„Intuicjonistka” Colson Whitehead – recenzja patronacka

Połączenie science fiction, kryminału noir i literatury pięknej w opowieści o wertykalnym świecie prosto od Colsona Whiteheada – „Intuicjonistka”.

„Lila Mae od dawna rozmyślała o obietnicy wertykalności, o jej obecnym wcieleniu oraz tym zwiastowanym przez święte wersety Fultona, ale właściwie nigdy nie poświęcała uwagi mieszkańcom. Ludziom, którzy tutaj żyją.”

WERTYKALNY ŚWIAT LILI MAE

„Wertykalność to takie ryzykowne przedsięwzięcie.”

Wyobraźcie sobie retro miasto przyszłości. Miasto, którego horyzonty wyznaczają wieżowce, budynki wznoszące się, wysokie na wiele pięter, wiele kondygnacji. Miasto, w którym to gildia inspektorów dźwigów odgrywa pierwsze skrzypce. Windy bowiem – WINDY i dźwigi je wznoszące – są odpowiedzią na wszystko. Taką inspektorką jest Lila Mae, jedna z pierwszych czarnoskórych kobiet w branży, ze specjalizacją intuicjonistki. Potrafi wyczuwać pływy konstrukcji, skurcze i podrygi dźwigów – jest niezawodna w swojej pracy. Jednak pewnego dnia winda, której inspekcji podjęła się Lila Mae spada, tym samym stawiając jej kompetencje w fatalnym świetle. Inspektorka musi znaleźć tych, którzy ją wrobili, ale w międzyczasie okaże się, że będzie miała szansę wytropić Świętego Graala intuicjonistów, czyli projekt windy idealnej. Czy Lili Mae uda się odmienić rzeczywistość?

MIĘDZYGATUNKOWE ZASKOCZENIE

„Intuicjonistka” to zaskoczenie od pierwszej do ostatniej strony. To zaskakujący głos w literaturze fantastycznej, która jest przecież tak szeroką, tak rozległą kategorią, która mieści w sobie zarówno tolkienowskie fantasy, lovecraftiańskie kosmiczne otchłanie i opowieści tak zakorzenione w literaturze pięknej i paraboliczne jak debiutancka powieść Colsona Whiteheada, którą swojego czasu wdarł się w literacki świat. Whitehead przenosi nas do retro miasta przyszłości. Retro, bo zawieszone jest w stylistyce noir, przypominającej „Sokoła maltańskiego” i inne detektywistyczne historie z połowy minionego wieku. Mężczyźni w fedorach, papierosowy dym, wałki we włosach… Kobiety jako inspektorki można policzyć na palcach, a czarnoskóra inspektorka na razie jest tylko jedna, nasza Lila Mae. To świat przeszłości, który nakłada na siebie pozory przyszłości.

I tu pojawia się sci fi. Koncept science fiction bowiem widać w samym zamyśle windziarskim, mechanicznym. Świat „Intuicjonistki” to świat wielkich pieniędzy, wielkiej polityki i wielkich wpływów. Tutaj nie liczy się ropa, nie liczy się gaz ziemny – liczy się mechanika, dźwigary, projekty wind, które w tym świecie mają wymiar niemal ezoteryczny. Gildia inspektorów, prestiżowa uczelnia z przemysłem windziarskim związana, projektant dźwigów, który jest niczym mesjasz nowego, lepszego świata… Colson Whitehead za tym wszystkim ukrył komentarz do dwudziestowiecznej rzeczywistości, w której powieść zresztą powstawała i się zakorzeniła, podsumowanie prądów i nurtów, które doprowadziły amerykańskie społeczeństwo do konkretnego punktu historii, jeszcze przed zwrotem i upadkiem dwóch wież. Jego windy to symbol hierarchii społecznej i rasowej, a niekończące się wznoszenie jako symbol tego, co można kiedyś osiągnąć.

Jedno pozostaje pewne – jakkolwiek „Intuicjonistka” nie byłaby przewrotna w znaczeniu, to w jej świecie zanurzamy się z prawdziwą przyjemnością. To historia zupełnie inna, tak charakterystyczna w stylistyce budowanej rzeczywistości, tak obrazowa, tak widowiskowa. Wertykalny świat Colsona Whiteheada, jego alegoryczność przypominają mi światy wykreowane przez twórców serii gier Bioshock, w którym komentarz społeczno-filozoficzny również ukryty był pod powierzchnią wizualnej, nieoczywistej pozłoty. Komiksowe niemal miasto, w którym panoszy się dym, mrok, wyziewy i niedopowiedziana przemoc. Całość jest dynamiczna, przypomina kryminał noir z zagadką, ze spiskiem, z tajemnicą, do której nasza bohaterka musi dotrzeć za wszelką cenę. Sekretem, którego odkrycie może odmienić wszystko, jeśli tylko trafi w dobre ręce.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dodaj komentarz: