Bezimienne miasto, bezimienna rzeka, opowieść o tym, co utracone i o tym, do czego zdolny jest człowiek, by to odzyskać, pióra jednego z najlepszych polskich współczesnych pisarzy – „Miasto i rzeka” Wojciecha Guni.
MIASTO I RZEKA
„Jakże silnie przemawiało do mnie to, co widziałem – wysokie, lśniące wilgocią mury kamienic, pnące się w górę kręte uliczki, skąpo rozświetlone światłami ulicznych latarni, łagodnie szumiąca rzeka i ozdobne mosty, prowadzące do dawnych dzielnic przemysłowych. Wpierw chciałem wybrać się tam, zobaczyć z bliska te skryte w ciemnościach, otulone lasami strzeliste kominy i hale, ale kiedy tylko dotarłem na kolejny, jeszcze niewidziany do tej pory przeze mnie most, natychmiast porzuciłem mój zamiar, ponieważ ujrzałem, jak leniwym nurtem płynie kolejne ludzkie ciało.”
Mężczyzna przyjechał do miasta wysoko w górach, nad czarną, niezbadaną rzeką. Miasta, które podobno dawno temu było kurortem, a teraz dogorywa we mgle…Miasta, w którym podobno przyjmuje legendarny doktor. Doktor, o którym mówią, że potrafi przywrócić to, co zostało utracone. Przybysz ma misję, ale ma też swój własny plan, który gotów jest zrealizować za wszelką cenę. Nikt ani nic nie zdoła go powstrzymać.
W OPARACH CIEMNOŚCI
„Spacerowałem wzdłuż bulwaru, rozmyślają o całym ciągu wydarzeń, który sprowadził mnie w to miejsce. O moim… O wypełniający mnie bólu, którego nigdy nie potrafiłem się pozbyć. Bólu nieusuwalnym, wrośniętym we mnie jak stare drzewo wrasta w ziemię, o wściekłości i nienawiści, której nigdy nie mogłem z siebie wyekstrahować, od których nigdy nie potrafiłem i nie chciałem się uwolnić. O tej całej ciemności, która popychała mnie do dotychczas podjętych działań.”
„Miasto i rzeka” to historia tak wielkiego, tak obezwładniającego bólu, że ciemność zdaje się być tutaj naturalną konsekwencją, skutkiem największej możliwej rozpaczy. Ciemność, która jest cierniem w sercu, osaczającą rośliną, macką, która obłapia umysł i nie wypuszcza. Sięga natomiast do głębi i czerpie z pokładów nienawiści. Ciemność u Guni przybiera różne formy. To gnijące, zdegenerowane miasto pośród górskich szczytów, miasto odcięte niemal od świata, do którego prowadzi tylko jedna droga, jedna rzeka. Ciemność to buzująca, nienazwana siła, która wysysa życie wewnątrz góry. To tajemnica, do której prowadzą labirynty zaułków, nienazwanych uliczek, drzwi, do których tylko nieliczni dzierżą klucze. Krajobrazy wydają się znajome, twarze równie groteskowe, słowa niosące równie nieogarnięty ciężar… Czytelnicy guniowej prozy poczują się jak w domu…
„- Nigdy mnie nie powstrzymasz. Ani ty, ani nikt inny. Nigdy mnie nie dopadniesz. Odzyskam to, co straciłem. Choćbym miał cały świat utopić we krwi. Choćbym miał wyrżnąć w pień cały legion, choćbym miał palić miasta, truć studnie. Nigdy nie wrócę do was.”
W posłowiu Wojtek napisał, że wielu uznaje „Miasto i rzekę” za jedną z jego najbardziej przystępnych opowieści – coś w tym jest! Być może to kwestia poruszonej w noweli tematyki, w końcu próba odzyskania tego, co bezpowrotnie stracone to jedna z horrorowych klisz, motyw, który powraca od początku istnienia grozy. „Małpia łapka” W.W. Jacobsa to tylko jeden tytuł, który warto przytoczyć. W opowieści Wojciecha Guni jednak nie ma nic banalnego, nic schematycznego. Pod jego piórem rozpoznawalny motyw zamienia się w opowieść bardziej bolesną, drążącą, przenikającą czytelnika na wskroś niż kiedykolwiek wcześniej. Z jednej strony, to brutalna opowieść – przemoc w takim natężeniu w guniowej prozie to nie jest sprawa oczywista – ale dzięki temu przynosi dziwne katharsis, oczyszczenie, taka ludzka natura. Z drugiej strony, to historia tak smutna, porzucająca czytelnika z poczuciem emocjonalnego wybebeszenia.
Taki urok Wojciecha Guni właśnie, taka siła jego pisarstwa. Z „Miasta i rzeki” czytelnik nie otrząśnie się, popłynęliśmy nurtem, obłapiła nas ciemność.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo ciemność oblepia mnie, obłapia, pochłania…
O.
Komentarz do: “Bezsenne Środy: „Miasto i rzeka” Wojciech Gunia – recenzja PATRONACKA”