„Wzburzone fale” Nora Roberts – recenzja

Poruszająca serce opowieść rozpoczynająca cykl o trzech braciach (a w zasadzie czterech, co zaraz się wyjaśni), o rodzinnych więzach i skrzętnie skrywanych tajemnicach. I o braterskiej miłości, ponad wszystko, jednej z najpoczytniejszych współczesnych autorek – „Wzburzone fale”, pierwszy tom Sagi Rodu Quinnów Nory Roberts.

NA WZBURZONYCH FALACH

Przez lata na rodzinę Quinnów składali się rodzice – Stella i Raymond Quinn, oraz trzech adoptowanych chłopaków – Cameron, Ethan i Phillip. Trójka po trudnych przejściach i drastycznych przeżyciach, wyciągnięta z patologicznych rodzin, wyratowana sprzed bezwzględnej przemocy. Razem stworzyli wyjątkowy dom, pełen ciepła, pełen miłości i silnych braterskich więzi. Jednak Stella umarła, a teraz umiera Raymond. Na łożu śmierci prosi synów, by zaopiekowali się czwartym chłopcem, przygarniętym Sethem, który miał dołączyć do rodziny. Po śmierci ojca jako pierwszy opiekę nad chłopcem obejmie Cameron.

PIĘKNA, RODZINNA OPOWIEŚĆ

Przez lata nauczyłam się, że u Nory Roberts zawsze można spodziewać się smakowitych, fabularnych niespodzianek. Nie inaczej jest w przypadku „Wzburzonych fal” – ta jakże poczciwa z pozorów historia rodzinna pełna jest wzlotów i upadków, rosnącego napięcia, brudnych tajemnic i… zbrodniczych zamysłów. Kto jak kto, ale Roberts wie, jak budować suspens! Wie, jak zaintrygować czytelnika, wciągnąć w sidła opowieści, podkręcić i udramatyzować fabułę! Okazuje się bowiem, że śmierć głowy rodu Quinnów i wypadek, w którym brał udział wcale nie musiały być przypadkowe. A za małym Sethem natomiast kryje się smutna historia, która jednak kryje też niejedno zagrożenie.

Nora Roberts nie byłaby jednak sobą, gdyby nie oparła swojej opowieści na… miłości. Brzmi to może banalnie, ale doświadczenie pisarskie autorki sprawia, że potrafi fantastycznie rozgrywać swoich bohaterów, bawić się ich uczuciami, wyciskać z nich najwięcej, ile się da. O wątku stricte romantycznym nie ma co wiele opowiadać – jest, rozwija się, idzie w kierunku, w którym można się spodziewać. Warto jednak wspomnieć o ujmującym serce motywie miłości braterskiej, rodzących się uczuć, poczucia oddania i odpowiedzialności. We wstępie do „Wzburzonych fal” Roberts zaznacza, że czerpie przyjemność z pisania o mężczyznach i lubi analizować dynamikę stosunków męsko-męskich. Robi to z wyczuciem i czułością, kreując postacie tak różniące się od siebie, a jednocześnie tak sobie bliskie. Czytelnik również przywiązuje się do nich, pragnie poznać ich bliżej, stać się częścią tego niezwykłego klanu, jaki na kartach powieści stworzyła autorka.

„Wzburzone fale” to pełna intensywnych uczuć opowieść o sile rodzinnych więzi, o oddaniu, miłości braterskiej, która może nie rodzi się z krwi, ale z poczucia odpowiedzialności i wspólnego marzenia. Marzenia o rodzinie, o cieple i bliskości. To miłość niedoskonała, ale satysfakcjonująca, którą kolejne kryzysy umacniają i cementują na długie lata. Nie dziwię się wcale, że Nora Roberts jest tak poczytną autorką, tak docenianą przez czytelników – to literatura lekka, przyjemna, a jednocześnie mówiąca o tym, co najważniejsze w życiu każdego człowieka. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy Sagi rodu Quinnów.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

Dodaj komentarz: