„Miłość i inne klątwy” Małgorzata Starosta – recenzja PATRONACKA

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie… Mord będzie, trup będzie, klątwy, upiory i cztery przyjaciółki, które składają się na jedną milionerkę. Po „Szczęśliwym losie” wracamy do Babiboru, na Podlasie, by wspólnie przeżyć prawdziwie dziadowską Wigilię Wszystkich Świętych w „Miłości i innych klątwach” Małgorzaty Starosty.

„Ach, jakże byłoby pięknie, gdyby trafić szóstkę w totolotka!”

Może byłoby pięknie, może i los byłby naprawdę szczęśliwy, gdyby nie jego wrodzona naturalnie przewrotność, o czym przekonały się cztery urocze łodzianki, wygrywając w totka i przybywając na równie urokliwe Podlasie. Pojawił się pensjonat, z pensjonatem trup, a potem obowiązki potrupowe i nadeszła jesień…

POWRÓT DO BABIBORU

Cztery baby z Babiboru, a w zasadzie z Łodzi – Basia, Alutka, Julka i Lilka, cztery przyjaciółki, które składają się na jedną milionerkę. Teraz to także właścicielki pensjonatu pośród zjawiskowych okoliczności przyrody. Szkoda tylko, że trup trzyma się ich blisko, zaskakująco blisko, za blisko. Nastała jesień, dynie przejmują okolice, miejscowe obchody dziadów tuż, tuż, za progiem, a tu jakieś plotki o szlajającym się po mokradłach upiorze (który kradnie na dokładkę)… Nie mówiąc o tym, że wkrótce pojawia się i trup. Przyjaciółki znów będą musiały stawić czoła zawiłej, kryminalno-historycznej intrydze.

HIPNOTYZUJĄCA ATMOSFERA

Mówi się, że nad kontynuacjami ciąży klątwa właśnie owej kontynuacji przysłowiowej, ale jeśli jakaś klątwa u Małgorzaty Starosty jest to jedynie fabularna, bo „Miłość i inne klątwy” to kontynuacja absolutnie perfekcyjna. Ba, to kontynuacja, która powinna być stawiana jako przykład przy pisaniu kontynuacji po prostu. Wszystkiego tu jest więcej i bardziej – jeśli dynie, to w nadwyżce co najmniej jak z Hobbitonu; jeśli upiór to bardziej upiorny niż jakikolwiek wodnik szuwarek; jeśli klątwa to jak z najmroczniejszej baśni. A mimo to, w wyważonych proporcjach, tak jak powinno być, tak jak Małgorzata Starosta potrafi najlepiej.

W „Miłości i innych klątwach” można, a nawet trzeba, zanurzyć się z entuzjazmem, który autorka pielęgnuje u czytelnika do samiusieńkiego końca, który końcem zresztą nie jest,przyjaciółki z Babiboru bowiem dopiero się rozkręcają. Małgorzata Starosta hipnotyzuje czytelnika atmosferą iście jesienną, pełną tajemnic i snujących się mgieł. Nawet powietrze pachnie jakoś inaczej! To czas zabobonów, to czas wróżb, to czas klątw. Czas miłości i śmierci. Czas mickiewiczowskich dziadów, którymi rozkoszują się mieszkańcy Babiboru. I czas upiorów, które powracają nieubłaganie. W jesiennym siedlisku bywa nostalgicznie, melancholijnie, bywa strasznie nawet. Ziemia Podlasia podatna jest na folklorystyczne szaleństwo, lubi budzić sekrety uśpione w jej zakamarkach.

Książki Małgorzaty Starosty są jak pieczołowicie dobrane bombonierkowe kompozycje – autorka wydaje się być kopalnią szalonych pomysłów fabularnych, zwariowanych bohaterek, a wszystko to zamknięte pośród rozkosznych zawiłości naszej polszczyzny. Perypetie czterech przyjaciółek potrafią poprawić nawet najbardziej parszywy humor! Nie wspominając nawet o tajemnicy, która w „Miłości i innych klątwach” ma posmak literacki, historyczny, niby fikcyjny, ale wciąż fascynujący. Stara wiara, przesądy, legendy… Nie wiem, czy istnieje bardziej jesienna lektura! Teraz nic, tylko wyczekiwać zimowej aury siedliska.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Vectra.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: