„Malibu płonie” Taylor Jenkins Reid – recenzja patronacka

Przenosimy się do Kalifornii 1983 roku, na wybrzeże, w noc, którą pochłonie ogień… Czas na „MALIBU PŁONIE” Taylor Jenkins Reid, opowieść pełną rodzinnych tajemnic, straconych złudzeń i surferskiego luzu.

MALIBU PŁONIE

„Pożar w Malibu w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym trzecim nie wybuchł na suchych wzgórzach, lecz na wybrzeżu.
Rozpoczął się przy Cliffside Drive 28150 w sobotę dwudziestego siódmego sierpnia – w domu Niny Rivy – podczas jednej z najsłynniejszych imprez w historii Los Angeles.

Coroczna impreza wymknęła się spod kontroli około północy.
Do siódmej rano wybrzeże Malibu stało w płomieniach.
Bo tak jak w naturze Malibu leży, by płonąć, tak w naturze jednej osoby leży, by podłożyć ogień i odejść.”

Malibu, Kalifornia, rok 1983. Nina Riva ma już dość. Mąż ją zdradza, kariera supermodelki i legendarnej surferki nie satysfakcjonuje, nawet dom wydaje się jej obcy. Tylko ocean jest Ninie bliski. I jej rodzeństwo – Hud, Jay i najmłodsza Kit. Ale Nina nie może odpuścić. To ważny dzień, dzień jej kultowej, corocznej imprezy, na której zjawi się połowa Malibu, sami sławni i rozpoznawalni. Śmietanka towarzystwa. Nina musi się więc przygotować, jej goście również. Do końca dnia daleka droga, a do łuny poranka nic już nie będzie takie jak przedtem.

UNIWERSUM REID

Witajcie w fascynującym uniwersum Taylor Jenkins Reid! Nie wiem bowiem, czy wiecie, ale wszystkie książki tej autorki – począwszy od „Siedmiu mężów Evelyn Hugo”, przez „Daisy Jones & The Six”, „Malibu płonie” i kolejną wydaną już w Stanach „Carrie Soto is back!” – są połączone w spójny świat, który wypełniają znajomi, dopełniający swoje opowieści bohaterowie. Każda z powieści Reid jest inna. Każdą można czytać poza kolejnością. W każdej jednak znajdziemy znajome nawiązania, poukrywane aluzje i intrygujące fakty z pozostałych książek.

A jaki jest ten świat wykreowany przez Reid? To pozornie przyjemne miejsce wypełnione postaciami z klas wyższych i uprzywilejowanych. To postacie boho i chic, z tych niedostępnych amerykańskich snów, piękni fizycznie, oryginalni i nieprzewidywalni. Artyści, muzycy, it-girls, sportowcy i wolne ptaki. Bielutkie zęby, opalone ciała, dopieszczona garderoba. Mają pieniądze, mają pozycje, mają znajomości. Ich życie być może byłoby bajką, gdyby nie cały ciąg niefortunnych decyzji, wyborów przeszłości, grzechów popełnianych wciąż przez obecne i minione pokolenia.

Nie inaczej jest w „Malibu płonie”, powieści, w której poznajemy rodzeństwo Riva i ich rodzinne, skomplikowane koligacje. Mamy tu nieszczęśliwych kochanków, mamy tu mezalianse, mamy tu zniszczone kariery i rodzące się dopiero gwiazdy. Mamy zdrady, mamy stracone złudzenia, mniejsze i większe końce ich perfekcyjnego świata. Mamy bolesne nałogi, cierpienie i depresję. Mamy też całą masę pewnej substancji, która odmieni wyczekiwaną imprezę w jeden wielki narkotyczny wir.

Taylor Jenkins Reid buduje napięcie stopniowo – zaczyna od błyskawic i gromu, by chwilę później powoli wprowadzać nas w burzę. Wszyscy bohaterowie szykują się na imprezę roku, nie zdając sobie sprawy, w jakim kierunku to wszystko się potoczy. W międzyczasie przemieszczają się, rozmawiają, zdradzają swoje tajemnice i sekrety. Powraca przeszłość, która równie powoli odsłania kolejne karty rozgrywki. W tym gmatwaniu fabuły właśnie specjalizuje się Reid, we wprowadzaniu czytelnika w ten nieznośny stan zawieszenia i niespokojnego oczekiwania. Znamy już cel, teraz wystarczy delektować się podróżą.

A jest się czym delektować w „Malibu płonie” – to powieść niespieszna, ale wciągająca, której akcja jest trochę jak ten ocean w tle. Albo ten ogień, który w powieści jest tak dosłowny, jak i metaforyczny. Od iskry, przez płomień i liżące języki, aż po huk rozpalonego powietrza. Mam nadzieję, że i Wy docenicie ten zamysł.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.

Komentarz do: “„Malibu płonie” Taylor Jenkins Reid – recenzja patronacka

Dodaj komentarz: