„Katedra Marii Panny w Paryżu” Victor Hugo – recenzja

Dzwonnik Quasimodo, Cyganka Esmeralda, Archidiakon Klaudiusz Frollo – poznaj ich łamiącą serce historię – „Katedra Marii Panny w Paryżu” Victora Hugo.

„Kiedy ten rodzaj cyklopa ukazał się w kaplicy, nieruchomy i tak szeroki jak wysoki, carré par la base, jak pewien wielki człowiek powiedział – z kurtki koloru czerwonego i fioletowego, z dzwonkami, nade wszystko ze szkaradności, gmin poznał go natychmiast i zawołał:

– To Quasimodo, dzwonnik, Quasimodo garbus od Panny Marii, Quasimodo jednooki, Quasimodo kulas! Vivat! Vivat! (…) Quasimodo, przedmiot zajęcia, stał wciąż we drzwiach kaplicy, ponury, z groźnym spojrzeniem, i pozwalał się podziwiać.”

NA ULICACH PARYŻA

„Czy ta młoda dziewczyna była ludzką istotą, czarownicą, aniołem, tego Grintoire, jakkolwiek filozof, sceptyk, poeta ironiczny, w pierwszej chwili nie zdołał powiedzieć, tak go olśniło niespodziewane zjawisko.”

6 stycznia 1482 roku, Paryż we Francji. Na ulicach Paryża wyjątkowy dzień! Dzień jarmarku, zabawy, dzień, w którym gawiedź wybiera swojego króla błaznów! Są miny, są grymasy, ale żadna twarz, żadna maska nie robi takiego wrażenia, jak twarz dzwonnika Katedry Marii Panny – Quasimodo. To właśnie tego dnia, nieświadomie, zapętlą się dzieje dzwonnika, pięknej Cyganki Esmeraldy, która omamia serce nie tylko wzdychającego za nią tłumu, ale na swoje nieszczęście – trzech innych mężczyzn, którzy ostatecznie zadecydują o jej losie. Za Esmeraldą wzdycha poeta Grintoire, kapitan straży i uwodziciel Febus, ale przede wszystkim sam archidiakon katedry – Klaudiusz Frollo, opiekun Quasimodo. I tak Paryż zaczyna wirować w rytm dzwonków, tańca i śpiewu Esmeraldy.

BURZA EMOCJI

„Jan patrzył na brata ze zdziwieniem. Nie wiedział on, który na świat wywieszał swoje serce, jak na pokaz, on, który szedł za natchnieniami przyrody, on, który pozwalał wypływać swobodnie namiętnościom,, u którego jezioro wzruszeń było zawsze suche… Nie wiedział z jaką gwałtownością morze namiętności ludzkich burzy się, kiedy mu tamują odpływ, jak się wzdyma, wylewa, nurtuje serce, wydziera łkaniem, łamie tamy i opuszcza łożysko. Powierzchowność surowa i zimna Klaudiusza zawsze myliła Jana. Wesoły młodzik nigdy nie myślał o owej gorącej lawie, huczącej pod śnieżnym czołem Etny.”

Kto pamięta disneyowską animację sprzed lat, ten z pewnością ma w pamięci poczciwą postać kalekiego dzwonnika Quasimodo i okrutnego – jakże potwornego i przerysowanego – Klaudiusza Frollo. Zresztą, wszystkie postacie tego uroczego filmu były jednowymiarowe, nieskomplikowane, spłaszczone tak, by wszystko było jasne. Fabuła miała prowadzić do konkretnej konkluzji, tak, by umysł dziecka utrwalił konkretne skojarzenia. To była baśniowa wizja, uproszczona na rzecz młodziutkiej widowni, miła dla oka i łatwa do przyswojenia. U Victora Hugo nic nie jest jednak takie proste. Bohaterowie „Katedry Marii Panny w Paryżu” operują w półcieniach i głębiach, nikt nie jest tu po prostu dobry i zły. To skomplikowane, skotłowane, tłamszące się charaktery, pełne druzgoczących emocji i niełatwych doświadczeń, jakie je ukształtowały. Już sam Quasimodo, dzwonnik, od którego wszystko się zaczyna i na wszystkim kończy… Daleko mu do poczciwiny rodem z animacji. Bywa okrutny, bywa mściwy, chociaż zdolny jest też do największych poświęceń. To młody mężczyzna, który nienawidzi świata poza Katedrą, którą kocha ogłuszające go dzwony i gargulce na jej fasadzie. Kocha też jeszcze jednego człowieka – archidiakona Klaudiusza Frollo, który przed laty przygarnął odrzucone dziecko, zaopiekował się nim, a który dla Quasimodo jest jego jedyną rodziną. No właśnie – Klaudiusz. W tej właśnie postaci widać cały kalejdoskop geniuszu pióra Victora Hugo. Tak płaski w dziecięcej bajeczce, tutaj staje się postacią wielowymiarową, skomplikowaną, udręczoną i niesamowitą. On nie jest tak zwyczajnie zły – to byłoby zbyć proste. W nim kotłują się głębokie współczucie dla Quasimodo, miłość do ukochanego młodszego brata Jana i niezrozumiałe, przeklęte pożądanie, jakie odczuwa względem pięknej Esmeraldy. To właśnie to pożądanie – siła silniejsza od rozumu, instynkt potężniejszy od wiary – napędzi wodę na młyn całej fabuły. I doprowadzi do tragicznego końca.

Prawdziwą królową powieści jednak jest niewątpliwie sama Katedra Notre Dame. Dzisiaj spalona w ogniu nienawiści, odbudowywana pieczołowicie i przeobrażana na nowo, dla Victora Hugo była jednym z ostatnich symboli dawnego Paryża. Ba, w przedmowie, autor sam przewiduje ten tragiczny los, jaki spotka ją w przyszłości. To dlatego przenosi nas do czasu katedr i zabononu, w piętnasty wiek, w inny świat – do Paryża czasu błaznów, czarnoksiężników i mówiących, uroczych kózek. Powieść dzielona jest na księgi, pełna nie tylko fabularnych zwrotów akcji, zgryzot i rozterek bohaterów, ale też bogatych, fascynujących opisów tamtego miasta, tamtych ludzi, tamtych ulic i budynków. Przygotowując się do pisania, Hugo całymi miesiącami zaczytywał się opisach dawnego Paryża, zbierał inspiracje, by stworzyć opowieść żywą i bogatą, roziskrzoną prawdziwym życiem, jakie mogło toczyć się przed wiekami we francuskiej stolicy.

Nie pierwszy i nie ostatni raz Victor Hugo zachwyca czytelnika, wprowadza go w stan oszołomienia i całkowitej rozpaczy. Łamie serce i za nic ma nasze uczucie, jakie towarzyszą nam po zakończeniu lektury. A mogą lać się łzy, przy prozie Hugo to nawet sprawa pewna i przesądzona. Chociaż dzisiaj czas katedr dobiegł już końca, to ja lubię wracać do „Katedry Marii Panny w Paryżu” – lubię wracać na ulice tamtego miasta, raz jeszcze przeżywać całą tę burzę, ten chaos, ten zgiełk. Wsłuchać się w ukochane dzwony Quasimodo, podejrzeć szalony wir tańca Esmeraldy, dostrzec w cieniu kolumny ogniste oczy archidiakona Frollo. Niezapomniana powieść. Niezwykła powieść. Jeden z tych klasyków, które zostają w naszym złamanym sercu na zawsze.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

Dodaj komentarz: