„Mały Przyjaciel” Donna Tartt – recenzja

Bombla_MałyPrzyjaciel

Czas dorastania, przekraczania tej cienkiej granicy pomiędzy okresem beztroskiego dzieciństwa a światem nastolatków wkraczających w dorosłość to wrażliwy czas, jedyny w swoim rodzaju. Wypełniony niezrozumiałym bólem istnienia, poszukiwaniem samego siebie i próbą odpowiedzi na fundamentalne pytania kondycji ludzkiej. Kim jestem? Kim pragnę być? Skąd pochodzę? To dziwny okres, w którym tęsknota za dzieciństwem łączy się z ekscytacją wyczekiwania przyszłości, gdy chciałoby się jeszcze przez chwilkę ukryć w krainach wyobraźni, pogrążyć w zabawach i uciec od odpowiedzialności. A jeśli ten czas naznaczony byłby jeszcze żałobą? Smutkiem? Niemocą, która prowadzi do sennej bierności? Jak trudno byłoby się wtedy odnaleźć, gdy nic nie jest takie jak powinno być?

O niewytłumaczalnej zbrodni, o rodzinie pogrążonej w wiecznym smutku i dorastającej dziewczynce, która pragnęła odzyskać bliskich opowiada przejmująca, spowita upałem amerykańskiego Południa powieść Donny Tartt, czyli „Mały Przyjaciel”.

Wszystko zaczyna się niewyobrażalną tragedią, zbrodnią tak straszną, że naznaczy kolejne pokolenia. W Dzień Matki w 1964 roku, w fikcyjnym miasteczku Alexandria w stanie Mississippi na drzewie za domem zostaje powieszony dziewięcioletni chłopiec – Robin Cleve. Cały dom był wypełniony gośćmi, trwała rodzinna uroczystość, jednak nikt niczego nie widział, nie słyszał i nic nie zapowiadało tragedii. Wkrótce niezwykle do tej pory zżyta i bliska sobie rodzina powoli rozpada się, pogrążając w przedłużającej latami żałobie. Dwanaście lat później, najmłodsza siostra Robina, Harriet, która w chwili morderstwa była zaledwie niemowlęciem, stawia sobie za cel odnalezienie sprawcy zbrodni i przywrócenie rodzinnej równowagi. Szybko trafia na jedyny możliwy trop, dopasowuje puzzle układanki i robi wszystko, by tego, którego uznaje za mordercę spotkała należyta kara.

Okładkowy149

Niemniej morderstwo to dopiero początek, to preludium do całej opowieści, która zamienia się w gotycką sagę amerykańskiego Południa, historię obsesji, tęsknoty i próby naprawienia tego, co nieodwracalnie utracone. Rodzina Harriet nie wytrzymała smutku i utopiła swoje więzi w zgryzocie, porzucając to, co było ich największą siłą, czyli bliskość. Gdy zdesperowani i wymęczeni niekończącą się żałobą mężczyźni odeszli, to dla wszystkich kobiet w rodzinie czas stanął w miejscu. W ich umysłach Robin niemal wciąż żył – snuły wyobrażenia o jego przyszłości, stawiały go za wzór, wspominały niczym małego cherubinka, który naprawiłby całe zło. Zapomniały, że życie potoczyło się dalej. A w międzyczasie dom popadł w ciemność i ruinę, dziewczynki dorosły i stały się nastolatkami z problemami, z którymi nikt nie potrafi sobie poradzić. A jedynym marzeniem Harriet jest odwrócić bieg czasu, sprawić, że ktoś ją zauważy, a przyszłość nabierze jaśniejszych barw.

Powieści Donny Tartt mają to do siebie, że są niezwykle dopracowane, przemyślane, dopieszczone, więc wcale nie dziwi fakt, że pisanie każdej z nich zajmuje autorce około dekady. „Mały przyjaciel” pod tym względem nie różni się wcale od nagrodzonego Pulitzerem „Szczygła”, niemniej sama opowieść nie jest jeszcze tego kalibru i nieco brakuje jej do najnowszego dzieła autorki. „Mały przyjaciel” zaczyna się od prawdziwego ciosu, który przyciąga czytelnika jak magnes i wciąga w zawiłość tej historii. Jednak czegoś tutaj brakuje, bo zawiązanie fabuły nie wystarczy, by w pełni zadowolić wymagającego czytelnika. Prolog i pierwszy rozdział zwodzą i nieco oszukują, dając podwaliny doskonałego, skomplikowanego thrillera, by płynnie i szybko przejść w klasyczny amerykański gotyk Południa, którego podstawowym elementem jest przerysowanie i przeniesienie nacisku na elementy otoczenia. Oczywiście jest to zabieg konieczny, gdy główną bohaterką jest dwunastoletnia dziewczynka, niemniej całość w jakiś sposób traci przyjmując oniryczną, wyimaginowaną poświatę. Co było prawdą, a co jedynie pragnieniem wymęczonego umysłu Harriet?

Trzeba przyznać, że Donna Tartt ma niesamowity talent do tworzenia tradycyjnych opowieści, czerpiących inspiracje z klasycznych dzieł literatury. Piękny język, pieczołowite konstrukcje składniowe i fabularne zawijasy przypominają powieści początku wieku, w których najważniejsza była treść, a nie emocjonalny efekt , jaki wywiera ona na czytelniku. Czuć pośród stron Flannery O’Connor i jej duszny, bolesny duch Południa. Niepokój jak w dawnych opowiadaniach Joyce Carol Oates i amerykański sznyt jak u Harper Lee, z elementami przygodowych klasyków.

Kto zna „Szczygła”, ten wpadnie w wir tej pięknej prozy, zauważając co prawda różnicę lat w dziele, jednak doceniając jego wyjątkowość na tle popularnej literatury. W „Małym przyjacielu” letnie, rozgrzane do czerwoności miesiące płyną leniwie, wyobraźnia pracuje, węże wylegują się na kamieniach i… nie ma się dokąd spieszyć. To jest właśnie najwspanialszym wyznacznikiem tej powieści.

O.

NaSKróty

FABUŁA:

  • Podczas rodzinnej uroczystości dochodzi do morderstwa – na drzewie za domem zostaje powieszony dziewięcioletni chłopiec – Robin Cleve. Po latach jego dwunastoletnia siostra próbuje rozwikłać zagadkę zbrodni, przez którą rozpadła się jej rodzina. Szybko trafia na jedyny możliwy trop, dopasowuje puzzle układanki i robi wszystko, by tego, którego uznaje za mordercę spotkała należyta kara.

TEMATYKA:

  • Amerykański gotyk, gotyk Południa, Południe Stanów Zjednoczonych, dorastanie, zemsta, żałoba, saga rodzinna.

DLA KOGO?

  • Dla miłośników doskonałej amerykańskiej prozy w starym, dobrym stylu, historii nietuzinkowych, których sedno tkwi w szczegółach, nie w samej akcji.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK.

PodziękowanieZnak

**Po więcej „Małego Przyjaciela”, po więcej gotyku amerykańskiego Południa i po ROZDAWAJKĘ zapraszam na vloga! 

Komentarze do: “„Mały Przyjaciel” Donna Tartt – recenzja

  1. Iara napisał(a):

    No i po raz kolejny narobiłaś mi smaku na książkę, a portfel aż piszczy. Poza tym coraz częściej ubolewam nad tym, że jest tyle cudownych książek, a czasu tak mało.:(
    Donny Tartt jeszcze nie czytałam, ale koniecznie muszę nadrobić. Tytuł głównej książkowej kusicielki jest Twój.:)

    • Bombeletta napisał(a):

      Ogromnie się cieszę, że czujesz się przekonana <3 Problem z czasem to typowy problem książkoholików niestety, ale… jakby co, to po południu na kanale pojawi się filmik i będzie rozdawajka 🙂 Wystarczy, że napiszesz, że bierzesz udział i będziesz uwzględniona w losowaniu "Małego przyjaciela" 😀

  2. monweg napisał(a):

    Jak tak czytam te Twoje recenzje, to buźka mi się cieszy. Tak pięknie piszesz, że każdą książkę chciałoby się mieć natychmiast i zatopić się w niej. Skąd Ty to bierzesz dziewczyno?

  3. Roksana napisał(a):

    To zastaje Tobie jeszcze poznać „Tajemną historię” :-). Świetna recenzja 🙂 Oczywiście bardzo chętnie biorę w konkursowej rozdawajce 🙂 Jej powieści są wyraziste i zostają z czytelnikiem na bardzo długo, jeśli nie na zawsze<3. Bardzo, ale to bardzo chciałabym poznać tą odsłonę Donny Tartt:-)
    .

  4. secrus16 napisał(a):

    Na taką recenzję czekałem! 😉 Powiedz mi: zakończenie jest dobre czy raczej zawodzi? Bo u Donny to różnie bywa…
    Mówisz, że „Mały przyjaciel” jeszcze nie osiągnął poziomu „Szczygła” w prowadzeniu opowieści – myślę, że jeśli faktycznie widać różnicę, to nie kwestia stopniowego rozwoju umiejętności Tartt, ale raczej „syndromu drugiej, słabszej książki” (wiem, że coś takiego nie istnieje, ale ładnie brzmi ;)), bo „Tajemna…” była opowieścią mistrzowską. Choć tez miała fabularne mankamenty, ale raczej nie gorsze niż w „Szczygle”; równie niewielkie i drobne 😉

    • Bombeletta napisał(a):

      Ogromnie się cieszę 😀
      Niestety mnie zakończenie zawiodło, ale to jest czysto subiektywne odczucie – moim zdaniem czegoś tu zabrakło. Jestem ciekawa, jak to będzie u Ciebie 😀
      Może to kwestia tematu? Z tego co czytałam, to Tartt chciała tą książką zrobić coś zupełnie odwrotnego od „Tajemnej historii”. Co prawda nie wiem na ile jej się udało, ale to jest specyficzna opowieść – sam zobaczysz 🙂

      • secrus16 napisał(a):

        Ale chyba jej się spodobało, bo zdaje się, że „Szczygłowi” znacznie bliżej do „Małego przyjaciela” niż do „Tajemnej historii” 😉 No cóż, liczę, że mnie niczego nie zabraknie i i nie będę mógł wyjść z podziwu 😀

  5. Claudette napisał(a):

    Lubię monumentalne powieści. Niekoniecznie amerykańskie, lecz nie wybrzydzam.
    Nie czytałam jeszcze nic Donny Tartt, bo przyznam, iż boję się troszkę, czy autorka będzie w stanie mnie wciągnąć i przekonać do swojego świata i swojej historii. Nade wszystko nie lubię dłużyzn, nierównej akcji, nudy.

    Może to nieco bezpodstawne obawy, ale różne opinie dotyczące książek Tartt wcale mi nie pomagają. No cóż, będę się chyba musiała w końcu sama przekonać. Kto nie ryzykuje ten.. nie czyta dobrych książek (jakoś tak to chyba leciało ;))

    • Bombeletta napisał(a):

      O, a to muszę zapytać, czemu niekoniecznie amerykańskie? Jesteś w jakiś sposób uprzedzona do amerykańskiej literatury, w sensie, czy jakoś źle Ci się kojarzy? Jestem ogromnie ciekawa, bo planuję w przyszłości odcinek o literaturze amerykańskiej i jestem ciekawa opinii innych 🙂
      A Donna Tartt jest niesamowita – ma piękny styl <3

  6. PoProstuAnia napisał(a):

    Ja też biorę udział, a co! Mam już „Tajemną historię”, czytam „Szczygła”, do kompletu tylko „Małego przyjaciela” brakuje.

  7. sobies napisał(a):

    To kolejna recenzja tej książki która zachęca mnie do sięgnięcia po nią. Po książkę, nie po recenzję rzecz jasna 🙂 Tak więc najbliższy weekend upłynie pod znakiem Dony Tartt 🙂

  8. Kasia napisał(a):

    Uwielbiam Tartt – czytałam i „Szczygła” i „Tajemną historię”, obie fantastyczne, niesamowite, jedyne w swoim rodzaju. Ale o „Małym przyjacielu” słyszałam już tyle niepochlebnych opinii, że chyba nie sięgnę po tę książkę – po tak doskonałej historii Theo, nie chcę się rozczarować tym, że czegoś w niej brakuje 🙁

    • Bombeletta napisał(a):

      To chyba nie jest dobre podejście do „Małego przyjaciela” 😀 W sensie, to nie jest „Szczygieł”, ale klimat tej powieści jest zupełnie inny, ciężki, południowy i pomimo wszystko świetny – nawet jeśli „Szczygieł” był lepszy 🙂

Dodaj komentarz: