„Moje dni w antykwariacie Morisaki” Satoshi Yagisawa – recenzja

Cicha i niespieszna, ciepła i pogodna japońska opowieść o miłości do książek i o tym jak książki odmieniają człowieka – „Moje dni w antykwariacie Morisaki” Satoshi Yagisawa.

W ANTYKWARIACIE MORISAKI

„Antykwariat Morisaki stał na uboczu ruchliwego zakątka dzielnicy pełnej księgarń. Był mały, wiekowy i doprawdy trudno powiedzieć, by przyciągał wzrok. Nie zaglądało do niego wielu klientów. Oferowano tam dość wąski wybór książek, dlatego też nic dziwnego, że niezainteresowani nie zwracali nań zbytniej uwagi. A jednak byli ludzie, którzy kochali to miejsce.”

Tokijska dzielnica pełna księgarni, pełna antykwariatów, pełna stoisk książkowych – największa taka dzielnica na świecie. A gdzieś w jej sercu antykwariat Morisaki, prowadzony od pokoleń przez jedną rodzinę. Takako nie interesuje się ani rodzinnym antykwariatem, ani książkami. Pracuje w jednej z firm projektowych, ma chłopaka, planuje życie według tradycyjnej, korporacyjnej ścieżki. Ale okazuje się wkrótce, że jej chłopak wcale jej chłopakiem nie jest, ba, ma narzeczoną i nie jest nią Takako. Złamane serce, zrujnowane plany… Takako jest załamana, zawstydzona i tak, dzięki ukochanemu wujkowi, trafia prosto do Antykwariatu Morisaki, który okazuje się mieć na nią jakże zbawienny wpływ. Ale to dopiero początek.

CIEPŁA, KOJĄCA LEKTURA

„Książki wypełniały każdy skrawek przestrzeni. (…) Na ustawionych w równych odstępach regałach stały ściśnięte wydania kieszonkowe i twarde oprawy, a dzieła zebrane i inne duże formaty w stosach pod ścianami. Za niewielką ladą i kasą także piętrzyły się książki. Nie miałam wątpliwości – w razie trzęsienia ziemi wszystkie runą jak lawina i pogrzebią mnie pod sobą.”

Leniwe dni pośród książek. Pośród setek, tysięcy tomów i tomików. Książki z duszą, książki z przeszłością, książki, które ktoś bardzo kocha, o które dba, a które czekają na nowych nabywców, nowe domy, nowych czytelników. Antykwariat Morisaki w sercu największej na świecie dzielnicy księgarni to nie tylko wymarzone miejsce na podróż dla każdego książkoholika, który wybiera się do Japonii, ale przede wszystkim to azyl. Schronienie i bezpieczna przystań dla każdego, kto potrzebuje na chwilę zatrzymać się i odetchnąć. Satoshi Yagisawa z tak charakterystycznym dla japońskiej literatury minimalistycznym stylu zanurza nas w świat pasji i takiej zwyczajnej, naturalnej miłości do książek. Jego Antykwariat Morisaki to miejsce rodzinne, ciepłe i miłe, w którym pracuje ktoś, kto książkom poświęcił całe swoje dorosłe życie i w książkach odnalazł przeznaczenie. To wymarzona miejscówka dla każdego książholika. Satoshi Yagisawa między słowami oddaje tak rozpoznawalny zapach starego papieru, delikatny zapach unoszącego się w słońcu kurzu, aromat świeżo parzonej kawy z pobliskiej kawiarni. To bardzo przytulne wyobrażenie, które oddaje nastrój całej powieści i sprawia, że można zanurzyć się w niej bez reszty.

Książki i maleńki antykwariat to punkt wyjścia dla poruszającej opowieści o rodzinie. To dzięki książkom na nowo się odnajdują, to dzięki książkom mają szansę, by się znów do siebie zbliżyć. To relacje japońskie, więc oparte na specyficznym kodeksie zachowań, ale jednocześnie na tyle uniwersalne, by samemu się w nich odnaleźć. Obserwujemy ich pozornie nieistotne gesty, jak przełamują dystans i na nowo otwierają na doświadczenia. Jednocześnie, Satoshi Yagisawa mocno zakorzenia powieść w japońskiej, współczesnej rzeczywistości. Nie snuje bajki, nie omamia czytelnika obietnicami bez pokrycia, ale tworzy realną i piękną opowieść, wyważoną pod każdym względem. Taką, jaka po prostu powinna być. Ni więcej, ni mniej.

„Moje dni w antykwariacie Morisaki” to jedna z najpiękniejszych książek, jakie możecie sobie sprawić. Cicha i niespieszna, ciepła i pogodna, daje nadzieję i otula czytelnika. Satoshi Yagisawa pozwala zatrzymać się tak swojej bohaterce, jak i tym, którzy sięgną po książkę. W nienachalny sposób przypomina o tym, że czasami trzeba się zatrzymać i rozejrzeć, naładować baterie, zaczerpnąć haust świeżego powietrza. I podrzuca intrygujące tytuły z japońskiej klasyki, które aż chciałoby się poznać, by móc jeszcze bardziej zbliżyć się do bohaterów.

Czyta się z radością i z uśmiechem na twarzy. I tym poczuciem, że książki to jednak jest naprawdę to.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Kwiaty Orientu.

Komentarze do: “„Moje dni w antykwariacie Morisaki” Satoshi Yagisawa – recenzja

  1. Alicja MT napisał(a):

    Japonia dla mnie to niespieszny rytuał parzenia i picia herbaty- Matcha, rolowanie sushi i film mojego dzieciństwa „Shogun” i ulubione Mangi. Przestałam ogądać horrory po obejrzeniu „Ringu”ale również pamietam skandal w okół filmu Wyznania Gejszy, ponieważ obsadzono Chinki w rolach gejsz. Japonia to także dla mnie sakura i harajuku girls czyli delikatność kwitnącej wiśni i zakręcona moda.

Dodaj komentarz: