Czy można tak uczyć się na własnych błędach, by nic z tej nauki nie wynieść? Ewidentnie można, czego przykładem jest Heather Morris, która znów budzi kontrowersje i popełnia te same błędy w swojej najnowszej powieści – „Podróż Cilki” – kontynuacji bestsellerowego „Tatuażysty z Auschwitz” (którego NIE polecam TUTAJ).
Tak. Historia bywa zwodnicza. Tak. Czas potrafi płatać figle pamięci. Tak. Wydarzenia mogą plątać się, rozmazywać, zatracać w wyobrażeniach. Jednak pewne fakty nigdy nie powinny zostać zapomniane, nie mogą ulec zatarciu. Piszę to raz jeszcze, przypominając jak ważne jest, by pielęgnować pamięć o wydarzeniach historycznych, by nigdy nie pozwolić, aby fikcja uznana została za prawdę.
Cecylia Klein, zwana Cilką, to jedna z bohaterek „Tatuażysty z Auschwitz”, młodziutka dziewczyna, które trafia do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, by tam próbować przeżyć za wszelką cenę. Według wspomnień Lale Sokołowa, Cilka była zmuszona do oddawania swojego ciała jednemu z nazistowskich komendantów obozu, a sama dzięki temu mogła przeżyć, utrzymując wyższą pozycję w obozie od innych kobiet. Po wyzwoleniu obozu przez Armię Czerwoną w 1945 roku, Cilka została oskarżona o kolaborację z Niemcami i tym samym wraz z grupką innych kobiet nie została uwolniona, ale skazana na piętnaście lat sowieckiego łagru głęboko na Syberii. Z Auschwitz-Birkenau trafia do więzienia w Krakowie, by zostać przewiezioną do miejsca katorgi, łagru Workuta na Syberii, uznanego za jeden z najgorszych sowieckich łagrów.
To właśnie tam Cilka znów próbuje jakoś przetrwać. Za wszelką cenę.
Heather Morris znów popełnia te same błędy. Podbiera cudze dzieje, cudze wspomnienia i przerabia je według własnego widzimisię, koloryzując nie tylko samą historię, ale przede wszystkim ubarwiając życie swoich postaci w sposób, który nie przystoi. Jednym z zarzutów, które pojawiły się przy „Tatuażyście z Auschwitz” był zarzut dotyczący właśnie postaci Cilki Klein i jej rzekomego romansu z komendantem obozu, które Centrum Badań Muzeum Auschwitz uznało za nierealny. Ten sam zarzut powraca w „Powrocie Cilki”. Jej pasierb – George Kovach – w oficjalnym piśmie prawniczym skierowanym do amerykańskich wydawców Morris zaznacza, że historia w książce nijak ma się do prawdziwej historii jego macochy, Cecylii Klein. Co więcej, obraża pamięć po niej.
Zaprzecza zarówno jej rzekomym romansom z nazistami, ale też zaprzecza pogłoskom, jakoby Cilka miała przemycać leki w łagrze, co opisywała ze szczegółami Heather Morris w swojej książce.
Pomimo tych rażących niedopowiedzeń, publikacji książki jednak nie wstrzymano, a sam wydawca broni pisarki, zaznaczając, że to jest fikcja literacka, jedynie oparta o prawdziwe wydarzenia, natomiast sama nie pretenduje do miana historyka. Niby tak, a jednak w posłowiu Morris ze szczegółami opisuje postać swojej bohaterki i jednoznacznie utożsamia swój fikcyjny wymysł z prawdą. W ten sposób koło znów się zamyka i czytelnik może poczuć się skonsternowany. Widać, że ktoś gra tutaj w grę, mającą sugerować, że coś w tej książce jest prawdziwe, że ta właśnie książka należy do tych, które oparte są na tej prawdziwej historii.
Czy można tak uczyć się na własnych błędach, by nic z tej nauki nie wynieść? Ewidentnie można, czego przykładem jest Heather Morris i jej książki. Tym bardziej, jeśli celem nie jest nauka, ale powtórzenie wielkiego kasowego sukcesu, bo nie ma wątpliwości, że „Podróż Cilki” powtórzy sukces swojego poprzednika. Najpierw pełen rozbieżności „Tatuażysta z Auschwitz”, teraz pozbawiona autentyzmu „Podróż Cilki”, która obraża pamięć o swojej własnej bohaterce…
Czy polecam? Niekoniecznie. Jeśli nie ciągnie Was specjalnie do tej książki, to nie czytajcie. Jeśli poszukujecie prawdy o łagrowej rzeczywistości, to sięgnijcie po „Archipelag Gulag” Aleksandra Sołżenicyna.
O.
Świetna recenzja, dziękuję!
Hmm… nie rozumiem czemu w powieści która od paczątku nazywana jest fikcyjną należy doszukiwać się prawdy. Co innego stwierdzić, że coś mogło się wydarzyć a co innego napisać że rzeczywiście miało miejsce. Możliwe że nie przystoi snuć zmyślonych historii na tle tak makabrycznych wydarzeń historycznych. Ale to już nie raz miało miejsce. I jakoś w moim odczuciu romansu tam nie było, ale gwałt, upokorzenie i bezradność. I raczej nie jest to miła opowiastki która umniejsza zło jakie miało miejsce.
co za bzdury, obie części są napisane przystępnym językiem, akcja wartka, bardzo wciąga czytelnika, nie rozumiem po co ta recenzja?: aby zniechęcić do przeczytania? Wg mnie obie części są super pod każdym względem i nie ma tu znaczenia czy praawda czy połowa prawdy etc.