„Chronologia wody” Lidia Yuknavitch – recenzja

Bardzo intymna, pełna wściekłości, przepełniona kobiecością opowieść, która kontynuuje myśli rozpoczęte przez „Lata” Annie Ernaux i „Trylogię kopenhaską” Tove Ditlevsen – „Chronologia wody” Lidii Yuknavitch.

„Życiem nie kieruje żaden porządek. Między wydarzeniami nie ma związków przyczynowo-skutkowych, tak jak byśmy sobie życzyli. Wszystko składa się z sekwencji fragmentów, powtórzeń i wzorów. To łączy język i wodę.”

NURTY ŻYCIA

„Wszystkie rzeczy jednocześnie życie i martwe w twoich rękach.”

Lidia wprowadza nas w swoje życie bez strachu. To życie po wielkiej utracie. Właśnie straciła dziecko. Córeczkę. Oczekiwanie zmieniło się w żałobę. Nadzieja w stupor. Słowa są tym, co niesie ukojenie – niosą też Lidię jak ukochana woda. Do czasów rozpaczliwego dzieciństwa, gniewnego dorastania, pierwszych porywów drapieżnej dorosłości… Towarzyszymy jej w milczeniu, w niekończącym się wrzasku, z uporem przeciw wszystkiemu i przeciw wszystkim.

INTYMNOŚĆ KOBIECOŚCI

„Rzeczy pełne nadziei pojawiają się czasem w mrocznych miejscach.”

Annie Ernaux w „Latach” dzieliła się z czytelnikiem pamięcią. Otwierała cały wachlarz skojarzeń, faktów historycznych, budziła do życia zapomniane przedmioty. To kolektywne wspomnienia, bardzo uniwersalne, po części jej własne, a po części wszystkich tych, którzy się w nich odnajdą. Tove Ditlevsen w „Trylogii kopenhaskiej” pozwoliła wziąć siebie samą pod lupę, podejrzeć jej dzieciństwo, skrawek dawno minionej rzeczywistości. A Lidia Yuknavitch? „Chronologia wody” to najbardziej intymna relacja z owych trzech tytułów. Pełna wściekłości, pełna niezgody wiwisekcja własnych niezaleczonych traum, własnej przeszłości. Przewijają się symbole, wracają jak fale metafory – woda, ciało, krew… Życie w śmierci, śmierć w życiu. Jej historia to historia kobiecości unicestwionej, obnażonej, zgniecionej i budowanej na nowo, na własnych zasadach.

„Chcę należeć do czegoś oprócz rodziny.” – pisze Lidia i z każdą kolejną stroną coraz intensywniej odbieramy jej ból, jej cierpienie, jej uzależniającą autodestrukcję. Nienawidzi wszelkich instytucji, przede wszystkim instytucji rodziny – czy można się temu dziwić? Rodzina z jej doświadczenia to dysfunkcja, to brak miłości, to przemoc i molestowanie przez ojca, to alkohol i próby samobójcze matki. To strach przed wrzaskiem, wygrażaniem pięścią, to zasikane majtki. Wściekłość i gniew. Niepokorna natura rodzi się w dziewczynce powoli, kiełkuje, by wybuchnąć z czasem z intensywnością komety – uzależnienia, odwyki, taniec między jednym a drugim. I niekończące się powroty, aż do chwili przełomu. Klisze? Nie u Yuknavitch, która roznosi nas językowo, mistrzowsko obraca słowa, frazą wprowadza w drżenie…

W „Chronologii wody” Lidia szuka miłości, pragnie jej i od niej ucieka. Kocha mężczyzn i kocha kobiety. Chłopców i dziewczęta. Szuka zrozumienia, jakiegokolwiek pocieszenia, ale gdy tylko je napotka na drodze – robi wszystko, by je zniszczyć. Uważa, że na nie nie zasługuje… Obnaża w końcu jej rany, rozciąga blizny, dotyka tych miękkich części pod pancerzem pozornej siły. Jej opowieść prowadzi rozpacz utraty. Potwornej i niezrozumiałej. Słowa jednak mają oczyszczającą moc – dla Lidii mają siłę ognia, moc wody, niosą tak potrzebne katharsis.

Lidia Yuknavitch nie pozwala na rozgrzewkę, nie uczy pierwszych ruchów, czy kroków – wpycha nas pod wodę swojego bólu, obmywa nas rozpaczą, topi nas w tęsknocie… Nie zważa na konwenanse. „Chronologia wody” potrafi uderzyć znienacka i nikt nie będzie przygotowany na tę dawkę emocji. To kolejna po „Latach” i „Trylogii kopenhaskiej” opowieść o doświadczeniach kobiecości – najbardziej intymna, przepełniona surową cielesnością, bezwstydna i dzika w swoim umiłowaniu życia. Ponad wszystko.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Czarne.

Dodaj komentarz: