Świat, który każdej nocy napadają demony Otchłani, osaczona, bezwolna ludzkość i troje młodych ludzi, którzy zrobią wszystko, by stawić im czoła w porywającym cyklu fantasy – Cyklu Demonicznym Petera V. Bretta. Poznajcie kultowego już „Malowanego człowieka”.
NAPRZECIW DEMONOM
Arlen o walecznym sercu. Leesha, która praktykuje u wioskowej wiedźmy. Rojer, podopieczny wędrownego Minstrela, który odkryje niezwykłą moc swojej muzyki. To ich historia.
Każdej nocy z ciemności Otchłani rodzą się demony. Demony powietrza, demony ognia, demony gór i ziemi. Demony, które napadają ludzi, pożerają, okaleczają… Jedyną ochroną przed demonami są runy ochronne, którymi ludzie wieńczą swoje domostwa. Biada jednak temu, kogo noc zastanie poza runiczną zaporą. Dorastający Arlen utracił w ataku demonów matkę, obserwował niemoc ojca i sąsiadów, wierzy jednak, że demonom można stawić czoła. Tak jak stawiają im czoła wojownicy ze wschodu, tak jak prawią legendy o runach wojennych, którymi niegdyś posługiwali się ludzie. Arlen, Leesha i Rojer zaczynają swoją wędrówkę ku prawdzie, a pewnego dnia ich drogi przetną się.
O DORASTANIU I ODPOWIEDZIALNOŚCI
Z zaskoczeniem, zaledwie po kilku stronach, zorientowałam się, że „Malowany człowiek” to obudowany znakomitą fantastyką klasyczny bildungsroman, powieść o dorastaniu, o stawaniu się, w której nacisk położony jest na rozwój emocjonalny i psychologiczny postaci. Poznajemy w końcu trzech jakże fascynujących, dorastających bohaterów. To trzy tak różne osobowości. Trzy tak różne ścieżki. I jedna, wielka odwaga, która ich łączy. „Malowany człowiek” to ich opowieść – Arlena, Leeshy i Rojera. To ich oczami spoglądamy na pożeraną w ciemności rzeczywistość, obserwujemy bacznie ludzkość spętaną strachem. To oni prowadzą nas ku światłu, budując swoją siłę, rozpoznając wroga, mierząc się z wyzwaniami. Uczą się, rozwijają, idą naprzód, gdy reszta otaczających ich ludzi zdaje się być pogrążona w trwających od wieków marazmie.
Nie byłoby jednak „Malowanego człowieka”, gdyby nie fascynujący świat, jaki zbudował Peter V. Brett w swoim Cyklu Demonicznym. Podstawa przypomina średniowieczny układ sił – mapy pełne odległych krain, otoczone murami pojedyncze miasta, rozsiane wsie. Technologia ograniczona – tu sól jest na wagę złota, a wędrowni minstrele raz w roku przywożą wieści ze świata. To rzeczywistość skąpana w ogniu, w popiele, pogrążona w wiecznym cieniu. A w niej ludzkość – osaczona, przygarbiona przerażeniem, zmiażdżona. Człowiek pokonany to jedynie skorupa człowieka, bez nadziei, tym samym bez przyszłości. Bohaterowie Bretta mają w sobie ten ogień walki, tę siłę, która pozwala im wyróżnić się z tłumu, spojrzeć zagrożeniu prosto w oczy. Ich portrety są wyraziste, ich ścieżki różnorodne, a osobiste historie działają na wyobraźnię. Nie ma w tym nic banalnego, nic oklepanego, chociaż te metaforyczne ścieżki, jakimi podążają bohaterowie są tak znajome, tak charakterystyczne dla bildungsroman właśnie. Brett umiejętnie bawi się konwencją, tworząc porywającą opowieść w równie porywającym uniwersum.
Pierwszy tom Cyklu Demonicznego to zaledwie wstęp do całej historii. Początek opowieści, którą kontynuują zarówno sequele, jak i prequele. Kto ma ochotę, ten może zakończyć na pierwszym tomie i będzie to satysfakcjonujące zakończenie, z poczuciem, że coś nowego nadchodzi. Z obietnicą, której można pozwolić się spełnić. Czyta się z zapartym tchem, zanurzając się w świecie, w którym czuć smród demonicznych oddechów, słychać ich piekielne odgłosy, w którym można ukryć się lub walczyć, o ile starczy odwagi. Fantastyka na najwyższym możliwym poziomie.
O.
*We współpracy z Fabryka Słów.
Pierwszy tom ma jeszcze coś, dzięki czemu czyta się go dobrze – niezły pomysł i nowie uniwersum, które sobie powoli odkrywamy. Ale im dalej, tym gorzej. Zaczynają się powtarzać całe rozdziały: trzeci raz ta sama scena z perspektywy kolejnej postaci? No dzięki, załapałam za pierwszym. Świat okazuje się żałośnie mały, akcji ubywa, a całość zaczyna skręcać w stronę erotyka. Doczytałam do momentu, w którym niby-Arabowie podbili niby-Europejczyków i rzuciłam to w pierony.
Co Ty mówisz! A ja słyszałam właśnie, że im dalej tym lepiej! Ha! Zobacz, każdy inaczej to widzi, inaczej odkrywa, a to oznacza jedynie, że muszę w przyszłości sięgnąć po więcej i przekonać się na własnej skórze. 🙂
Dziękuję, że podzieliłaś się emocjami!