Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek, czyli urocza i wzruszająca epistolarna opowieść o książkach, wojnie i miłości, tak trochę przez przypadek. W tej kolejności.
O Drugiej Wojnie Światowej napisano już wszystko. Tak mogłoby się przecież wydawać. Przez te ostatnie dziesięciolecia temat poruszano setki, tysiące, dziesiątki tysięcy razy na setki, tysiące, dziesiątki tysięcy sposobów. Jednak to jedno z najbardziej traumatycznych wydarzeń naszej cywilizacji zdaje się być niewyczerpaną inspiracją, doświadczeniem tak dojmującym, że przenoszonym z pokolenia na pokolenie, niczym ostrzeżenie przed tym, co może się zdarzyć. Zazwyczaj te opowieści są przerażające, wypełnione bólem, smutkiem, niepojętą rozpaczą. Tylko czasami, bardzo sporadycznie można natrafić na tak błyskotliwą, piękną i urokliwą lekturę z wojną w tle jak powieść Mary Ann Shaffer i Annie Barrows.
Rok 1946, Wielka Brytania. Juliet jest poczytną pisarką, która w czasie wojny zabłysnęła satyrycznym cyklem esejów, których celem było podnoszenie na duchu wystraszonych rodaków. Teraz kiedy wojna już minęła, Juliet poszukuje innego tematu, pomysłu na nową książkę. Przypadkiem natrafia na trop Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Stowarzyszenia, które powstało na okupowanej przez nazistów wyspie Guernsey, pewnej wojennej, pełnej obżarstwa nocy. I tak, poprzez liczną korespondencję, Juliet poznaje niezwykłych ludzi i ich wspomnienia z tych najtrudniejszych w ich życiu lat. Guernsey i jej mieszkańcy stają się jej obsesją.
Nie powinno nikogo dziwić, że Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek stało się takim poczytnym bestsellerem pośród anglosaskich czytelników, ani że zrobiło na nich tak olbrzymie wrażenie. Warto tutaj przypomnieć, że o ile Europa kontynentalna, w tym wypadku z Polską na czele, całkowicie zdawała sobie sprawę z tego, czym była, co oznaczała oraz czym groziła okupacja niemiecka, to ani mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, ani Wielkiej Brytanii nigdy nie przeżyli tego terroru, tej grozy dnia codziennego na własnej skórze. Wyspa Guernsey u wybrzeży Normandii (przynależna jednak koronie brytyjskiej) jest jednym z nielicznych wyjątków i niechlubnym dowodem na panikę, jaką wywołała inwazja Dunkierki. Port Guernsey zbombardowano, a wyspę zajęto, zanim zdołano ewakuować wszystkich mieszkańców. Naziści stacjonowali tam aż do 9 maja 1945 roku. Te właśnie doświadczenia, tak nietypowe dla Brytyjczyków, zamknięte w uroczych listach i wspomnieniach postaci, działają na wyobraźnię zachodnich czytelników i pokazują jak mogła potoczyć się wojna, gdyby nie koniecznie poświęcenie i skomplikowane polityczne ofiary.
„Właśnie to uwielbiam w czytaniu – w każdej książce odkrywam jakiś drobiazg, który skłania do przeczytania kolejnej pozycji, a tam znów jest coś, co prowadzi do kolejnej. I tak w postępie geometrycznym – bez końca i żadnej innej motywacji prócz czystej przyjemności.”
Czuć w Stowarzyszeniu Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek ducha prozy Fannie Flagg ciepłej, barwnej, pełnej nietuzinkowych postaci, którzy w trakcie lektury nagle okazują się bliscy jak wierni przyjaciele. Jest w tej powieści coś prostego i urzekającego, coś, co wzrusza i pozwala identyfikować się z bohaterami. Być może to szczerość emocji, zwyczajność opowiadanych historii, ale przede wszystkim to miłość do literatury, która pozwoliła przetrwać wtedy, kiedy przetrwanie wydawało się najtrudniejsze. Ba, niemal niemożliwe. Dawała nadzieję i siłę w chwilach, parafrazując Williama Shakespearea: gdy dzień nasz zaszedł i owinęła nas ciemność.
Jest w tej powieści coś romantycznego, coś, co sprawi, że zakochacie się już po chwili, bo nie sposób odmówić sobie tak uroczej książki o książkach.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki. <3
**Zapraszam na film!
Duch prozy Fannie Flagg, tak, zgadzam się całym serduszkiem! W ogóle jestem zachwycona tą opowieścią <3
Jest przeurocza! <3
Jedna z moich najukochańszych powieści o pocieszeniu płynącym z czytania… Ale nie tylko dlatego. To też o mocy przyjaźni i potrzebie drugiego człowieka w chwilach zagrożenia. Taka moc bije z tej książki, że aż chce się bardziej kochać ludzi. Jak tylko Netflix wypuścił film, obejrzałam i nie jest źle, choć książka nadal lepsza.
Pięknie napisane – to wyjątkowa historia. <3
Co do ekranizacji, to dla mnie jest to porażka na wszystkich frontach, ale cieszę się, że Tobie się spodobała. 🙂
Super recenzja! 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję! 🙂