„Krzyk” Stanisław Przybyszewski – recenzja PATRONACKA

Skandalista, buntownik, eksperymentator – Stanisław Przybyszewski w klasyku literatury grozy „Krzyk”.

Gasztowt to twórca i malarz, którego dręczy jedno tylko marzenie – pragnie ukazać prawdziwy obraz „ulicy”, ludzkiego bytu, wewnętrznego krzyku duszy. Chciałby po prostu pędzlem namalować odpowiedzi na największe egzystencjalne pytania. Ale Gasztowt jest w pewien sposób przeklęty. Niejako skazany przez własną matkę na rozpacz, nurza się w biedzie, w niespełnionych potrzebach, w nienasyceniu. Kierując się swoją obsesją gubi się w samym sobie, we własnych rojeniach, wyobrażeniach i majakach.

Ach, ten Przybyszewski! Mamy początek XX wieku. Trwa kryzys duchowy przełomu epok, rodzi się nowy mistycyzm, twórcy na całym świecie zwracają się w stronę spirytualizmu, szukają od nowa swojej wiary. Jedni wywołują duchy przodków, inni poszukują jakichkolwiek demiurgów, a jeszcze inni stawiają na emocje człowieka, na jego wnętrze, na doświadczenia ludzkie, cielesne, poszukujące. Rodzi się w bólach, w cierpieniach, w duchowym poszukiwaniach protoekspresjonizm, a wraz z nim artystyczna dzika bohema, dekadenccy twórcy, którzy zapowiadają przyszłość. Kimś takim był właśnie legendarny skandalista i buntownik Stanisław Przybyszewski, który w swoim dziele „Krzyk”, nieprzypadkowo kojarzonym z obrazem jego towarzysza Edwarda Muncha, ukazał cały wrzask kondycji ludzkiej.

To jedno z tych dzieł, które nie powstało w próżni, ale pośród artystów, którzy nawzajem uzupełniali, interpretowali, komentowali swoje dzieła, tworząc tym samym swoisty system zamknięty wraz z otaczającą go mitologią. Sam Przybyszewski wyznawał niejako satanizm duchowy, filozoficzny, który pozwalał mu skupiać się na samym sobie, na własnych cielesnych potrzebach, nie bacząc na innych. I tak, bez wyrzutów sumienia, w dekadenckich oparach podrywał co rusz kolejne kobiety, kradł innym kochanki, w tym kochankę swojego bliskiego towarzysza zakrapianych imprez – malarza Edwarda Muncha. Czytając „Krzyk” można odnieść wrażenie, że przenosimy się w rzeczywistość obrazu Muncha, że przenikamy te głębokie barwy, słyszymy rozpaczliwy wrzask bohaterów, czujemy boleść istnienia.

Groza odnosi się tutaj do emocji, do doznań fizycznych, jak i do doświadczeń wewnętrznych, a czytelnik dostaje spore pole do interpretacji. Ta niemal eksperymentalna, oniryczna podróż do wnętrza człowieka nie jest podróżą łatwą, ani do końca przyjemną, ale na pewno arcyciekawą, którą docenią wszyscy miłośnicy klasycznej grozy.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo z wnętrza duszy dobywa się wrzask.

O.

*Na dodruk „Krzyku” od Wydawnictwa Golem można zapisać się TUTAJ.

Dodaj komentarz: