Parafrazując znane powiedzenie aż muszę tu napisać, że stara literacka miłość nigdy nie rdzewieje. Sentyment książkowy – do konkretnych serii, do pojedynczych tytułów albo do samego autora – zostaje równie silny, jak za pierwszym razem, gdy w zaczytane serce wystrzelona została strzała książkowego kupidyna. Wydaje mi się, że tak jest właśnie w przypadku moim i dzieł Stephena Kinga. Od kilku lat Mistrz Horroru już raczej nie straszy, a jego kolejne tytuły odchodzą od tego co mogłabym nazwać klasycznym przykładem kingowej grozy. A jednak… kiedy sięgam po kolejne tytuły, mimo wszystko, mimo oburzeń i miejscowych niezgodności, wpadam w jego prozę jak śliwka w kompot i czuję, w specyficzny sposób, że jestem u siebie.
Nie inaczej było w przypadku najnowszego tomu opowiadań Stephena Kinga, czyli „Bazaru złych snów”.
„Zrobiłem dla Ciebie garść drobiazgów, Stały Czytelniku; oto leżą przed Tobą w blasku księżyca. Zanim jednak obejrzysz te małe ręcznie wykonane skarby, która mam na sprzedaż, porozmawiajmy o nich chwilę, dobrze? Nie zabiorę Ci dużo czasu. Proszę, usiądź przy mnie. I podejdź trochę bliżej. Nie gryzę.
Chociaż tyle lat się znamy, jak przypuszczam, wiesz, że to nie całkiem prawda.
Mam rację?”
Tematem przewodnim „Bazaru złych snów” jest śmierć. Jest to dość duże uproszczenie, niemniej widać, iż ten dojrzały, niezwykły autor zbliża się do takiego etapu w swoim życiu, że to rozmyślanie o śmierci wplata się w niemal każdy kolejny tekst. Jest tu próba zrozumienia zagrożenia i śmierci, kiedy dzieci obserwują dosłowne pożeranie dorosłych („130. Kilometr”). Jest strach przed nieuniknionym („Wredny Dzieciak”). Jest tu umieranie ciała w chorobie („Zielony Bożek cierpienia) i dosłowne życie po śmierci („Życie po życiu”). Jest samobójstwo („Herman Wouk jeszcze żyje”) i walka ze słabościami („Premium Harmony”), którą z łatwością można przegrać („Kiepskie samopoczucie”). Znajdziemy tu wypadki, te mniej lub bardziej przypadkowe („Ten autobus to inny świat” lub „Pirackie fajerwerki”). A także śmierć samego świata i hekatombę Ziemi („Letni grom”). Co więcej każde opowiadanie nawiązuje do tematu nałogów, szczególnie dawnej zmory samego Kinga, czyli alkoholizmu. Wniosek po lekturze nasuwa się jeden i jedna płynie nauka, że nadmierne picie, podobnie jak każdy inny nałóg, a nawet pierwsze niewinne sięganie po alkohol to również pierwszy krok ku czarnej otchłani nieszczęścia.
Tak to już jest ze zbiorami opowiadań, że niezwykle sporadycznie zdarza się, by zbiór był w stu procentach idealnie dopracowany tak, by każde opowiadanie zachwyciło czytelnika. Stephen King miał to szczęście, że udało mu się stworzyć co najmniej dwa takie tomy, bo jego „Cztery pory roku” i Czarna, bezgwiezdna noc” są niemal w pełni doskonałe. W „Bazarze złych snów” znajdziemy teksty różne – od słabszych wypychaczy o wątpliwym uroku (baseballowy „Billy Blokada”, czy papierosowy „Premium Harmony”) po takie, które zostaną z czytelnikiem na dłużej (jak „Kiepskie samopoczucie”, „Wredny dzieciak” lub „Letni Grom”), a które robią niezatarte wrażenie, a nawet jedną perłę, czyli idealnie kingowe opowiadanie jakim w tym zbiorze jest niezaprzeczalnie „Ur”.
Trzeba mieć to na względzie sięgając po ten tom, a jednocześnie pamiętać, że to zupełnie inny rodzaj grozy niż dotychczas spotykaliśmy u Kinga, a raczej inny stopień straszności. To obyczajowe opowieści o śmierci, czasami z elementem fantastycznym czy chwilami thrillera, niemniej wciąż oscylujące na granicy gatunków. Horrorem jest tu sam temat śmierci, od którego nie można się opędzić. Śmierć, umieranie, walka o życie są przewodnim motywem „Bazaru złych snów” – widać tu, czego Król Grozy boi się najbardziej i co jemu właśnie ściga sen z powiek.
I chyba nie przez przypadek we wstępie zwraca się do swojego „Stałego Czytelnika” – bo to właśnie ten powracający czytelnik, ten, który od lat śledzi literacki dorobek Kinga, ten, który dostrzegł i przeczytał niejedno będzie miał największą frajdę buszując po „Bazarze złych snów”.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo boję się snów o śmierci.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową Virtualo 🙂
**Po więcej „Bazaru złych snów” koniecznie zajrzyjcie na vloga!
Moja relacja z Kingiem jest dość skomplikowana. Przeczytałam dwie jego książki, które mi się bardzo spodobały i nie dokończyłam kolejnej. Muszę wrócić do tego autora, koniecznie. A ciągle brakuje mi czasu!
Wróć, spróbuj od nowa – King miewa gorsze i lepsze tytuły – trzeba trafić 🙂
Stephen King tak dobrze pisze, że nawet, gdy jest w trochę słabszej formie, to wciąż niezaprzeczalnie przepyszna literacka uczta 😀 Lubię go bardzo w opowiadaniach i pewne jest to, że prędzej czy później sięgnę i po ten zbiór.
Również uwielbiam go w opowiadaniach <3
Co za świetny opis! Aż nabrałam ochoty na kingowskie opowiadania. Ale jeszcze przed „Bazaram…” muszę dobrać się do kilku innych tomów, które już posiadam 🙂
King jest mistrzem krótkiej formy, więc nie mogę nie polecać jego opowiadań 😀 <3
Kupiłem ją kilka dni temu i zabieram się za nią jak tylko skończę „Długi Mars”. Liczę,że i tym razem King mnie nie rozczaruje.
O! Na dniach premiera „Długiej Utopii” i będę tu recenzować 🙂
Również mam taką nadzieję 🙂
Czytałam Lśnienie, które wiele osób zachwala… i Joyland… ale jakoś nie umiem się do Kinga przekonać.
Bookeaterreality
No to nie dla każdego 🙂
aż naszła mnie ochota na jakiegoś Kinga po tej Twojej recenzji..
A widzisz 😀
Ja jeszcze sobie „Bazar” spokojnie doczytuję i rzeczywiście trafnie ujęłaś tę myśl przewodnią. Śmierć. Poza tym poczuwam się „Stałym czytelnikiem”, choć nawet nie muszę na nic tu przymykać oka. Po prostu mi się podoba 🙂 Te wstępy również!
Uwielbiam to u Stephena – to jak od razu zagaduje czytelnika i wciąga w swoją opowieść <3