„Kształt ruin” Juan Gabriel Vásquez – recenzja

Między prawdą a fikcją, między historią a zmyśleniem – Juan Gabriel Vásquez snuje opowieść o teoriach spiskowych i zamachach, które naznaczyły Kolumbię na dziesięciolecia w „Kształcie ruin”, powieści, która znalazła się pośród finalistów Międzynarodowej Nagrody Bookera.

PRZESZLI DO LEGENDY

Przed czytelnikiem historia dwóch głośnych zabójstw. W 1914 roku ginie generał Rafael Uribe Uribe, a w roku 1948, 9 kwietnia, z ręki zamachowca ginie Jorge Eliécer Gaitán. Jego zabójca zostaje rozszarpany przez rozjuszony tłum, a samo morderstwo przejdzie do historii i będzie porównywane do zabójstwa amerykańskiego prezydenta Kennedy’ego i wzbudzi tyle samo pytań, co pokrętnych odpowiedzi. W zamieszkach, jakie wywołała śmierć Gaitána zginie ponad 3000 osób. Na przekór spiskom, na przekór władzy, na przekór chaotycznej sytuacji Kolumbii Vásquez pokusi się o interpretację tych zamachów i spróbuje rozłożyć na części pierwsze mechanizm spisków i legend, jakimi obrosły przez lata.

MITOLOGIZACJA ZBRODNI

„Kształt ruin” przypomina skomplikowany labirynt, w którego sercu tętnią dwa wielkie nazwiska – Uribe Uribe i Gaitán. Nazwiska, które pulsują i nadają rytm całej opowieści, które napędzają bohaterów i pozwalają im meandrować po kolumbijskiej historii w poszukiwaniu prawdy. Vásquez udowadnia jednak, że prawda zagubiła się gdzieś, rozmyła, została zakopana, zatuszowana i przykryta kolejnymi warstwami kłamstw, fałszywych i prawdziwych wspomnień, domysłów… Tak głośne zamachy rodzą legendy, plotki, wreszcie skomplikowane spiski i paranoiczne wyobrażenia. To właśnie wokół nich kręcą się bohaterowie, próbują rozplątywać kolejne supły, by natrafiać na kolejne. Z narastającą fascynacją zanurzają się w półprawdach i wcale nie chcą się wynurzyć.

Mitologizacja zbrodni nie pomaga nawet przy dowodach rzeczowych, których zdjęcia również odnajdziemy w książce. To już bardziej symbole niż namacalne dowody cudzych zbrodni.

A w tle powieści Vásqueza – Kolumbia z całą swoją historią skąpaną we krwi, w strachu, w narkotykowym pyle.

WARTO!

Takie książki jak „Kształt ruin” pozostawiają w czytelniku jakąś cząstkę siebie. Rodzą cichy niepokój, bo w końcu oparte o prawdziwe wydarzenia historyczne ciągną nas w ciemność domniemywań i niedopowiedzeń. Rozbudzają niezdrową fascynację tymi, których zabrał czas, a którzy wciąż żyją w zbiorowej wyobraźni.

I chociaż „Kształt ruin” nie jest lekturą łatwą, to wciąga w swój poplątany świat i zachwyci wszystkich miłośników dobrej literatury.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: