„Na domowym froncie” Kristin Hannah – recenzja

Niezawodna i pełna emocji, czyli Kristin Hannah i jej powieść-sprzeciw „Na domowym froncie”.

KILKA SŁÓW O…

Jolene nie miała łatwego dzieciństwa, ale udało jej się pokonać przeszłość i odnaleźć swoje miejsce, swoich ludzi, swoje reguły. Wojsko i zawód czynnej pilotki śmigłowców. Wierna przyjaciółka Tami u boku. W domu mąż i dwie dorastające córki. Życie jednak okazało się bardziej skomplikowane, małżeństwo zresztą też. A teraz przyszedł rozkaz – Jolene i Tami lecą do Iraku. A to, co wydarzy się na miejscu zmieni Jo i jej rodzinę na zawsze. Ona wróci, ale nie będzie już tą samą kobietą.

PRZECIW WOJNIE

Żołnierz w służbie czynnej nie może powiedzieć nie. Nie ma takiej opcji. Kiedy zostaje powołany, gdy jego kraj zaangażowany jest w kolejne konflikty, misje, akcje – nie może zawrócić. Musi iść, mimo wszystko. Rodzina może stać na samym skraju wytrzymałości. Małżeństwo może wisieć na włosku. Nic nie ma znaczenia. Tylko rozkaz. Tylko cel. Często po drugiej stronie oceanu, na obcej ziemi, pośród obcych ludzi, którzy z miejsca stają się wrogami. Odmówić nie mogła bohaterka „Na domowym froncie”, która będąc pilotem śmigłowca staje się na wagę złota. Nie ma znaczenia, że jej rodzina może sobie bez niej nie poradzić. Nie ma znaczenia, że ukochany mąż nagle staje się obcym człowiekiem. Ale misja w Iraku to jedno. Drugim bowiem jest powrót do domu.

I o tym powrocie, o ciężkiej przeprawie, koszmarnych doświadczeniach i traumach żołnierzy pisze Kristin Hannah. Z wrażliwością i dojrzałością wprowadza nas w świat Zespołu Stresu Pourazowego PTSD. W proces długotrwałej terapii, w leczenie urazów (nie tylko psychicznych), w proces godzenia się z rzeczywistością. Z wojny nigdy do końca się nie wraca, a przynajmniej nie wraca się samemu – demony wracają wraz z żołnierzem. Stają się częścią jego życia, budzą się wtedy, gdy nikt ich nie oczekuje. I druzgoczą od środka, rozrywają, rozszarpują. Czy można je w ogóle okiełznać? Nauczyć się z nimi żyć?

Dużo jest w „Na domowym froncie” emocji. Tym bardziej, gdy ktoś ma lub miał wśród bliskich żołnierzy, którzy doświadczyli działań wojennych, również w walce z terrorem. Gdy wiemy, z czym mierzą się na co dzień i jak przeszłość potrafi powrócić znienacka. Zespół Stresu Pourazowego nigdy nie znika do końca – warto go zrozumieć, nie tylko w kontekście wojen minionych, ale także tych, ktore trwają i tych, które nadejdą. Kristin Hannah wykreowała powieściowy protest. Dołożyła swoją cegiełkę i głos. I znowu poruszyła czułe struny. A w tym jest zdecydowanie niezawodna.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

Dodaj komentarz: