„Kobieta z biblioteki” Sulari Gentill – recenzja

Opowieść o zagadce zbrodni, która jest zagadką sama w sobie, czyli labirynt słów i „Kobieta z biblioteki” Sulari Gentill.

KRZYK W BIBLIOTECE

„ (…) nic nie łączy lepiej obcych sobie ludzi niż wspólna tajemnica.”

W czytelni Bostońskiej Biblioteki Publicznej dochodzi do dziwnego incydentu. W bibliotecznej nabożnej ciszy wybrzmiewa przerażający krzyk kobiety. I w tym jednym momencie los czwórki osób siedzących przy stole z początkującą pisarką Freddie na czele zostaje przypieczętowany. Jedno z nich jest mordercą, bowiem ciało kobiety z biblioteki pojawia się między regałami kilka dni później.

Tak zaczyna się najnowszy kryminał bestsellerowej pisarki Hanny Tigone, którego fragmenty przesyła do swojego wielkiego, upartego fana imieniem Leo. Leo ma swoje uwagi, a losy Freddie i jej nowych znajomych rozwijają się w niebezpiecznym kierunku.

ŁAMIGŁÓWKA KRYMINALNA

Sulari Gentill wciąga czytelnika w swoją nietuzinkową rozgrywkę z nonszalancją i doświadczeniem pewnej siebie pisarki. Jej historia rozgrywa się na trzech poziomach jednocześnie – na czterech, jeśli dodamy wymiar meta, nas czytelników, którzy pochłaniają samą powieść. Fikcyjna pisarka tworzy fikcyjną pisarkę, która tworzy fikcyjną pisarkę. Fikcyjna zbrodnia przenika do fikcyjnej rzeczywistości, tej jednej i drugiej. Warstwa po warstwie odkrywamy kolejne zakamarki tajemnicy, rozgryzamy zamiary bohaterów, ich motywacje. Elementy układanki wskakują na swoje miejsce, a jest to jedna z bardziej skomplikowanych zagadek, trzeba to przyznać. Kilka poziomów, głębia, szkatułka – całość jest pomysłowa, domknięta intrygującą, zaczepną klamrą.

Z jednego strony „Kobieta z biblioteki” jest kryminałem nawiązującym do współczesnej wersji Agathy Christie, z drugiej zaś strony to buzujący pod powierzchnią thriller psychologiczny. Elementy obu gatunków płynnie przenikają się, uzupełniają i tworząc jedyną w swoim rodzaju całość. Fikcyjne pisarki próbują rozwikłać sekret zbrodni (które same tworzą lub którego stają się częścią), a my w międzyczasie poznajemy też bliżej mroczny świat „największego fana” jakim jest Leo, jego pomysł na fabułę, obserwujemy zazdrość, jaka z niego kipi. Nie było potrzeba krwi, nie było potrzeba makabrycznych opisów przemocy – umiejętnie dobrane słowa potrafią tu ranić jak sztylety. A tajemnice są ostre jak brzytwy.

„Kobiet z biblioteki” to intrygująca łamigłówka kryminalna – powieść, która jest czymś więcej niż tylko opowieścią o zbrodni. Pojawiają się motywy manipulacji, stalkingu, labirynt szaleństwa, w którym fikcyjna fikcja łączy się z fikcyjną rzeczywistością. Koncept pogmatwany, ale tak umiejętnie poprowadzony, żeby trudno się czytelnikowi zagubić. To dymy i lustra, odbicia i iluzje, zaproszenie do misternie utkanej opowieści Sulari Gentill, która miłośnikom kryminalnych zagadek sprawi mnóstwo czytelniczej radości.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem MOVA.

Komentarz do: “„Kobieta z biblioteki” Sulari Gentill – recenzja

Dodaj komentarz: