Rumuńskie ostępy Transylwanii, samotna twierdza na zboczach gór i odwieczna walka dobra ze złem – nie sposób oprzeć się takiej historii, tym bardziej w tak wspaniałym wznowieniu. Zapraszam za próg „Twierdzy” F. Paula Wilsona.
Rumunia, Transylwania, Karpaty, czas II Wojny Światowej. Do odległej, tajemniczej twierdzy na zboczach gór, pośród przełęczy i stromych urwisk, przybywa oddział nazistowskich niemieckich żołnierzy. Ich zadanie jest proste: przejąć twierdzę i stworzyć w niej jeden z przyczółków obronnych niemieckiej Rzeszy na sojuszniczych ziemiach Rumunii. Twierdza od początku jawi się jako zagadka: to miejsce odległe, wysadzane tysiącami charakterystycznych krzyży, pozbawione konkretnego właściciela, a jednak posiadające odwieczną opiekę mieszkańców nieodległej wioski. To właśnie mieszkańcy ostrzegają oddział, by nie próbować stacjonować wewnątrz budowli, bo podobno nocami nawiedza intruzów niepojętymi koszmarami. Jednak oddział nic nie robi sobie z ostrzeżeń i przejmuje twierdzę, nie bacząc na kolejne oznaki niepokoju ze strony wieśniaków. Żołnierze nie wiedzą, że już pierwszej nocy przyjdzie im srogo zapłacić za swoją ignorancję.
Ach! Już sama tytułowa twierdza poraża, zachwyca jako miejsce odludne, dziwne i odcięte od świata. Jej historia jest niewyjaśniona, nie do końca znana, a im więcej prawdy wychodzi na jaw, tym czytelnik czuje się bardziej zaintrygowany. Nieprzypadkowa jest również lokacja – Karpaty? Transylwania? Nawiązanie do hrabiego Draculi i wampirycznego mitu wydaje się nieprzypadkowe. A jednak! Bo „wampiryczność” tej powieści nie jest tak prostą odpowiedzią na to, co odnajdziecie w historii F. Paula Wilsona. Pisarz nastawia pułapkę na swoich bohaterów, tak też ustawia pułapkę na swoich czytelników. Tworzy intrygujący podstęp, który prowadzi nas, nic nieświadomych śmiertelników, prosto w paszczę prawdziwych potworów. A jako że spoglądamy na twierdzę oczami bohaterów, to razem z nimi czujemy się coraz bardziej osaczeni i bezbronni, ze strony na stronę.
Przed czytelnikiem uniwersalna, porażająca rozmachem opowieść o odwiecznym pojedynku dobra i zła. Jednak obok sił jasności, tak wyraźnych, chociaż wieloznacznych pojawiają się dwa oblicza zła. Z jednej strony, zło ludzkie, obrzydliwe, bezwzględne, ukryte pod postacią nazistowskich żołnierzy i ich niepojętych planów, które zostaje skonfrontowane ze złem nadprzyrodzonym, jeszcze bardziej bezlitosnym, bo zupełnie nieludzkim, odczłowieczonym, niemal kosmicznym. Powieść Wilsona czyta się jednym tchem, z zachwytem, z narastającą grozą, tak jak tylko można czytać fenomenalnie napisane horrory, które są czymś więcej niż tylko portretem makabry i okrucieństwa. Tutaj symbol rodzi kolejny symbol, a podteksty historyczne, idealnie podkreślają uniwersalny wymiar całości. Nieprzypadkowo „Twierdza” to klasyk lat 80. Klasyk, który warto poznać, bo jedynie zyskał na znaczeniu.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo ciemność, ciemność nieprzejednana nadchodzi.
O.
*Zapraszam na film i na KONKURS!