Bezsenne Środy: „Portret Doriana Graya” Oscar Wilde – recenzja

Nieśmiertelna klasyka literatury grozy i opowieść o skażonej duszy pewnego uroczego młodzieńca – „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a w przekładzie Marcela Tarnowskiego z Ekskluzywnej Kolekcji Klasyki.

PRZYPADEK PEWNEGO MŁODZIEŃCA

„- Jakie to smutne! Mam stać się stary, brzydki, odpychający. Ale ten portret zostanie wiecznie młody. Nigdy nie będzie starszy, niżeli dzisiejszego dnia czerwcowego… Gdybyż mogło być na odwrót! Gdybym ja pozostał wiecznie młody, a obraz zestarzał się! Oddałbym za to wszystko – wszystko. Tak, nie ma nic w całym świecie, czego bym nie oddał! Duszę bym za to ofiarował!”

Dorian Gray. Uroczy młodzieniec, ostatnie odkrycie popularnych salonów. Na językach wszystkich. Mądry, uczynny, szczery. Muza artystów! Chociażby Bazylego Hallwarda, dla którego Dorian jest całą jego sztuką! I tak Bazyli tworzy portret, być może najlepszy portret jaki powstał. Portret Doriana, na którym widać jego piękno, kwitnącą młodość, niewinność przyszłości i wielkich oczekiwań. Wraz ze swoim przyjacielem lordem Henrykiem Wottonem podziwiają dzieło i podziwiają modela, a sam Dorian? Gotowy jest zrobić wszystko, by na zawsze pozostać tak zjawiskowym jak na swoim portrecie. Wszystko.

WSZYSTKO ZA MŁODOŚĆ

Powtarzam często, ale może powtórzę raz jeszcze, by wybrzmiało również przy powieści Oscara Wilde’a – warto wracać do klasyki, warto ponawiać lekturę po latach, bo klasyka ma to do siebie, że dojrzewa, dorasta razem z czytelnikiem. A powrót do niej pokazuje nam i udowadnia, jak my zmieniliśmy się z biegiem lat. Odbiór lektury może być zupełnie inny, perspektywa skrajne odmienna. „Portret Doriana Graya” jest tego najlepszym możliwym przykładem! Doświadczenie i wiek czytającego nagle mają znaczenie, bo nie jesteśmy już Dorianami tego świata, ale lordami Wottonami, którzy ostrzegają z nostalgią:

„Tak, panie Gray, bogowie byli dla pana łaskawi. Ale co bogowie dają, odbierają rychło. Niewiele pan ma lat przed sobą, aby żyć prawdziwie doskonale i zupełnie. Gdy minie pańska młodość, zniknie i piękność, i przekona się pan nagle, że nie czekają już pana triumfy, ale będzie się pan musiał zadowolić owymi miernymi zwycięstwami, które wspomnienie przeszłości uczyni bardziej gorzkimi niż porażki. Każdy znikający księżyc zbliża pana do czegoś straszliwego. Czas zazdrości panu i atakuje pańskie lilie i róże. Policzki pańskie zbledną i zapadną się, wzrok zmatowieje. Będzie pan cierpiał strasznie… Ach!”

Powiedzieć, że „Portret Doriana Graya” jest powieścią uniwersalną i ponadczasową to nie powiedzieć nic. Oscar Wilde zaklął w tej jakże mrocznej i tajemniczej opowieści całą tęsknotę za tym, co bezpowrotnie utracone. Za obietnicami, za tamtymi otwartymi ścieżkami, za rozstajami pełnymi wyborów. Za wolnością, która z biegiem czasu zanika, rozmywa się przed oczami. Za pięknem, które każdego dnia umyka coraz dalej i dalej, skrywa się za horyzontem, wreszcie jest już za daleko, by je dogonić. Zachwyt powierzchownością u Wilde’a ma aspekt estetyczny, ale też społeczny. To pozostaje niezmienne, wystarczy rozejrzeć się wokół, by dostrzec tę gonitwę, to pragnienie i błaganie. Coraz bardziej wyrafinowane zabiegi medycyny estetycznej, wyciągi i wywary, kremy obiecujące, że czas się zatrzyma… Jeszcze chwila i my też będziemy gotowi na wszystko, bo zachować wspomnienie.

Pozwólcie, że pominę aspekt stricte filozoficzny powieści, ten, w którym to Wilde zastanawia się nad celem sztuki jako takiej (w tym wypadku musiałabym zrobić wstęp do estetyki epoki wiktoriańskiej i jej postrzegania sztuki jako narzędzia edukacji społecznej), w zamian spojrzymy na „Portret Doriana Graya” z perspektywy miłośników grozy, w końcu z kawałem niepokojącej powieści i klasyką literatury grozy mamy tu do czynienia. Obserwujemy przecież narodziny potwora – nic bardziej fascynującego pod słońcem! Młodzieńca, który pod wpływem starszych i bardziej rozpasanych od siebie ulega ich libertyńskiej fantazji. Który kierując się słowami tajemniczej, kontrowersyjnej powieści, sam staje się jej bohaterem, pisze swoją własną opowieść. On może wszystko, ma ku temu środki i możliwości. Nawet czas się go nie ima. Może więc testować swoją siłę i nadawać kształt swojej coraz bardziej zwyrodniałej duszy. A Oscar Wilde potrafi kreować poczucie obcowania z czymś niesamowitym, potrafi za maską piękna ukryć największą bestię. A całość zamknąć jakże tragiczną puentą.

Nie chciałam zdradzić zbyt wiele, nie chciałam zepsuć zabawy z lektury, mam nadzieję jednak, że zachęciłam tych, którzy „Portretu Doriana Graya” jeszcze nie znają do książki, a tych, którzy już ją kiedyś poznali do ponownej lektury, bo dużo tam jeszcze smaczków jest do odkrycia.

„Portret Doriana Graya” ma w sobie wszystko, co w klasyce grozy najlepsze – piękny język, dopieszczoną formę (Wilde sam z czasem robił poprawki), fascynującą fabułę i jakże nieśmiertelne przesłanie. Wiktoriańska mgła sama unosi się nad książką.

O

*We współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

Dodaj komentarz: