„Zjawa” Max Czornyj – recenzja

Kto stęsknił się za komisarzem Erykiem Deryło, ten może zacierać ręce – przed czytelnikiem „Zjawa”, czyli kolejny tom brutalnej serii kryminalnej z elementami dreszczowca pióra Maxa Czornyja.

Po wydarzeniach, które pamiętamy z „Klątwy” (recenzja TUTAJ) – komisarz Eryk Deryło przebywa w śpiączce, po skrajnym wychłodzeniu organizmu. Nie wiadomo kiedy czy kiedykolwiek się obudzi, a nawet jeśli, to czy po wybudzeniu będzie tym samym człowiekiem. Dlatego jego obowiązki przejmuje Tamara Haler, której przyszło stawił czoła jednemu z największych możliwych zwyrodnialców. Kiedy w opuszczonej kamienicy odnaleziono zmasakrowane ciało noworodka, cały oddział zostaje postawiony na nogi. Jedynym tropem jest zdjęcie. Zdjęcie zrozpaczonej kobiety. Kobiety, która w obiektywie tego, którego nazwą Fotografem ujrzała swój największy koszmar.

Max Czornyj przyzwyczaił swoich czytelników do przekraczania granic okrucieństwa, do zadręczania swoich bohaterów i podwyższania poprzeczki sadyzmu, ale w „Zjawie” przechodzi samego siebie. Już pierwsze obrazy zbrodni są tak niepojęte i tak zwyrodniałe, że trudno nie wstrzymać oddechu, trudno nie wzdrygnąć się z przerażenia. A to dopiero początek opowieści, w której pierwszy prym wiedzie klasyczny motyw śledztwa. Wracamy na ulice miasta, znów penetrujemy jego mroczne zaułki i ciemne kamienice, by przekonać się, że zło może zaczaić się wszędzie, nawet tam, gdzie najmniej można się go spodziewać. I chociaż ten schemat jest już dobrze znany, to jednak Czornyj pogrywa sobie z nami na swoich własnych zasadach, dodając elementy, które potrafią nas zaskoczyć, nawet jeśli wydaje się, że jesteśmy na to przygotowani. Wisienką na torcie jest w „Zjawie” Tamara Haler, która przejmuje obowiązki swojego mentora Eryka Deryło i chociaż próbuje naśladować działania Deryły, to jednak kieruje się własnym instynktem, dochodzi do własnych wniosków, a te zaprowadzą ją prosto do jądra ciemności.

Kto wyczekiwał „Zjawy” po jakże zbijającej z nóg „Klątwie” – nie będzie zawiedziony. Eryk Deryło powraca i chociaż nie wraca tak, jak byśmy tego oczekiwali, to czeka na nas jednak znów brutalna jazda bez trzymanki i pełna koszmaru opowieść, która zostanie w naszej wyobraźni.

A jeśli ktoś z Was zastanawia się od czego zacząć cykl z komisarzem Deryło, to myślę, że jedyną sensowną odpowiedzią jest – od początku, czyli od „Grzechu”, bo Max Czornyj wystawia swoich bohaterów na takie próby, że warto towarzyszyć im w tych zmaganiach od początku.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem FILIA.

**Zapraszam na film!

Komentarz do: “„Zjawa” Max Czornyj – recenzja

Dodaj komentarz: