Site icon Wielki Buk

Bezsenne Środy: „Strażnicy Światła” Abby Geni – NAJLEPSZA powieść 2017!

Kiedy zniesie nas kalifornijski prąd na Oceanie Spokojnym, kiedy uda nam się skupić wzrok i akurat aura będzie po naszej stronie, kiedy spojrzymy w stronę horyzontu, to być może uda nam się pośród rosnącej mgły dostrzec szereg skał wystających ze spienionych wód. Niewielki archipelag, który przy dobrych wiatrach można zauważyć nawet z lądu. Ostre jak brzytwa wierzchołki, skołtunione gromady ptactwa, gigantyczne fale, które utrudniają jakikolwiek dostęp do Wysp. To tam znajduje się rezerwat przyrody jedyny w swoim rodzaju. Rezerwat o długiej i krwawej historii, który odwiedzali najpierw Indianie, a potem całe grupy kolonizatorów, z Sir Francisem Drakem na czele. Rezerwat, w którym przyroda nie ma w sobie nic magicznego, nic przyjaznego. Miejsce, na którym można zginąć jeśli tylko krzywo postawi się jeden krok.

Witajcie na Wyspach Farallońskich, na Wyspach Umarłych.

To właśnie ten nieprzyjazny człowiekowi skrawek niemal niezamieszkałego lądu na bezkresnym oceanie wybrała na miejsce akcji swojej niesamowitej powieści Abby Geni, tworząc jedyny w swoim rodzaju thriller o zbrodni, o tajemnicy i bezlitosnej sile natury „Strażnicy światła”.

Tutaj nie ma pór roku, są tylko sezony odpowiadające istotom, które przejmują wybrzeża i skały. Lato to sezon rekinów, gigantycznych żarłaczy białych, osiągających tu rekordowe rozmiary, które szamocą się wśród krwawej kipieli. Jesień to sezon wielorybów, które prężą swoje olbrzymie cielska i tańczą pośród jesiennych mgieł. Zima to sezon fok, opasłych lwów morskich, które całymi gromadami zajmują brzegi, by rodzić młode i zapładniać się od nowa całymi tygodniami. I w końcu wiosna, sezon ptaków, kiedy powietrze wypełnia zgiełk nie do opisania, trujący smród amoniaku i trzepot rozpędzonych skrzydeł, pazurów i dziobów. Jeszcze setki tysięcy myszy, pełzających niezależnie od pory roku, od pływów oceanu. Niejeden stracił na Wyspach życie. Niejeden źle postawił stopę, by wpaść w skalną czeluść. Niejeden został ofiarą mew. Niejeden zamienił się w kilka godzin w rozdarty, rozdziobany, rozerwany na strzępy szkielet. Wspomnienie o człowieku.

Musiałam tu przyjechać. To naprawdę było aż takie proste. To uczucie nigdy nie przypominało pragnienia albo życzenia to zawsze była potrzeba, przymus.

Na Wyspy Farallońskie przybywa Miranda, fotograf przyrody, by przez kolejny rok uwieczniać na zdjęciach ten niezwykły kawałek dzikiej jak nigdzie przyrody. Dołącza tym samym do małej grupy badaczy, którzy od dłuższego czasu zasiedlają wyspę, prowadząc szczegółowe obserwacje rezerwatu. Biolodzy, specjaliści od ptaków, rekinów, fok i wielorybów, garść kobiet i mężczyzn, żyjących razem w rozpadającej się chacie, niczym ekscentryczna, nieco oddalona od zwykłego świata rodzina. Tutaj nie mówi się o przeszłości, nie ingeruje się w życie Wysp i swoje nawzajem. Kiedy Miranda zostaje brutalnie napadnięta, nikt zdaje się o niczym nie wiedzieć. A kiedy jej prześladowca ginie na skałach w nieszczęśliwym wypadku, a akty przemocy powtarzają się, już nikomu nie będzie można ufać.

Napisać o Strażnikach światła, że to powieść wybitna w swoim gatunku nie będzie wystarczającą dla niej pochwałą. Napisać, że to spektakl grozy, olśniewający debiut, to wciąż jeszcze zbyt mało, by wyrazić całą okrutną, skalistą, morską niesamowitość, jaką Abby Geni zamknęła w swojej historii z Wysp Umarłych. Opowieść Mirandy to jednocześnie pełnokrwisty thriller, jak i poruszająca opowieść o stracie, krzywdzie, o kobiecej rozpaczy. Wyspy Farallońskie dopełniają jej portretu i stają się jednocześnie lustrem wszystkich bohaterów biernych, wyzutych ze współczucia, zapatrzonych nie tyle w siebie, co w otaczającą ich zimną, nieprzyjazną naturę, wraz ze wszystkimi jej wysłannikami. Tutaj ciężarem jest samo ludzkie życie, więc lepiej nie przyglądać mu się z bliska. O wiele łatwiej nurkować pośród żarłaczy, głaskać gargantuiczne płetwale, walczyć o skrawek ziemi z chmarą ptaków, czy stadem fok. O wiele łatwiej, niż stawić czoła rzeczywistości.

Kiedyś, jestem tego pewna, raz jeszcze zobaczę w archipelagu to, czym on naprawdę jest dzikie miejsce, nic ponadto. Miejsce, w którym nie mają zastosowania zasady, wygody i zabezpieczenia znane w nowożytnym świecie. Na razie jednak wyspy wydają się nie tyle dzikie, co nienawistne. Za każdy dar trzeba zapłacić potworną cenę.

Strażnicy światła oczarowują grozą, wywołują dreszcze niepokoju, niezmiennie hipnotyzują narastającym napięciem, a Wyspy Farallońskie jeszcze nigdy nie miały takiego wspaniałego kronikarza po swojej stronie. Podczas lektury, tak jak tam, u boku Mirandy, czas płynie inaczej. Staje się gęsty, namacalny, niemal plastyczny. Dajcie się pochłonąć lodowatej wodzie, pozwólcie wichrom oczyścić się do kości, zatopcie się w niekończącej się mgle. Może Wam uda się dostrzec światełko na szczycie skał?

To bez dwóch zdań NAJLEPSZA powieść roku 2017 do tej pory, porównywalna w emocjach, opisach przyrody i ludzkich dusz z niezastąpioną Euforią Lily King.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo stąd nie ma ucieczki.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Kobiece. <3

**Zapraszam na filmik i na rozdanie!

Exit mobile version