Moi Drodzy,
Z wielką radością zapraszam Was na przedpremierowy, ekskluzywny fragment najnowszej odsłony serii dżentelmena polskiego kryminału, czyli Marka Krajewskiego! Nadchodzi „MOCK”!
Premiera już 14 września!
Kilka słów o książce:
Wrocław, rok 1913.
Młody wachmistrz kryminalny Eberhard Mock może stracić wszystko. Dał się wplątać w obyczajowy skandal, grozi mu wyrzucenie z policji. Nie może pogrzebać kariery, zbyt wiele ma do stracenia. Z wściekłą determinacją rzuca się w wir śledztwa, które jest boleśnie nieprzewidywalne – albo ocali jego karierę, albo doprowadzi go do upadku.
W Hali Stulecia znaleziono nagie ciała czterech gimnazjalistów. Nad nimi niczym makabryczny Ikar wisi trup mężczyzny ze skrzydłami u ramion.
Czy to zbiorowe samobójstwo, a może rytualny mord? Kto jest winny? Żydzi? Masoni?Mock nie przypuszcza nawet, że ta sprawa otworzy przed nim najmroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy. I sam przekona się, że w jego zawodzie nie ma miejsca ani na zaufanie, ani na litość.
Miłej lektury!
Silne wiosenne słońce wpadało przez pięć pierścieni okien o żółtych szybach oraz przez luksfery w koronie hali, zwanej latarnią. Żółta plama ciepłego światła oblewała środek hali i grupę ubranych na czarno mężczyzn. Jednym z nich był Ludwig von Rannemann. Mock stanął koło niego i ujrzał to, co ściągało uwagę wszystkich.
Na podłodze, która była solidnie utwardzonym klepiskiem, leżały nagie ciała czterech chłopców, ułożone w krzyż. Ich stopy się stykały, ręce leżały wzdłuż tułowia, głowami wskazywali bramy hali.
– Tu mamy chłopców – szepnął von Rannemann do Mocka, po czym wskazał palcem na balkon po przeciwnej stronie monumentalnych organów. – A tam, na balkonie jest linoskoczek. Chłopcy spadli z tego balkonu. Potem ktoś ich przyciągnął na środek hali i tak ułożył. Nogami do siebie…
– A głowami w stronę czterech stron świata – powiedział Mock.
Odłączył się od grupy i poszedł w stronę balkonu. Tam na wysokości pięciu pięter nad ziemią, owiewany przeciągiem, kołysał się wisielec zwany w policyjnym żargonie linoskoczkiem. Podłoga pomiędzy balkonem a ciałami chłopców była pomazana czerwonymi smugami, które pod samym balkonem zlewały się jakby w kałużę częściowo zaschniętą. Na jej powierzchni bieliły się galaretowate placki. Już takie widział – to były rozchlapane fragmenty ludzkiego mózgu.
– Jeden z chłopców pewnie walnął głową o ziemię – pomyślał Mock. – Stąd ten mózg…
Coś zatrzeszczało pod jego butami. Ukucnął, uważając, by nie wdepnąć w krew. Uniósł błyszczący jak lustro trzewik. Pod jego podeszwą zachrzęściły porozrzucane dokoła kawałki zębów. Ani jeden z nich nie miał korzenia.
Korzenie zostały w zębodołach – myślał Mock. – Gdyby zęby były słabe jak starców, to wypadłyby wraz z korzeniami, jak to widziałem u tego staruszka samobójcy, który niedawno skoczył z wieży Świętej Elżbiety. Von Rannemann miał rację. Tutaj chłopcy uderzyli o ziemię i ktoś przyciągnął ich ciała na środek hali, znacząc krwią drogę swej zbrodni. Tylko po co to zrobił? I kto to był? Może ten wisielec? Zepchnął chłopców z balkonu, przytargał ich na środek hali, po czym znów wlazł na balkon i tam się powiesił? Trzeba zobaczyć, czy ten linoskoczek ma ślady krwi na ciele.
Spojrzał w górę. Na balkonie kręciło się dwóch ludzi Mühlhausa i opisywało to miejsce. Nagie, szczupłe ciało wisielca owinięte było czarnymi pasami. Z rąk zwisały mu jakieś frędzle. Mock odsunął się w bok, wciąż uważając, by nie wdepnąć w kałużę. Spojrzał na balkon pod innym kątem.
I wtedy to zobaczył.
Wielkie skrzydła przytwierdzone do ramion wisielca.
Odtworzył sobie w uszach okrzyki tłumu.
– Ikar! Zbrodniarz! Zboczeniec! Ikar!
Zna lud grecką mitologię – pomyślał Mock i cichcem wyszedł z hali.
*Poprzedni wyjątkowy fragment „Mocka” dostępny na stronie portalu Kawerna: TUTAJ
O.
Szykuje się naprawdę krwawa lektura! 🙂 Jestem bardzo ciekawa co tym razem przygotował Marek Krajewski, trup ściele się gęsto no i w dodatku mitologia grecka…