
Małe miasteczka i ich mroczne tajemnice, czyli horrory o małych miasteczkach, w tym „Mocno śpij” J.H. Markerta.
Witajcie w Twisted Tree! Chociaż nikt Was tu nie będzie witał z otwartymi ramionami.
To tam bowiem stoi dom nazwany Domem Grozy. To w nim doszło do serii makabrycznych zbrodni. To tam zabijał z zimną krwią zabijał młodych ludzi niejaki Jeff Pritchard zwany Ojcem Ciszą. Teraz, po latach, został stracony na krześle elektrycznym. Pozostał po nim smród i zło, jakie zrodził. Po tych wszystkich latach, pojawia się naśladowca Ojca Ciszy, a Twisted Tree znów zaleje się krwią…

CZY STRASZY?
To nie jest pełnokrwisty horror, ale thriller kryminalny, który macza swoje paluchy w odmętach grozy. Kto pamięta wrażenia z „Szeptacza” Alexa Northa, ten wyczuje tutaj podobny nastrój. To, co ruszyło mnie, to sam motyw Ojca Ciszy – ja bym jednak powstrzymała się przed rzucaniem tych większych okruchów jego przeszłości, gdybym była Markertem, bo co sprytniejszy czytelnik przekona się, że kluczem do tej postaci jest coś, co wspomniane jest już na samym początku. Jednak Ojca Ciszy już nie ma, pozostało po nim wspomnienie i to, co się za tym wspomnieniem włóczy. I to wspomnienie jest niczym duch, jakaś obecność, która oplata dusze i umysły naszych bohaterów. Nie można się z niego otrząsnąć, może dopiero, gdy ustanie to, co wprawił w ruch.
TO SKOMPLIKOWANE!
To skomplikowane – tak najlepiej podsumować całą historię, jaką rysuję przed nami Markert. Z jednej strony mamy przeszłość, która należy do Ojca Ciszy i wyrządzonego przez niego zła. Z drugiej strony, mamy jego współczesnego następcę, kogoś, kto nazywa się Wyrzutkiem, a kto powiązany jest bezpośrednio z wydarzeniami sprzed lat. Z trzeciej strony, mamy detektyw Tess Claiborne, która sama mierzy się z traumą i wypartym. Te trzy płaszczyzny łączą się i dopełniają, a cała fabuła pędzi naprzód i na nikogo nie czeka. Zresztą, to właśnie tempo akcji, podejmowanych przez bohaterów wyborów powoduje, że czytelnik może czasami poczuć się wtrącony w wir chaosu. Warto skupić się od pierwszych stron, żeby wyłapać wszystkie zostawiane przez Markerta okruszki, które prowadzą prosto do smakowitej piernikowej chatki. A raczej niepokojących tajemnic Domu Grozy.
Czyta się w zastraszającym tempie. To kwestia stylu, jaki w tym przypadku Markert obrał przy pisaniu. Całość jest bardzo dynamiczna, bez zbędnych opisów, czy przydługich wstępów. Działo się wtedy, dzieje się teraz i będzie się działo. A celem jest zatrzymać to, co wykluło się przed laty i dojrzewało, kiedy nikt nie patrzył. Podoba mi się, że Markert nie zamyka się w szufladkach gatunkowych, ale płynnie przenika thrillery, grozę, kryminały, horror – to pozwala nam dobrze się bawić i nigdy nie nudzić się przy jego książkach. A przy „Mocno śpij” nudzić się nie będziecie.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo Ojciec Cisza czai się w mroku.
O.