Site icon Wielki Buk

„Żółwie aż do końca” John Green – recenzja

"Żółwie aż do końca" John Green

Powieści Johna Greena mają tę niezwykłą właściwość, że umykają zwyczajowej definicji tego, co uznaje się za młodzieżowe. Kiedy sięgamy po nie po raz pierwszy ulegamy złudzeniu, że to kolejna opowiastka rodem z amerykańskich, sielankowych przedmieść, by po chwili zdać sobie sprawę, że jeśli czymś opowieść Greena jest, to z pewnością jednak nie przypomina Beverly Hills 90210, a cała początkowa wizja przedstawionego świata szybko ulega destrukcji i odbuduje się na nowo przed oczami czytelnika w zupełnie odmiennej formie. Green jak nikt operuje metaforami i nawiązuje do klasycznej literatury, od której tak próbujemy się odciąć w postmodernistycznym świecie, a tym samym umiejętnie łączy tradycję z nowoczesnością.

Żółwie aż do końca raz jeszcze udowadniają, że John Green potrafi nakierowywać młode umysły na to co najważniejsze, pokazując, że i tak, w końcu, pewnego dnia wszyscy będziemy musieli rozprawić się z najbardziej dojmującymi pytaniami ludzkości: skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?

Wątp, czy gwiazdy lśnią na niebie;
Wątp o tym, czy słońce wschodzi.

/William Shakespeare Hamlet, przeł. Józef Paszkowski/

Nastoletnia Aza Holmes każdego dnia walczy sama ze sobą. Obsesja na punkcie zarazków, połączona z lękiem, z szukaniem bólu dla poczucia oczyszczenia. Tęskni za ojcem, który odszedł nagle, zbyt wcześnie. Wspiera ją mama i przyjaciółka na śmierć i życie rozgadana Daisy. To ona motywuje Azę do działania, kiedy znika miliarder Russel Pickett, ojciec jej przyjaciela z dzieciństwa. Tak właśnie zaczyna się niemal kryminalna przygoda, życiowe wyzwanie i walka z własnymi demonami.

Mogę trzema słowami podsumować wszystko, czego nauczyłem się o życiu: toczy się dalej.

/Robert Frost/

W Żółwiach aż do końca z zaskoczeniem można obserwować młodych bohaterów naznaczonych przeznaczeniem, którzy z uporem próbują stawić mu czoła. To ta pisarska fascynacja Szekspirem, powrót do tradycji rodem z Globe, od której Green nie ucieka, ale hołduje przy okazji każdej swojej powieści. Dosłowne nawiązania, cytaty, całe ustępy Szekspir niczym widzialny/niewidzialny demiurg nadaje tym historiom sensu, jego słowa kształtują wszystko wokół bohaterów, są zarówno uniwersalnym pytaniem, jak i odpowiedzią. Są także drogowskazem, gdy umysł rozpaczliwie walczy z chorobą i manią, kiedy tęsknota za tymi, którzy odeszli staje się nie do wytrzymania, gdy lekka, współczesna popkultura nie radzi sobie z ukojeniem narastającego egzystencjalnego bólu. Uchwycić nieuchwytne, objąć umysłem te kosmologiczne żółwie i ich sens, można wyłącznie jego słowami.

Każdy, kto w wieku dorosłym sięgnął po powieści Johna Greena, zdaje sobie sprawę, że trudno jest im się oprzeć, tym bardziej, jeśli czytelnik czerpie przyjemność z wyszukiwania licznych nawiązań literackich, czy metafor. Jednak to do młodzieżowego odbiorcy należy ostatni głos, a po niebotycznym sukcesie Gwiazd naszych wina oraz entuzjastycznym przyjęciu pozostałych dzieł tego pisarza można bez cienia wątpliwości stwierdzić, że potrafi oczarowywać młode umysły. I nie inaczej jest w przypadku Żółwi aż do końca, w których Green nie snuje rozważań, nie truje pompatycznymi upomnieniami, a w zamian wszystkich swoich bohaterów obdarowuje czymś, co tak dobrze znamy, a co siedzi głęboko w nas potrzebą poszukiwania i zrozumienia, dlaczego ciągle spoglądamy w bezmiar gwiazd.

Żółwie aż do końca Johna Greena warte są Waszej uwagi.

O.

*Recenzja Papierowych miast: TUTAJ.

**Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Bukowy Las.

***Zapraszam na filmik o „ŻÓŁWIACH AŻ DO KOŃCA” na YouTube!

Exit mobile version