Site icon Wielki Buk

„Golden Hill” Francis Spufford – recenzja

Osiemnastowieczna powieść napisana współcześnie? To może się udać! Tym bardziej, kiedy do rąk czytelnika trafia tak wyśmienity tytuł jak Golden Hill Francisa Spufforda!

Wyobraźcie sobie osiemnastowieczny Nowy Jork! Miasto niemal dziewicze, nieskażone, zupełnie odmienne od tej buńczucznej, potężnej metropolii, którą jest dzisiaj. Zaledwie zarys miasta, szkic i wstęp do tego tytana, jakim Wielkie Jabłko stanie się w przyszłości. To miejsce przejściowe, brama do Nowego Świata, port, w którym zatrzymują się statki starego kontynentu, by wypuścić na ląd śmiałków gotowych stawić wyzwanie koloniom po drugiej stronie oceanu. Wszyscy się znają i mijają, bo zaledwie siedem tysięcy stałych mieszkańców krząta się po kilku prostych ulicach, tu kawiarnia, tam kilka tawern, hotelik tu i tam, idealne miejsce dla kogoś, kto ma sporo pieniędzy i pomysł jak je zainwestować

1 listopada 1746 roku do portu w Nowym Jorku przybywa statek, a na jego pokładzie niejaki pan Smith. Młodzieniec z Londynu, który w sakwie dzierży nie lada fortunę, bo weksel o wartości 1000 funtów, robiąc tym samym niemałe zamieszane pośród miejscowej elity. Szarmancki i zalotny budzi zainteresowanie na każdym kroku i szybko zdobywa rozgłos, a z każdym kolejnym dniem zaczynają piętrzyć się wokół niego kolejne tajemnice, pojawiać kolejne niewygodne pytania Kim jest tajemniczy pan Smith? W jakim celu przybył do Nowego Jorku i czego tu szuka?

„Golden Hill” Francis Spufford, przeł. Jędrzej Polak

Golden Hill to wyborna i znakomita lektura! Francis Spufford z rozmachem odmalowuje przed czytelnikiem amerykańską rzeczywistość sprzed wieków, kiedy Ameryka nie była jeszcze tym, czym jest dzisiaj, ale wciąż nieco dziką, niepokorną kolonią brytyjską pod władzą króla Jerzego. Istna kraina osobliwości! Nowy świat z nowymi nadziejami, gotowy przyjąć odmienne prawa i porzucić grzechy swoich ojców. Czego tutaj nie ma! Fabuła Golden Hill napakowana jest pyszną akcją pojedynki, zdrady, tajemnice, sekrety i pościgi pełna błyskotliwych, rezolutnych dialogów, fenomenalnych niejednoznacznych postaci i opisów, których nie powstydziliby się sami osiemnastowieczni pisarze. A wszystko to opisane pięknym, płynnym językiem, który oczarowuje czytelnika, a całości nadaje tak potrzebnego pędu.

„Wszystko to wydawało mu się dosyć przyjemne, nawet jeśli pieniądze są tu osobliwie podobne do makulatury, a miasto napełnia człowieka tyleż lękiem, ileż nadzieją. Bo czy jest jakaś stosunkowo młoda na tym świecie dusza, która nie odczułaby uzasadnionego poruszenia, przyśpieszenia oddechu i przypływu nadziei tam, gdzie w każdym zaułku może czekać przygoda, a za każdymi drzwiami czaić się niebezpieczeństwo, przyjemność lub rozkosz?”

Ależ wspaniałe zaskoczenie czeka na każdego spragnionego opowieści czytelnika, który zdecyduje się sięgnąć po Golden Hill! Warto tutaj zaznaczyć, że chociaż wszystko w tej powieści wydaje się być oczywiste, to Francis Spufford okazuje się ukrywać niejednego asa w rękawie, który sprawi, że kiedy już miniemy ostatnią stronę zapragniemy sięgnąć po Golden Hill raz jeszcze, teraz zaopatrzeni w tak znaczące informacje. Od dawna nie trafiłam na powieść, która tak świetnie bawi się konwencją klasycznej historii rodem z epoki! Piętrzy się dowcip, zadziorna lekkość bytu, bujność literackich nawiązań Te wszystkie rozwiązania wykorzystane przez Spufforda zachwycają niebywale, a detale, które tak umiejętnie wplata w opisy omamiają czytelnika niczym barokowe błyskotki, piórka i fifiruszki. I nie jest to przypadek, bo czytelnik ma szansę skończyć Golden Hill z poczuciem niemego osłupienia.

Golden Hill to współczesna perełka, nic dodać, nic ująć.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim. <3

**Chodźcie na filmik i na KONKURS!

Exit mobile version