„Dalila” Jason Donald – recenzja

Parafrazując jednego ze swoich rozmówców, Krzysztof Środa przypomniał, że my, ludzie Zachodu, Europejczycy w szczególności, często zapominamy o tym, że ta nasza Europa wydaje się być jedynie piękną anomalią. Anomalią w skali światowej, która urosła do rangi utopii. Jawimy się jako azyl, wielka, zielona wyspa, ziemia obiecana, gdzie nie panują wojny etniczne, gdzie głód nie istnieje, a każdy potrzebujący znajdzie schronienie i pomoc. Dla jednych jest to łatwa okazja, by uciec, wyrwać się i korzystając z nieograniczonych możliwości przesiedlić się, udając kogoś, kim naprawdę nie są. Ale dla innych, Europa to nieziszczone marzenie o życiu bez strachu, o życiu w ogóle, bo w ich kraju cień śmierci czai się na każdym kroku. To nieliczne przypadki, pojedyncze zapewne, odosobnione i zostawione samym sobie na pastwę losu. Może się uda. Może nie. A Europa pozostanie wielkim, utopijnym snem.

Do tej współczesnej Europy ucieka i szuka schronienia bohaterka powieści Dalilia Jasona Donalda.

Dalila Irene Mwathi ląduje na lotnisku w Londynie. Uciekła z rodzinnej Kenii ścigana przez ludzi, którzy wymordowali jej najbliższych, od człowieka, który ją krzywdził. W Wielkiej Brytanii liczy na azyl, na pracę, na nowe perspektywy i zwyczajnie lepsze życie, którego nie mogła prowadzić w swojej ojczyźnie. Ale na miejscu nic nie jest takie, jak oczekiwała.

Jason Donald ukazał aparat biurokracji, którego istnienie z jednej strony jest koniecznie ze względu na bezpieczeństwo, a z drugiej, w tej swojej odczłowieczonej formie sprawia, że jest zwykłemu człowiekowi zupełnie obcy, bezduszny. Dalila natyka się na dziwaczne formalności, procedury, oczekuje się od niej tego, czego nie potrafi udowodnić. Podejrzliwość, jakkolwiek uzasadniona w przypadku migrantów, przybiera formy radykalne, często okrutne w swoim bezlitosnym procederze. Jednak to, co najbardziej uderza w tej opowieści, to los, jaki może spotkać samotne, młode kobiety, które uwierzyły w ten utopijny mit krainy wiecznego szczęście. Zostaje skazana na wieczną ucieczkę, na tułaczkę po ośrodkach, od prawnika do prawnika, a nadzieja zanika z każdym kolejnym dniem.

Dalila to przygnębiająca, niemal rozpaczliwa opowieść o szukaniu swojego miejsca w świecie, o umierającej nadziei i niegasnącej wierze, że można przezwyciężyć piekło wyobcowania. To historia walki o samą siebie, o nowy dom i szansę na nowe życie. To opowieść o zawieszeniu w stanie niepewności i tęsknocie za normalnością. Jason Donald nie oszczędza swojej bohaterki, nie oszczędza też czytelnika. I obala utopijną mrzonkę o bezpiecznych wyspach, azylach bezpieczeństwa i spokoju, które tylko czekają na to, by wyciągnąć pomocną dłoń. Nikt nie czeka.

Brutalna, bolesna, przepełniona cierpiącą kobiecością.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Kobiece. <3

**Zapraszam na filmik i ROZDANIE!

Komentarze do: “„Dalila” Jason Donald – recenzja

Dodaj komentarz: