„Bardzo długie popołudnie” Inga Vesper – recenzja PATRONACKA

Lata 50., idealne kalifornijskie przedmieście  i amerykański sen, który dobiegł końca w opowieści z pysznie kobiecym twistem – „Bardzo długie popołudnie” Ingi Vesper.

BARDZO DŁUGIE POPOŁUDNIE

Gorące, kalifornijskie lato 1959 roku. Na przedmieściu domków Sunnylakes wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, ale… w powietrzu drży niepokój. To właśnie tutaj pewnego popołudnia znika Joyce Haney, perfekcyjna pani domu, matka dwójki dzieci, po której została tylko plama krwi na kuchennej posadzce. Dwójkę opuszczonych maluchów znajduje Ruby Wright, czarnoskóra pomoc domowa, która z miejsca staje się podejrzaną. Śledztwo poprowadzi detektyw, który na swoim poprzednim nowojorskim posterunku widział już niejedno i dobrze wie, że za pobielonym murem i wypielęgnowanym trawnikiem może kryć się prawdziwe piekło.

KONIEC AMERYKAŃSKIEGO SNU

Świat powieści Ingi Vesper wydaje się być światem modelowym, stereotypowo idealnym, niczym wyciągniętym z tak popularnych amerykańskich ilustracji i reklam lat 50. Ta doskonałość amerykańskiego snu to jednak tylko pozory, bo im bliżej się przyglądamy, tym więcej rys pojawia się na obrazku. W „Bardzo długim popołudniu” autorka odtworzyła nieco przerysowany społeczno-obyczajowy portret, w którym wymuskane panie domu, krażyły w bezowych sukienkach jak uśpione wokół bliźniaczo podobnych domków, dokarmiały mężów,  opiekowały dziećmi, by zapomnieć o swoich własnych marzeniach i pragnieniach. Dodatkiem do tego cukierkowego obrazu była czarnoskóra pomoc domowa, cień, wobec którego można być uprzejmym, ale nic więcej, by nie zburzyć ustalonych hierarchii. Przemoc? Depresja? Rasizm? O tym nikt nie mówi – wszelkie problemy ukrywa się za odkurzonymi sto razy dziennie zasłonkami i filarami kwiatów.

„Bardzo długie popołudnie” to historia tajemnicy, zbrodni i smutnych sekretów, bardzo kobieca w przesłaniu, bardzo przejmująca w odbiorze, a wszystko to widziane z trzech wyjątkowych perspektyw. Inga Vesper oddała atmosferę Stanów Zjednoczonych tamtych lat, ten lepki letni kalifornijski upał, ten obraz społeczeństwa, które goniąc ideał zatracało gdzieś człowieczeństwo. Czyta się z prawdziwą przyjemnością i lekkością, zatracając w opowieści, jak w najsmakowitszym kryminale.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Słowne.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: