Marcin Mortka zabiera czytelnika prosto do małej, zapyziałej amerykańskiej dziury, w której nic nie jest takie, jak powinno być. Witajcie w „Miasteczku Nonstead”!
Witajcie w Nonstead
Miasteczko Nonstead to mała zapyziała amerykańska dziura w sercu lasu, jedna z tych miejscówek, które widziały lepsze czasy. To właśnie tutaj kieruje się młody brytyjski pisarz, twórca poczytnych horrorów Nathaniel McCarnish, by uciec przed zawodowym wypaleniem i swoją przeszłością. Nie wie jednak, że Nonstead nie jest tym, czym wydaje się być, a dziwy i strachy kryją się tutaj za każdym drzewem. Wkrótce po przyjeździe Nathan trafi prosto w sidła koszmaru nie z tej ziemi i uwikłany zostanie w wydarzenia, które trudno jest objąć ludzkim umysłem. Coś zagnieździło się w tym miasteczku i to właśnie jemu przyjdzie rozwikłać jego tajemnice.
Czy straszy?
Marcin Mortka uniknął tanich chwytów, ominął kiczowate rozwiązania i horrorową tandetę, tworząc wspaniałą, mroczną atmosferę osaczającej bohaterów i czytelnika grozy. Osamotniona chata w sercu lasu, która chociaż palona po wielokroć, wciąż stoi niezmiennie. Dziewczynka, która rozmawia nocą z kimś, kto odwiedza ją na pograniczu snu i jawy. Czarny pies, który przecina drogę tym, dla których nie ma już wybawienia. Słychać tu dziwne odgłosy, trzaski i szumy, a ludzie zdają się jakby pogodzeni są z tym, co zagnieździło się pośród nich. Nonstead to jeden z tych punktów na mapie, w których można zwariować, można oszaleć, nikt tutaj nie znajdzie ukojenia.
Pośród strachów
Kto pamięta niepokojący klimat miasteczka „Twin Peaks”, ten rozpozna u Mortki podobnych ludzi, którzy snuli się zobojętniali, pogodzeni i przyzwyczajeni do potworności, która zamieszkała pośród nich. Kto zarwał noce przy grze „Alan Wake”, temu przyjdzie na myśl tamta historia pisarza uwikłanego w rozgrywkę niczym z kart jego książek. Bo w Nonstead granice rzeczywistości rozmywają się. Niby dobrze znamy te małe miasteczka, które nie są tym, czym wydają się być i nic tam się do końca nie zgadza, ale Nonstead mimo wszystko pozostaje unikatowe, bo grozy, która tutaj czyha nie sposób przewidzieć.
Widać, że Mortka bawi się konwencją horroru, wykorzystuje znane motywy i wątki, przerabia je, oswaja, tworzy coś zupełnie nowego, co zachwyca i przyciąga czytelnika. Późnym wieczorem, gdy wiatr dmie za oknem wyimaginowane miasteczko Marcina Mortki potrafi przyprawić o prawdziwe dreszcze przerażenia.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo na granicy jawy i snu słyszę jego głos…
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Videograf.
**Zapraszam na film i na KONKURS!