„Pani Furia” Grażyna Plebanek – recenzja

Bombla_PaniFuria

Współczesna polska literatura opiera się na bardzo specyficznych tropach i motywach literackich, które znaleźć można w niemal każdej publikacji ostatnich lat. Nic w tym dziwnego, bo w końcu te charakterystyczne elementy są istotną częścią naszej rzeczywistości, a dzięki nim z łatwością możemy zakotwiczyć się w przedstawianej opowieści. Przewijają się blokowiska, falowce, wieżowce z wielkiej płyty, osiedla pełna syfiastych zaułków, obdrapanych trzepaków i pijących po krzakach swojskich żuli. Mamy miasta i miasteczka, które stanowią kwintesencję polskości. Mieszkania z czasów PRL, wspomnienia czasów transformacji, balonówy turbo i dziewczynki skaczące w gumę. Mamy sielskie wioski, w których świerzop kwitnie, a bociany budują gniazda. Wszystko to tak bardzo nasze, rodzime i znajome, a przez to najbliższe naszemu sercu.

A jednak czasami się zdarza, że polski pisarz wyprowadza oswojonego z codziennością naszego kraju czytelnika z tej bezpiecznej strefy komfortu. Wrzuca na głęboką wodę, otaczając tym, co nieznane, tym, co często obce i przez to niezrozumiałe. Wzbudza niepokój, otumanienie nadmiarem nowych wrażeń, intryguje nieznajomym podejściem do budowania fabuły. Na taki ryzykowny chwyt zdecydowała się Grażyna Plebanek w swojej najnowszej powieści zatytułowanej „Pani Furia”, osadzając ją nie w Polsce, a w Belgii, w Brukseli, w której Polacy to tylko kolejni imigranci pośród sfrustrowanych ludzi z całego świata.

Okładkowy224

Pani Furia snuje swoją opowieść tak, jak snuł historie jej ojciec – niczym wytrawna gawędziarka, kobieta, która w słowach zaklina wszystko wokół, jakby zamykała nimi otaczający ją świat. Ta opowieść zaczyna się jak każda inna, czyli dorastaniem, rodzinnymi sprzeczkami, małymi problemami, które wyrosły na podwaliny wielkiej katastrofy. Alia urodziła się w belgijskim Kongu, by we wczesnym dzieciństwie zostać wyrwana z korzeniami i być przeniesioną do europejskiej stolicy, dawnej krainy Leopolda II. Jej rodzina chce i nie chce się asymilować, łączy tradycję z codziennością wybielonej Brukseli, są imigrantami i obywatelami, a ona zamienia się Afropean, czyli w urodzoną w Afryce mieszkankę Europy. Nigdy już nie doprowadzi do perfekcji rodzimego lingala, a kulturę będzie chłonąć zewsząd, tak jak każde europejskie dziecko imigrantów wyzute z tożsamości. Zewsząd otacza ją wrogość, nienawiść, a będąc czarnoskórą kobietą musi dwa razy bardziej udowadniać swoją przynależność, musi zawalczyć o swoje, by przetrwać. W jej żyłach goreje gniew, buzuje agresja, które w końcu zamieni w zbuntowaną siłę, a ta pozwoli jej pokonać każdą słabość.

Grażyna Plebanek wyszła poza to, co znane, poza to, co oklepane, by stworzyć opowieść uniwersalną w przesłaniu – ani czarną, ani białą, ani imigrancką, ani kolonizatorską – europejską, dotykającą naszych lęków i bolączek teraz i dziś. To historia rodzącej się przemocy oraz dyskryminacji, która napędza złość. Tytułowej Pani Furii oszczędza się czułych słówek, pieszczot, nawet zwyczajnego poczucia bezpieczeństwa. To opis życia na ciągłym wdechu, uciekania wzrokiem, strachu przed cudzą pogardą. Z czasem napięcie staje się nie do zniesienia, przeradza się w coś o wiele potężniejszego, coś gorszego, a jednocześnie nieuchronnego. Alia jest u siebie, a tak jakby zawsze była obca. Kusi ją żar afrykańskich korzeni, ale tylko w chłodzie deszczowej Europy czuje się sobą, kimkolwiek to jej „ja” jest. Ona przybiera twarz każdego poszukiwacza, podróżnika, tego, który przybył za nowym, lepszym życiem, a zyskał jedynie wątły, polityczny azyl, nie ojczyznę.

„Pani Furia” to nie jest typowa polska proza, to nie jest nawet przyjemna powieść, ale nie taki zamysł kierował Grażyną Plebanek. Rzeczywistość została tutaj odarta z koronek i piórek. Nagle okazuje się, że w europejskim tyglu nie ma miejsca na tolerancję, tylko na gniew i nienawiść. To bolesny portret współczesnego świata, od którego profilaktycznie odwracamy wzrok. Bo jeśli przyjrzymy się z bliska, to może nas zaskoczyć narastająca frustracja, przerazić wrogość, zmrozić narastający strach. A wtedy doznamy swoistego olśnienia. Już nie zdziwi nas bunt. Krzyki nie wprowadzą w konsternację. Zrozumiemy, że wszystko, co dzieje się wokół, to tylko wynikowa naszych własnych działań, a historia znowu zatacza koło.

O.

NaSKróty

FABUŁA:

  • Alia dorasta w rodzinie kongijskich imigrantów, którzy na nowo budują swoje życie w Belgii. Nie pasuje do otaczającego ją świata – jest czarnoskóra, jest dziewczyną, czuje, że nigdy w pełni nie będzie u siebie. Rodzi się w niej gniew, narasta frustracja i bunt przeciw rzeczywistości.

TEMATYKA:

  • Imigranci, Europa, Afryka, dyskryminacja, kobieta, płeć, siła, wykorzenienie, potrzeba przynależności.

DLA KOGO:

  • To specyficzna powieść dla wielbicieli prozy zaangażowanej społecznie i fanów twórczości Grażyny Plebanek.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK. <3

PodziękowanieZnak

**Zapraszam na filmik o TWARDZIELKACH WSPÓŁCZESNEJ LITERATURY. 🙂

Komentarze do: “„Pani Furia” Grażyna Plebanek – recenzja

  1. tanayah napisał(a):

    Ooo, brzmi jak coś, co mi się spodoba! Nie czytałam jeszcze nic Grażyny Plebanek, czy to Twoim zdaniem dobra powieść na początek? 🙂

  2. Charlotte Cz. napisał(a):

    Uwielbiam tego typu literaturę. Dotykającą problemów, z którymi zmaga się Europa, ale także, która dotyczy nas, bo na swój sposób, czasami czujemy się obcy pośród dobrze znanych nam ludzi czy w miejscu, gdzie żyjemy od lat. Bardzo podoba mi się motyw własnej tożsamości w zupełnie innym państwie, to rodzi naprawdę ważne pytania: kim jestem?, skąd się wywodzę?
    Książkę zamówiłam wcześniej, teraz czekam na przesyłkę, liczę że zachwycę się nią tak samo mocno jak Ty. 🙂

Dodaj komentarz: