„Ataraksja” Tomasz Żak – recenzja

Thriller sensacyjno-historyczny „Ataraksja” Tomasza Żaka – stary dom, stare listy i ukryte w nich tajemnice.

SPRAWA WACŁAWA WOLFA

„My tutaj czujemy szczególne przywiązanie do małej ojczyzny. A Jastrzębie-Zdrój? Typie, mówię ci. Zostałbyś na tydzień i nie chciałbyś wracać.”

Wacław Wolf zmierza do Jastrzębia-Zdroju. Został spadkobiercą testamentu ciotki, o której nie miał nawet pojęcia. Zanim dotrze na miejsce, już coś rozchwieje jego pozornie spokojną rzeczywistość. Wypadek samochodowy, próba zepchnięcia z trasy… Wacław nie zdaje sobie sprawy, że to dopiero początek. Jego spadkiem bowiem zostają ruiny starego dom, domu, w którym znajdował się stary sejf, a w sejfie stare listy. Listy, które skrywają równie stare rodzinne tajemnice. I te tajemnice okażą się dla Wacława niebezpiecznym wyzwaniem. Podobnie jak dla przebojowej tatuatorki Klementyny, która pomoże mu dociec prawdy. Ale czy prawda zawsze wyzwala?

PRZECIW SPOKOJOWI DUCHA

Domeną fikcji wszelakiej jest wysadzanie swoich bohaterów z pozornych wygodnych siedzisk spokoju i wrzucanie ich w totalny chaos, w kosmos niebezpieczeństwa, na które wcale nie są przygotowani. Tytułowa ataraksja to postawa spokoju ducha, wyzbycia się pragnień, wyzbycia się strachu przed śmiercią, osiągnięcie stanu, w którym człowiek staje się apatyczny, pogodzony z rzeczywistością. Co jak co, ale bohaterowie powieści Tomasza Żaka pogodzeni z czymkolwiek nie jest. Chociażby Wacław, czterdziestoletni, styrany życiem facet, któremu przeszkadza wszystko wokół, któremu przeszkadza każdy wokół, a który zwraca uwagę na najmniejsze szczegóły i owymi szczegółami się torturuje. W głowie przewijają mu się reptilianie, zepsuta symulacja matrixa i… lista zakupów. To jego koszmar, to jego trauma, to coś, z czym musi się mierzyć. Czy tego chce czy nie chce. To ból zastąpiony przez nonsens i metaforyczny chaos, z jakim musi się mierzyć. A teraz jeszcze przeszłość jego rodziny, koszmar historii, na którą nie był wcale przygotowany. Próbuje jakoś to poskładać, zrozumieć sens, odzyskać równowagę, ale w obliczu takiego dziedzictwa nie przyjdzie to wcale łatwo, o ile w ogóle.

Tomasz Żak bawi się gatunkami, żongluje sensacją, historią, thrillerem. Miesza wątki, łączy przeszłość i teraźniejszość, tworzy kontrasty, które stają się podstawą jego opowieści. Tajemnice i sekrety kryją się na każdym kroku, a świat głównego bohatera znów obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Czytelnik zanurza się w tę skomplikowaną rzeczywistość, poznaje szczegóły, śledzi tropy. Zakorzenia się na moment w miejscu, które odgrywa w fabule tak przecież istotną rolę. No właśnie – przestrzeń. Wisienką na torcie w „Ataraksji” jest Górny Śląsk, jest historia Jastrzębia-Zdroju, ludzi, którzy tworzyli i tworzą to miejsce, ich gwara, ich codzienność, ich bolączki i tęsknoty. Ale przede wszystkim ich walka, ich tęsknota, ich poszukiwanie tożsamości i własnego miejsca.

Jak na thriller sensacyjny przystało, „Ataraksja” napisana jest z lekkością, stworzona, by czytać zachłannie i nieprzerwanie. Napisana z pomysłem, intrygująca już przez samo znaczenie tytułu z każdą kolejną stroną nabiera więcej sensu. Wreszcie, domyka się specyficzną klamrą, która zostawia w czytelniku posmak na dłużej. Całość natomiast dzięki literackim pocztówkom z Jastrzębia-Zdroju ma w sobie ten wakacyjny sznyt, tę beztroskę czytania opowieści, która pozwala na chwilę się całkowicie zapomnieć i oderwać, przenieść w zupełnie inne miejsce. I potencjalnie spalić plecy na słonku.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem SQN.

Dodaj komentarz: