Na mroźnej, groźnej, spowitej bielą północy wszystko jest możliwe. Być może istnieją tam światy, o których nie mamy pojęcia. Krainy tajemnicze, nieodgadnione, wokół których jedynie śnieg narasta, buduje, osacza z każdej strony. Skute wiecznym lodem wyspy, pełne podstępnych skał, huczących fal, przenikającej morskiej wilgoci. Gdzieś w ich sercu góry sięgające gwiazd, jaskinie, podziemne przejścia, w których śnią pradawne stwory, spowite obłokami pary. A na niebie światła migoczące, pulsujące, sunące jedynie sobie znanym rytmem, mamiące kolorami, spływające błogosławieństwem lub grozą
Tak bezlitosny, surowy świat rysuje przed młodym czytelnikiem Lisa Lueddecke w opowieści fantasy Gdzie niebo mieni się czerwienią.
Mieszkańcy odizolowanej na odległej północy wyspy Skane wierzą w przesądy, wierzą w Boginię i wierzą kolory nieba. Zielona zorza to błogosławieństwo. Błękit świateł to śnieżna zawierucha i kierunkowskaz dla rybaków. A czerwony kolor to ostrzeżenie. Ostatnim razem, gdy niebo spowiła czerwień, na Skane przyszła zaraza, która odebrała życie setkom jej mieszkańców. Nastoletnia dziś Ósa jest jedną z tych nielicznych, które wtedy przeżyły i teraz, gdy na Skane spada terror i strach, a mieszkańcy z przerażeniem czekają na to, co się wydarzy, ona okazuje się być jedyną nadzieją swojego ludu.
Mówią, że Bogini wie wszystko. Że nas widzi ze swojej siedziby na górze. Że jej wzrok zawsze nas dosięga. Mówią, że osiedliliśmy się na wyspie, która nigdy nie była nasza, że zaczęło się nam zbyt dobrze powodzić i to Ją rozgniewało. Że za pomocą łuny zmusza wyspę do posłuszeństwa.
Lisa Lueddecke zadbała o przeszywającą chłodem atmosferę swojej powieści. Zimno, które kształtuje charaktery, które daje i które odbiera, przenika czytelnika do szpiku kości. Z łatwością można wyobrazić sobie ten świat tak odizolowany od południowych cywilizacji, skazany na łaskę i niełaskę nieba, kaprysów podniebnych świateł. W tej krainie nie dziwią potwory, nie dziwią smoki, nie dziwi pradawna magia ukryta w skalnych zakamarkach. Skane to miejsce przeklęte, zaklęte, naznaczone, którego twarde, surowe prawa mają całkowicie podporządkować sobie swoich mieszkańców. W takich miejscach trudno o narodziny wybrańca, buntownika, który gotowy jest podjąć odpowiednie kroki, by wziąć odpowiedzialność i stanąć w obronie swoich społeczności. Jednak w powieści Lisy Lueddecke wszystko jest możliwe, jak to w krainie czarów fantasy.
Przeszył mnie dreszcze podszyty mocą i iskrą: zrodzony ze śniegu, nieba i wszystkiego, czemu Skane zawdzięcza swoje piękno i swoją surowość. Wszystko wokół mnie śnieg, lód, morze napełniało mnie potęgą, siłą wyspy, że zatętniła we mnie energia tak przemożna, że pobudzała każde włókno mojego ciała.
W Gdzie niebo mieni się czerwienią zabrakło uniwersalności, chociaż najpewniej taki był właśnie autorski zamysł klasyczna historia fantasy gatunku young adult, którą mają docenić młodsi czytelnicy. W tej kwestii Lisie Lueddecke udało się osiągnąć zamierzony cel. Jej powieść jest spójna, zachwycająca aurą wiecznej, północnej zimy, a przede wszystkim dopracowana, bo trzymająca się młodzieżowego, tradycyjnego schematu. Odnajdziemy tu tak dobrze znane motywy dojrzewania, narodzin wybrańca, wreszcie buntu i rewolty przeciw najeźdźcy. W tym wszystkim szczypta miłości, sporo tajemnicy i magia, która ożywa i napełnia siłą.
Przy nieco zmarnowanym potencjale opowieści, która mogła przemówić także do dorosłych czytelników, Gdzie niebo mieni się czerwienią Lisy Lueddecke oczaruje swoich młodzieżowych odbiorców, którym niestraszne gatunkowe schematy.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zielona Sowa. <3
**Zapraszam na film!