„Wyśnione szczęście” Kristin Hannah – recenzja

Przed Wami jedna z tych powieści kojących, ciepłych i magicznych w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu z fabularnym zwrotem, który rzuci czytelników na kolana – „Wyśnione szczęście” Kristin Hannah.

SZUKAJĄC SZCZĘŚCIA

Życie bibliotekarki Joy wydawało się poukładane i rozplanowane – w jednej chwili jednak runęło w gruzach. Porzucona przez męża, oszukana przez siostrę, Joy czuje, że nie ma już nic do stracenia. Tym bardziej w ferie świąteczne, tuż przed Bożym Narodzeniem, które miała spędzić sama. Wsiada więc na pokład samolotu. Jej celem jest kanadyjskie miasteczko Hope – nadzieja – bo nadziei potrzebuje teraz najbardziej. Nie spodziewa się jednak tego, gdzie doprowadzi ją ta podróż.

UWIERZYĆ W MAGIĘ

Bawi się z czytelnikiem Kristin Hannah, oj, bawi się, ściąga na manowce, chociaż wydaje się, że wszystko jest jasne i oczywiste od początku opowieści. „Wyśnione szczęście” zaczyna się w momencie największego życiowego kryzysu naszej bohaterki. Oszukana, zdradzona, porzucona przez najbliższe jej osoby – została sama. Przeżywa traumę, straciła radość życia i zaufanie do ludzi. Czuje, że przed zanurzeniem się w rozpaczy uratować ją może tylko nowe miejsce i nowy początek. Podróż na kanadyjskie odludzie wydaje się być najlepszym możliwym pomysłem. Tym bardziej, że pośród lasów, jezior i cudów natury znajdą się ludzie, dla których obecność Joy również może okazać się potrzebna. I wtedy… Kristin Hannah szykuje nam nie lada zaskoczenie – prawdziwy obrót wydarzeń, szalony twist, którego nie spodziewamy się zupełnie! Nie zdradzę nic, poza tym, że „Wyśnione szczęście” nie jest tym, czym wydaje się być!

Takich powieści potrzeba czytelników w chwilach największego kryzysu. Takich powieści potrzeba wtedy, gdy wydaje się, że nigdy już nie będzie dobrze. Takich powieści potrzeba, gdy trudny rok ma się ku końcowi i potrzebujemy sił, by ufać, że dotrwamy do ostatnich dni grudnia. Kristin Hannah daje nam taką opowieść – opowieść, w której magia nie pojawia się znienacka, ale jest, trwa, ukryta między stronami, otulająca nieświadomego czytelnika. Warto więc zaznaczyć, by od „Wyśnionego szczęścia” realizmu nie oczekiwać, bo realizmu i rzeczywistości to mamy już dość na co dzień. Po powieści Kristin Hannah natomiast możemy spodziewać się emocji dobrych i kojących. I co najważniejsze – historii tak wzruszającej, że na koniec będziemy czytać przez lejące się potoki łez. I są to dobre łzy, łzy ciepłego wzruszenia, które serwują tak potrzebne oczyszczenie.

Na koniec dodam, że chociaż motyw Bożego Narodzenia prowadzi tę powieść, to nie jest to powieść stricte świąteczna. To Kristin Hannah, która wykorzystuje tak popularny motyw na swój własny, nieoczywisty sposób. Sprawia, że po zakończonej lekturze czujemy się pocieszeni i pewni, że wszystko będzie dobrze. I o to właśnie chodzi w takich książkach jak „Wyśnione szczęście”. Jeśli więc szukacie ukojenia, utulenia, pocieszenia – to jest lektura dla Was.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

Dodaj komentarz: