. tylko kto?

    a ponieważ serię mam tylko w formie ebookowej a żona z pewnością się ucieszy z trzech książek na półce to mogę odpowiedzieć na pytanie, że ze względu na bliskość to preferuję i kocham góry, poza tym miłość na odległość się nie sprawdza a morze jest bardzo daleko od Śląska, chyba że wybudują TGV, poza tym w górach jest moja ulubiona Szczawnica w której możliwe że się osiedlę na emeryturze i będę tam się zaczytywał na starość, chyba że tego 500+ nie starczy, ale powinno starczyć na ten starczy czas..

  5. Inga napisał(a):

    Choć bardzo zainteresowała mnie ta trylogia i znajdujący się w niej motyw mrocznych gór, ja osobiście wolę morze. Uwielbiam czuć piasek pod stopami. Uwielbiam patrzeć na morze i nie widzieć żadnych granic, tak jakby nie kończyło się nigdzie, jakby było bezkresne. Uwielbiam szum fal, który wprowadza mnie w melancholijny spokój. W takich momentach nie istnieje dla mnie nic innego oprócz wody. Na plaży czas mogę spędzić zarówno aktywnie – kąpiąc się, jak i chwilę odetchnąć przy opalaniu. Choć ja osobiście najbardziej lubię spacerować tuż przy brzegu. Jak widać zdecydowanie wolę morzę, ale nie mogę odmówić równie magicznego klimatu owijającego się wśród szczytów gór 😉

  6. bukowakraina napisał(a):

    Oczywiście , że góry ! Góry kojarza mi się z czymś wielkim i potężnym a tak poza tym to uwielbiam chodzić po górach ! Góry to dla mnie taka odskocznia po cieżkim okresie i dałabym wiele by mieszkać w górach <3

  7. malania napisał(a):

    Góry <3
    Dlatego, że to tam jestem najbliżej natury, najdalej od zgiełku i od cywilizacji. Tam prawdziwie wypoczywam podziwiając wielki majestat i siłę natury i mam czas by zwolnić i wsłuchać się w siebie. I do tego cen cudowny, morderczy wysiłek, który zostaje, w epicki wręcz sposób, wynagrodzony na szczycie.
    Stać na szczycie góry, cudownie zmęczonym i podziwiać te wspaniałe widoki to jest coś, czego nie da się opisać słowami. To jest specjalny stan, który wyzwalają tylko góry, którego niczym nie da się tego zastąpić.
    To uzależnia i to trzeba po prostu przeżywać, najlepiej jak najczęściej 😉

  8. Edyta napisał(a):

    Zdawałoby się, że jest to ciężki wybór i zawsze przedwakacyjny dylemat – bo lubię jedno i drugie. Ale gdybym rzucała monetą i zdawała się na los, w myślach miałabym jedno zdanie „oby góry, oby góry”. W skrytości kocham polskie góry, w szczególności Bieszczady! Piękne, długie szlaki, praktycznie bezludne (bo mniej skomercjalizowane), dużo zieleni, mnóstwo dziekiej przyrody (roślinność, niedźwiedzie, żmije, itd) i te powietrze – takie rześkie, inne. I przede wszystkim ten spokój i cisza, możliwość obcowania z naturą i to bliżej nieba. Problemy wydają się takie błahe, małe, a ja nawet zmęczona po długiej wędrówce, odczuwam błogi relaks. Już się rozmarzyłam i tak bardzo chciałabym tam być <3

  9. Rolaka napisał(a):

    Góry, góry i jeszcze raz góry.
    kto chciałby tłoczyć się na zapchanych plażach, gdzie niczym śledzie upchane w puszce ludzie leżą i… w zasadzie tyle.
    Góry są przygodą, są wyzwaniem. Sprawiają, iż człowiek wyłania się z mroków codzienności, by wyjść na łono natury i pokonać własne słabości. Nie możesz złożyć leżaka czy zwinąć koca. Jeśli jesteś w połowie drogi, nie zawrócisz, musisz iść dalej. Nikt cię nie zaniesie, nie zrobi tego za ciebie. Odpowiadasz za własne lęki i przeciwstawiasz się im. Choć mam lęk wysokości, wielokrotnie góry sprawiały, iż zapominałam, czym on tak naprawdę jest. Widok, który zapiera dech w piersiach, pokazuje, że to, co stworzyła Matka Natura, jest najcudowniejszą i najbardziej efektywną formą rozrywki, bo przecież boczki same się nie podzieją!

  10. domisia0607 napisał(a):

    Zdecydowanie góry!Kocham je za tajemnice jaką w sobie skrywają,niby milczą a jakby chciały powiedzieć ile ludzkiego szczęścia,smutków i tragedii widziały.Niby wydają się spokojne,a potrafią w ułamku sekundy zmienić nastrój i stać się nieprzewidywalne.Kocham góry za trud, jaki niesie ich zdobywanie i satysfakcję jaką daje bycie na szczycie.Idąc w góry człowiek sam się nimi staje.

  11. Monika napisał(a):

    Dla mnie morze to czas beztroski , młodości i udanych wakacji w gronie koleżanek. To czas pierwszego zauroczenia i czułego patrzenia w oczy, ale to góry mnie bardziej fascynują. Kojarzą mi się z wycieczkami szkolnymi i ciągle odkładanymi planami aby w końcu tam się udać. Góry to dla mnie groza i piękno w jednym. Nie sposób stać u ich podnóża i się nie zachwycać nad pięknem natury. Góry to przyjaciele, ale i wrodzy dla nieuważnych, niedoświadczonych wycieczkowiczów. Góry to spokój, ale też potrafią zagrzmieć. Góry ukarzą niepokornych. Kocham góry właśnie za te przeciwieństwa

  12. Kasia napisał(a):

    Wkleiłam już na fejsie, ale żeby nie umknęło, dodaję komentarz i tutaj :*
    Tą trylogię bardzo bym chciała przeczytać, ale jakoś jeszcze nie miałam okazji – w bibliotece nie ma, a kiedy przychodzi do kupna, to zawsze mi coś innego w ręce wpada. A szkoda, bo to byłoby moje pierwsze spotkanie z Mrozem i z tego co mówisz, na pewno udane! 🙂 Nie czytałam tej trylogii, ale nie czytałam też nic o górach (poza pięknymi wierszami Tetmajera i Przybosia), dlatego moje serce póki co należy do morza. Ciche, spokojne, przyjazne człowiekowi – bo przecież się w nim kąpie i pływa, przeprawia się przez morze do innych krajów, podziwia nad morzem zachód słońca – ale przede wszystkim niesamowicie niebezpieczne, wymagające ogromnego poświęcenia, pracy, i w tym wszystkim dziwnie pociągające- „niczym jeden wielki uśmiech, który kusi i pociąga”. Morze poznałam dzięki Homerowi, Hemingwayowi, Jensenowi. Zostałam uwiedziona i to w sposób najnikczemniejszy, bo zupełnie się tej nagłej miłości nie spodziewałam, pozostała tylko uległość mojej czytelniczej wrażliwości. A wiadomo, każda burzliwa miłość bywa niebezpieczna, szczególnie ta, w której obiektem uczuć jest nieoswajalny żywioł, dlatego dla zrównoważenia tego uczucia chciałabym poznać góry – książkowo, bo chociaż mieszkam blisko, okazji do spędzenia tam czasu wciąż brakuje.

  13. Emanuela napisał(a):

    W kwestii gór i morza nie ma u mnie żadnej dyskusji i nie będzie. Zawsze na pierwszym miejscu góry, kiedy jestem w górach, wiem, że to moje klimaty. A zaczęł się całkiem niewinnie, od pierwszych samodzielnych wakacji , po skończeniu osiemnastu lat. Wybrałyśmy się z koleżanką i namiotem nad jezioro, ale po dwóch dniach deszczu spakowałyśmy cały majdan i przeszłyśmy pieszo z pełnymi plecakami Karkonosze, od schroniska do schroniska. Potem zaczęła się moja przygoda z Tatrami. Po raz pierwszy udałam się tam z mężem, plecakami ważącymi kilkadziesiąt kilogramów, bo niczego w sklepach nie było, mąż niósł jeszcze namiot. Plan był wejść z tym wszystkim do Murowańca i przenocować na podłodze, bo tanio. W strasznym upale, z przysłowiowym jęzorem na wierzchu dotarliśmy do Hali Gąsienicowej tylko po to, aby usłyszeć, że nie ma kawałeczka miejsca nawet na podłodze. Dramatyzm wzrastał. Mój mąż ze stoickim spokojem stwierdził, że wracamy na dół i rozbijamy namiot na polu pod Wielką Krokwią. Na szczęście miejsca były, mi już wszystko jedno, byleby złożyć gdzieś głowę. A tu rano o piątej pobudka i naprzód. Cel:Świnica przez Zawrat. No to znowu pieszo do Gąsienicowej, bo nie uznajemy półśrodów w postaci kolejek liniowych, z hali na Zawrat, potem na Świnicę, ze szczytu przy trzech burzach biegiem di Piątki, a ze schroniska przez Krzyżne do Gąsienicowej i na dół. W nocy mi się to wszystko śniło, cała droga, ale od tej pory siedzi we mnie. Potem był Klub Wysikogórski w Poznaniu, świetna przygoda, wspólne wypady w skałki pod Jelenią Górę, kursy wspinaczkowe w Tatrach Słowackich. Jest co wspominać. Dzisiaj turystycznie jeżdżę w Tatry, stąd tytuły trylogii Remigiusz Mroza od razu wywołały wspomnienia: przewieszenie, trawers, to terminy związane ze wspinaniem. Interesuję się tym, co dzieje się w polskiej wspinaczce, w polskim himalaizmie, miałam przyjemność poznać Ryszara Pawłowskiego, Aleksandra Lwowa. Czytam literaturę o wyjściach w góry, wielkie wrażenie zrobił na mnie Joe Simpson i jego „Dotknięcie pustki” i „Zew ciszy”. Od zawsze podziwiam Jana Długosza i jego „Komin Pokutników”. zachycona byłam legendami o Tatrach, o pierwszych działaczach, lekarzach. Zawsze odwiedzam moje ulubione miejsca , m.in. stary cmentarz na Pęksowym Brzyzku, Rusinową Polanę, schronisko w Dolinie Pieciu Stawów, Smreczyński Staw, szczyrbskie Pleso. Tatry to moje największe marzenie i szczęście. Polecam wszystkim, piękne latem i jesienią.
    Emanuela

  14. Angelika napisał(a):

    Ewidentnie góry. W nich drzemie magia, ukryta tajemna moc. Zawsze gdy spoglądam na góry myślę, że one żyją, czują, myślą. Czuję do nich swego rodzaju respekt. Spoczywa w nich niesamowita moc, niczym śpiącego wulkanu. I kryją w sobie tyle niesamowitosci: jaskinie, rzeki, skalne jeziora. Góry to nie miejsce, góry to uczucie i stan.

  15. Wojcieszko napisał(a):

    Jestem z południa Polski, można nazywać mnie góralem, dlatego w dzieciństwie zawsze ciągnęło mnie nad morze, które było daleko, poza zasięgiem. Z czasem uświadomiłem sobie, że góry są moim żywiołem. Potrafię kilkanaście razy w miesiącu oglądać „Janosika”, nucić pod nosem góralskie piosenki i patrzeć bez znudzenia na piękne krajobrazy. Odwiedzając Szczyrk czy Zakopane mogę siedzieć i patrzeć, tak jakbym był częścią lasów, wzgórz i łąk. Być może chciałbym zobaczyć Świat, ale góry to mój dom i dlatego stawiam na nie.

  16. arudakita napisał(a):

    Skusiłam się w końcu na Ekspozycję, zaczęłam czytać i niemal od razu zakochałam się w Wiktorze 🙂 Czuję, że dość szybko wciągnę tą część a potem sięgnę po kolejne dwie. Może dzięki Tobie Olga będzie to już za moment 😉
    No a ja oczywiście uwielbiam góry. Cztery lata temu byłam na wolontariacie w TPNie. W trzy tygodnie tak się zakochałam w tej przestrzeni, zieleni i nabrałam takiego szacunku do gór, że zostanie mi to już chyba do końca życia. W górach mogę odetchnąć prawdziwie pełną piersią, spotkać się z ludźmi, którzy czują dokładnie to co ja, przewietrzyć głowę stojąc na jakimś szczycie i naładować baterie na dalsze zmagania życiowe. Powiew świeżej bryzy też jest cudowny ale nie daje mi tego co góry- majestatyczna, skalna energia pełna tajemnic <3

  17. Magdalena Jakubowska napisał(a):

    Jestem z Tczewa więc morze miałam na wyciągnięcie ręki… teraz mieszkam na Śląsku i to w góry mam bliżej…
    Kocham morze za wschód i zachód słońca na plaży, za spacery po zmrożonym brzegu morza, za upał i skwar latem, a także deszcz na plaży…
    Ale mając dzieciaki pokochałam góry (z racji bliskiej odległości jesteśmy w nich częsciej). Pokochaliśmy góry za spokój, za drzewa, za zwierzęta na szlakach, za oddech pełną piersią po całym tygodniu pracy.
    A tak właściwie kocham i góry i morze za to, że to miejsca gdzie możemy spędzać czas z naszą czteroosobową rodzinką bez wszechobecnego hałasu dnia codziennego.

  18. Magda napisał(a):

    Jak do tej pory przeczytałam jedynie „Ekspozycję” i jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Nie przepadam za książkami polskich autorów, jednak Remigiusz Mróz trafił idealnie w mój gust. 🙂 Na pewno przeczytam obie powieści, jak i inne powieści tego autora. 🙂

    Co do tego czy wolę góry, czy jednak morze… Uwielbiam oba, a idealnym dla mnie rozwiązaniem są norweskie fiordy, które z utęsknieniem obserwuję z monitora mojego domowego komputera. Wiem, że mogłabym tam spędzić całe życie. Od dawna jestem zakochana w Norwegii i pięknych krajobrazach tego kraju, a fiordy posiadają idealne obie cechy. Wysokie szczyty i formy skalne oraz dostęp do dzikich, pustych, zapomnianych plaż. Wszystko czego mi potrzeba w jednym. 🙂

  19. zaczytana_owca napisał(a):

    Ja zdecydowanie bardziej wolę morze. Pierwszy raz pojechałam nad nie 16 lat temu, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Całą drogę z ośrodka na plażę podrygiwałam nie mogąc się doczekać widoku morza, a już dotarliśmy na miejsce dosłownie zamarłam z zachwytu. Dzieci bawiły się wokoło, a ja tylko z podziwem patrzyłam na wodę ciągnącą się aż po horyzont. Wtedy patrząc na fale po raz pierwszy zrozumiałam jak piękne może być realizowanie marzeń. I ten dziecięcy zachwyt został mi aż do dziś. Morze mnie uspokaja i nastraja pozytywnie do życia. Słuchając szumu fal wyciszam się i nabieram odwagi do tego, aby realizować swoje cele życiowe.

  20. Wiktoria Guziewicz napisał(a):

    Całe życie rodzice zabierali mnie i siostrę i nad morze i w góry. Kocham jedno i drugie 🙂 Morze za to, że siedząc wieczorem na piasku i patrząc w kierunku horyzontu, zapominam o wszystkich problemach i o tym co złe. To jest niesamowite, że ot tak, słuchając szumu fal i krzyku mew, patrząc na ten bezkres wody, człowiek czuje się po prostu wspaniale, cudownie, spokojnie… Uwielbiam chodzić (i biegać) długie dystanse brzegiem morza, kąpać się w nim. Bardzo dobrze czuję się nad morzem również w czasie sztormu, wieje wtedy silny wiatr, a ja staję, zamykam oczy i rozkoszuję się tym, oddychając głęboko i wdychając jod (gdziekolwiek indziej nie lubię wiatru). A te emocje towarzyszące mi w momencie, kiedy płynąc statkiem (zawsze staję na dziobie), są duże fale i dziób statku idzie do góry, a potem gwałtownie opada. Ta adrenalina… bezcenne 🙂
    Jeśli chodzi o góry, kocham je za kręte drogi do nich prowadzące (uwielbiam nimi jeździć), za to jak dumnie prezentują się na tle nieba, za zapierające dech widoki z dołu i ze szczytu. Uwielbiam chodzić po górach i cieszyć się tym, że znów pokonałam granice własnych możliwości. Jak cudowne było uczucie, kiedy będąc na Słowacji, jechałam do Jaskini Lodowej i wjeżdżałam coraz wyżej i wyżej, aż znalazłam się kilometr n.p.m. I te góry na wyciągnięcie ręki (takie złudzenie). A co do Jaskini Lodowej, to ciekawe, że na zewnątrz temperatura przekraczała 30 stopni, a w samej jaskini były miejsca pokryte lodem (niesamowita różnica temperatur).
    W związku z tym, że lubię jeździć i nad morze i w góry, staram się w miarę możliwości co roku jeździć w obie strony 🙂

  21. Edyta Ch. napisał(a):

    Ruch, ćwiczenia, pięknie uformowane ciało, sporty – to jest teraz w modzie, mogłabym więc powiedzieć, że podążam z duchem czasów i dlatego uwielbiam góry, ale prawda jest taka, że na co dzień moja aktywność ledwo dyga na skali, ale gdy mam okazję wyruszyć na podbój szczytów, siła moich mięśni zadziwia mnie niezmiernie. Może to zasługa powietrza, bo wydaje mi się, że w górach wszystko mogę, wszystko mi się chce i uśmiech nie schodzi mi z ust. Nie mam doświadczenia, ale to chyba tak jak po narkotykach? Czyli jestem uzależniona? O kurcze, poważna sprawa! Zakochana i uzależniona…mieszanka wybuchowa 😉
    Góry są cudowne! Mogę chodzić tym samym szlakiem po raz dziesiąty, a wciąż wydaje mi się taki dziki, piękny, nieokiełznany. Do gór czuję wielki szacunek. Są potężne, majestatyczne, spokojne i kuszące. Wabia tym spokojem, dlatego trzeba się mieć na baczności, jak w przypadku nawoływania marynarzy przez syreny 😉
    W tym roku nie mogłam sobie pozwolić na wyjazd ze względu na mojego małego synka, z którym wędrówki byłyby niemożliwe. Ale ciągnie mnie do cudownych górskich krajobrazów, sympatycznych ludzi, którzy pozdrawiają się na szlakach i nie ma znaczenia, że jest się kimś obcym, nieobliczalnej pogody, która uświadamia, że kontrolę to człowiek ma w rękach tylko z pozoru i za tymi szumiącymi potokami 🙂 Może uda mi się jeszcze poczuć magię i dzikość Tatr, dzięki panu Mrozowi…nawet jeśli tam mordują, to chcę wyruszyć na wyprawę 🙂
    Pozdrawiam!

  22. Anna Paw napisał(a):

    O kurczę… Ciężki wybór.
    Ale w zasadzie to dlaczego musimy wybierać? Szczerze mówić są to dla mnie rzeczy nieporównywalne, nie wiem czemu ludzie zawsze je sobie przeciwstawiają i je wartościują.

    Jestem osobą, która darzy je takim samym uczuciem, a to co akurat wybieram zależy od wielu innych czynników… Jaka jest pogoda, w jakiej jestem formie, ile mam pieniędzy i przede wszystkim – na co mam akurat teraz ochotę.

    Najzwyczajniej w świecie nie lubię nudy.

    Lubię godzinami leżeć na plaży z książką, uwielbiam pływać, zachwycają mnie zachody słońca nad ta ogromną taflą wody, same patrzenie na fale działa na mnie niezwykle relaksująco…

    Z drugiej strony uważam, że widok, który otrzymujemy po długiej i często wyczerpującej górskiej wędrówce jest w stanie wynagrodzić wszystko… Wystarczy ze szczytu spojrzeć na świat i od razu nabiera się po pierwsze dystansu do prozy życia codziennego a po drugie szacunku dla natury…

    Dlatego też nie wybiorę morza bądź gór a w odpowiedzi zaproponuje, żebyśmy od teraz nie traktowali ich jak dwóch walczących ze sobą drużyn piłkarskich, a trzymając się tej metafory – dwóch zawodników grających dla pełnej cudów Ziemi 🙂

Dodaj komentarz: