„Ostatni cud” Marzena Orczyk-Wiczkowska – recenzja

Historia małego, zwykłego miasteczka wplątanego w niezwykłe okoliczności w debiutanckiej, realistyczno-magicznej powieści Marzeny Orczyk-Wiczkowskiej „Ostatni cud”.

POŚRÓD RADOŚCI I SMUTKÓW

W Strzemieszycach Wielkich czas płynie spokojnie, liczony od niedzieli do niedzieli, od mszy do mszy. Ludzie rodzą się i umierają. Kochają i nienawidzą. Dorastają i starzeją. Każdy przeżywa swoje chwile wielkich radości i równie wielkich smutków. Jolanta Łapka straciła już kiedyś dziecko, ale teraz, zupełnie niespodziewanie,  znów nosi pod sercem syna. Janek od pierwszych chwil jest inny, silny, radosny – takie słoneczko – jak nazywa go jego mama. Nic nie szkodzi, że mówi niewiele, bo gdy przyjdzie wreszcie moment, gdy odezwie się pełnym zdaniem, to zaskoczy tak siebie, jak innych. Dziwne rzeczy zaczynają się dziać w Strzemieszycach – trochę nienaturalne, trochę niewyjaśnione. Możliwe, że to wszystko sprawka Janka właśnie, który nieopatrznie połączy kilka zupełnie obcych sobie osób i odmieni ich los.

ZWYCZAJNA NIEZWYCZAJNOŚĆ

Realizm magiczny może być ostry jak letnie słońce w najgorętszy dzień, jak u Marqueza. Może być mroczny i mglisty, niosący smutek i żal wspomnień, jak u Zafona. A może być ciepły i miękki, przyjazny i zwyczajnie dobry, jak w powieści „Ostatni cud” właśnie. Marzenie Orczyk-Wiczkowskiej udało się stworzyć niespieszną opowieść o ludziach, którzy jak to ludzie – szukają bliskości, zrozumienia, miłości. Pragną  też odnaleźć swoje miejsce w życiu, tego życia sens i głębszą prawdę. Niby nie dzieje się nic, ale pod podszewką już buzuje tajemnica.

Mały chłopiec o dziwnych zdolnościach zdaje się być idealnym narzędziem niezrozumiałych sił, które łączą ludzi w najmniej oczekiwany sposób. Dla jednych będą to cuda i dowody na istnienie Boga, dla innych wymysły i niewytłumaczalne przypadki, z których składa się życie. Jedno jest jednak pewne – mieszkańcy Strzemieszyc obudzą się z letargu, wyjdą z uśpienia i zaczną przyglądać bliżej otaczającej ich rzeczywistości.

To sama przyjemność obcować z tak dopracowanym, tak przyjemnym debiutem, nad którym unoszą się opary dobrych uczynków i pozytywnych myśli. Marzena Orczyk-Wiczkowska podarowała czytelnikom prawdziwą niespodziankę na koniec tego dziwnego roku, prawdziwy „Ostatni cud”.

Piękna proza dla miłośników książek Joanny Bator, Marty Knopik, Dominiki Słowik i Jakuba Małeckiego – jak znalazł.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem LIRA.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: