W Wielkiej Brytanii zgłoszenia o zaginięciu dziecka są przyjmowane co trzy minuty. Każdego roku ginie tam ok. 150 000 dzieci. Koszmar każdego rodzica – odwraca wzrok na ułamek sekundy, a dziecko znika. Znika bez śladu, bez krzyku, tak, jakby go nigdy nie było. Nie ma nic bardziej przerażającego niż bliska osoba, ta najbardziej niewinna, po której nie pozostaje nawet trop, dzięki któremu można by ją odnaleźć. A potem dni zawieszone między jawą a snem, wypatrywanie połączeń na telefonie, horror poszukiwań, z których nie wszystkie mają happy end.
Przerażającą, emocjonująca opowieść o zaginięciu małego chłopca i o koszmarze jaki czekał jego rodzinę opowiada znakomity, debiutancki thriller psychologiczny Gilly MacMillan, czyli „Dziewięć Dni”.
Samotna matka, Rachel Jenner, wychowuje ośmioletniego Bena, a sama od dłuższego czasu zmaga się ze stanami depresyjnymi po trudnym rozwodzie. Kiedy wspólnie wybiera się z synem i psem na spacer do lasu nie domyśla się, że widok oddalającego się przodem Bena na ścieżce będzie jego ostatnim. Ostatnim na dziewięć najbliższych dni. Ben znika. Za nim zostaje tylko rozbujana lina do huśtania, ukochany pies z przetrąconą łapką i rozpacz matki, która nie wie, jak to się mogło stać. Do akcji poszukiwawczej dołącza cała miejscowa społeczność, rodzina Rachel i policyjnie służby z inspektorem Jamesem Clemo na czele. Co naprawdę wydarzyło się tamtego popołudnia? Czy Ben w ogóle żyje? I czy uda się go odnaleźć?
Nieobecność Bena trwa dziewięć tytułowych dni – dziewięć dni rozpaczy, dziewięć dni wątpliwości przenikających się z nadzieją, dziewięć dni prawd wychodzących na jaw. Jak się okazuje dziewięć dni spokojnie wystarczy, by całkowicie obrócić rodzinne status quo, by runęły mury pieczołowicie budowanych kłamstw, a także, by świat wszystkich zajętych sprawą obrócił się do góry nogami.
Gilly Macmillan idąc tropem Gillian Flynn wykreowała klaustrofobiczną atmosferę narastającego strachu i kumulującej się przemocy, wykorzystując media społecznościowe oraz opinię społeczną, które napastują kolejnych bohaterów, skupiając swoją chorobliwą uwagę na cierpiącej i osaczonej matce. Im atmosfera staje się gęściejsza, tym i my czujemy się w coraz większym potrzasku chorych domysłów i postępującego zagubienia. Komu można tutaj zaufać? Kto pozostał bez winy? Czy w ogóle jest jeszcze ktoś, kto nie jest zamieszany w zaginięcie Bena?
„Dziewięć dni” wpisuje się idealnie w nurt thrillerów, w których wszystko może się zdarzyć, a czytelnik od początku do końca stąpa w mlecznej mgle, zbierając poszczególne elementy psychologicznej układanki. Gilly Macmillan udowodniła, że niby najprostsza fabuła – zaginięcie chłopca i poszukiwania w najbliższym gronie – może ukrywać w sobie nieskończone pokłady inspiracji, meandry zagadek i niejasności. W tej historii nie ma czasu do stracenia, nie ma chwili na odwrócenie wzroku – koszmar matki opuszczonej niemal przez wszystkich staje się naszym koszmarem, a los Bena zdaje się być w naszych rękach. Kolejna strona, kolejny rozdział, kolejny dzień i emocje, które nie opuszczą nas do samego końca.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo to może przytrafić się każdemu z nas.
O.
W komentarzu pod tekstem odpowiedzcie na pytanie:
Jaka zagadka kryminalno-thrillerowa sprawiła, że nie mogliście oderwać się od lektury, aż nie została rozwiązana?
Nagroda: 1 egzemplarz „Dziewięciu Dni” Gilly MacMillan
REGULAMIN KONKURSU:
- Organizator: Olga Kowalska blog Wielki Buk i Wydawnictwo Świat Książki.
- Konkurs trwa: Od środy 30 marca 2016 roku do niedzieli 10 kwietnia 2016 do godz. 23:59
- Zwycięzcy: Zwycięzca zostanie nagrodzony za najciekawszą odpowiedź w poniedziałek 11 kwietnia 2016.
- Nagroda: 1 egzemplarz „Dziewięciu Dni” Gilly MacMillan
- Uczestnikiem konkursu zostaje osoba udzielająca odpowiedzi na pytanie konkursowe, w formie pisemnej, w komentarzach pod tekstem.
- Koszt nadania nagród ponosi organizator. Nagrody nie są wysyłane poza granice Rzeczypospolitej. Termin zgłaszania się po nagrodę to 30 kwietnia 2016, po którym to terminie zwycięzca automatycznie zrzeka się nagrody w przypadku niepodania swoich danych do wysyłki.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki. <3
Taka historia była ta z książki Simona Becketta „Chemia śmierci”. Mamy tu tajemnicze morderstwo, małą społeczność, która ma masę sekretów oraz niezwykle charyzmatycznego doktora Huntera. Plastyczne opisy rozkładu sprawiły, że czułam niezwykłą grozę. Nie mogłam się od niej oderwać aż do finału, którego nigdy bym się nie spodziewała. Polecam!
Ależ to ciekawie brzmi i buczy.. aż w głowie od tej historii huczy (to chyba jakieś stare chińskie przysłowie).. ale już jakiś czas temu w zapowiedziach zwróciłem uwagę nie tylko dzięki ciekawej okładce, ale też dzięki przychylnym komentarzom na goodreads.. tak więc z pewnością przeczytam.. tak więc dlaczegóż miałbym nie wziąć udziału w konkursie? co też czynię.. i muszę przyznać, że z oderwaniem się od lektury mam problemy czytając Deavera, ale tym razem wspomnę – bo warto – o Nic-u Pizzolatto i jego Galvestonie. Kryminał noir z najwyższej choć niepozornej półki.. bardzo niepozorny, ale ma w sobie coś z Lehane’a i jego brudnego klimatu Bostony przedstawionego w serii z Kenzie i Gennaro.. a sama historia bardziej kryminalnie skupiona na bohaterach, których obraz przedstawiony nie pozwalał się oderwać do momentu poznania jak potoczyły się ich losy.. a zakończenie poniekąd sentymentalne pozwalało nacieszyć się tym, że się człowiek tak łatwo nie oderwał 😀
(uff dobrze że to nie twitter bo bym sie nie zmieścił :D)
Mnie w stan permanentnego nieoderwania wprawiła 'Kolonia’ Tany French, a to ze względu na wątek tajemniczego drapieżnika grasującego na strychu domu zamordowanej rodziny, który to wątek równolegle miał całkiem realne odwzorowanie u mnie w domu (brrr). Czytałam nieprzerwanie mając większą nadzieję, iż dowiem się, kto zamieszkuje mój strych niż kto zabił w książce ;). Opcja iż kuna/rosomak/cokolwiek wymordowała w powieści czteroosobową rodzinę nie wchodziła RACZEJ w grę, nie mniej czułam się podczas lektury bardzo NIESWOJO, zwłaszcza, że zastosowane przez bohaterów i przez mnie sposoby wyjaśnienia zagadki animalistycznej były podobne (fora internetowe, porady leśników, wybór pułapek, etc). Czytać wieczorami o narastającej strychowej psychozie ofiar-in-spe, jednocześnie słysząc szuranie na suficie – bezcennie szargające nerwy przeżycie znacznie skracające lekturę ;).
U mnie była to zagadka w „I nie było już nikogo” Agathy Christie.
Przeczytałam ją wcześnie, dopiero zaczynałam przygodę z kryminałami i zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Nosiłam książkę wszędzie i czytałam w każdej wolnej chwili, bo musiałam się dowiedzieć, co się do diabła stało na tej wyspie:)
Kuzynka pożyczyła mi ostatnio tą książkę i moja mama przeczytała ją w jeden dzień. Zapowiada się dobra lektura 🙂
Jest NIESAMOWITA! Wciąga szaleńczo 😀
U mnie taką książką, którą zaczęłam czytać w pracy (wtedy jeszcze pracowałam w księgarni, więc kto by mi zabronił :P) i czytałam do późnych godzin nocnych, zanim nie dotarłam do rozwiązania było „Zanim zasnę” S.J. Watson. O rany, jak ja się stresowałam, że przecież ona nie może usnąć, bo już się tyle dowiedziała o swojej przeszłości i o człowieku, który twierdzi, że jest jej mężem, a jak uśnie to znów zapomni i będzie zaczynać od nowa! To było straszne i trochę frustrujące jednocześnie 😉
Zaskoczyłaś mnie tą pozycją, również chciałabym przeczytać w najbliższym czasie. Widać, że jest to niesamowity thriller 🙂
A jaka zagadka kryminalna mnie ostatnio zaskoczyła? Stawiam tu na „Betibu” autorstwa argentyńskiej pisarki Claudii Piñeiro. Otóż, okazało się, że kryminał nie wymaga krwistych opisów i wcale nie musi grać w niej głównej roli policjant, śledczy czy inny detektyw. Ba! Nie musi mieć nawet tradycyjnie zapisanych dialogów! Wszystko bowiem zapisane jest w długaśnych akapitach, które zamiast zniechęcać, każą czytelnikowi czytać i czytać i jeszcze raz czytać. Jest to bardzo zagadkowa sprawa, a finał? Jak to często w kryminałach bywa – powala na łopatki, a nawet na inne części ciała 🙂
Pozdrawiam 🙂
Mieszkając w czasach szkolnych w internacie,przeczytałam książkę „Czerwony smok”…Wichura szalała za oknem,siedziałam na łóżku z podkulonymi nogami(pewnie po to aby coś mi nie odgryzło stopy),pukanie dyżurującej nauczycielki omal nie przyprawiło mnie o zawał…Sama na całym piętrze czytałam…czytałam…aż do ostatniego zdania.To było straszne,ale żadna książka później mnie tak nie zafascynowała.
Niestety, ale mam taką tendencję, że przewiduję jak zakończy się książką. Po przeczytaniu niewielkiego kawałka, połączę fakty, pokombinuję, pomyślę i już wiem, kto jest mordercą, kto był tym oszustem, kto tu jest tym złym na końcu. Jest niewiele takich książek, w których do ostatniej strony nie wiem jak się zakończy. Są to moje ulubione pozycje i jeśli ktoś pyta o ulubiony tytuł, bez namysłu podam właśnie je. I jedną z takich książek, od których nie mogłam się oderwać ani na chwilę, by doczytać ostatnie strony i w końcu!! wiedzieć jak to się skończy, była książka Charlotte Link 'Grzech Aniołów’. Uwielbiam książki tej autorki, a ta pozycja jako jedyna zaskoczyła mnie zakończeniem, bo nie połapałam się, aż do 1,5 strony przed końcem, jak zagadka się rozwiązała. A zagadka dotyczyła braci bliźniaków, zamiany miejsc, kombinowania, tragicznych wydarzeń. Nie chciałabym zbyt spamować, bo może jeszcze nie wszyscy czytali. Można dostać zawirowań i łatwo się pomylić, który z braci, jest którym i właściwie, kto odpowiada za zbrodnię 😉
Wyobraź sobie, że otrzymujesz bardzo oryginalny prezent urodzinowy. Tajemniczy list. List, z którego wynika, że masz tylko 15 dni, aby zgadnąć, kto jest jego autorem. Jeśli Ci się to nie uda, pozostaje Ci tylko jedno. Popełnić samobójstwo. W innym przypadku zaczną ginąc członkowie twojej rodziny… Co robisz? Czy bawisz się z autorem listu w zgaduj-zgadulę i próbujesz odgadnąć kim on jest? A może tajemniczy list traktujesz jako żart i wyrzucasz go do kosza? Czy masz w sobie odwagę, by się zabić, aby ochronić swoich bliskich? Czy może postanawiasz upozorować własną śmierć? A może jednak rozpoczynasz toczyć niebezpieczną grę z autorem listu? Jedno jest pewne. Ten ktoś o Tobie wie wszystko, Ty o nim nic. A czas ucieka…
Książka „Analityk” Johna Katzenbacha wciągnęła mnie od pierwszych stron, a jej przeczytanie zajęło mi tylko dwa dni. Chciałam jak najszybciej poznać losy bohatera, który znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Tak mi się przynajmniej na początku wydawało, ale jak wszyscy wiemy, zawsze jest jakieś wyjście, nawet z najtrudniejszej i najgorszej sytuacji. Jesteśmy świadkami, jak główny bohater zaczyna wyścig z czasem, w świecie pełnym intryg, gdzie stawką jest jego własne życie. Po przeczytaniu książki wielokrotnie zastanawiałam się, jakbym sama postąpiła, gdybym, jak również otrzymała taki tajemniczy list. Polecam każdemu!
Historia od której nie mogłam się oderwać i do samego końca stanowiła zagadkę, a także mroziła krew w żyłach to „Nocna Zamieć”, której autorem jest Johan Theorin, zaskoczyła mnie swoją niepowtarzalnością, nawiązywaniem do kultury, a także wielowątkowością, dzięki której ani raz podczas czytania tej książki się nie nudziłam, a wręcz ciągle coś się działo przez co nie mogłam się od niej oderwać co skutkowało brakiem obiadu przez 2 dni. Opowiada ona historię małżeństwa, które przenosi się na Olandię aby rozpocząć nowe życie, los nie jest dla nich łaskawy, a żona ginie w dziwnych okolicznościach zostawiając męża wraz z dziećmi. Musi on stawić czoła duchom i wspomnieniom, a także zaaklimatyzować się w nowym dziwnym miejscu. Co tak naprawdę stało się żonie, czy ktoś czyha w każdym kącie starego domostwa? Rozwiązanie zagadki dopiero na ostatnich stronicach zaskakujące i niewiarygodne!
Ja nie mogłam się oderwać od „Mrocznego zakątka”. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Gillian Flynn i jakże obiecujące! Poznałam w ten sposób nową autorkę thrillerów psychologicznych – jednego z moich ulubionych gatunków literackich. Chętnie sięgnęłam po tę powieść dowiedziawszy się, że książki G.Flynn określane są jako bestsellery i polecają je tacy dobrze mi już znani pisarze jak Harlan Coben czy Stephen King, których twórczość wysoko cenię.
Tytuł – tak polski „Mroczny zakątek”, jak i oryginalny „Dark Places” – dobrze oddaje atmosferę książki. Jest tak ponura, jak brzydkie otoczenie, w którym rozgrywają się przedstawione wydarzenia. Akcja rozwija się powoli, wprowadzając kolejne wątki, postaci, możliwości, stopniowo dawkuje napięcie, a pod koniec przyspiesza i bieg wydarzeń i bicie serca czytelnika, żeby ostatecznie zaskoczyć finałem, brutalnym rozwikłaniem kryminalnej zagadki i wyjaśnieniem motywów zbrodni…
Po lekturze „Mrocznego zakątka” czułam się wręcz brudna, nie wiem, czy zdołam kiedyś zapomnieć o opisanej w nim historii – dobra robota, Gillian!
Zasubskrybowałam jako melisa2004@gmail.com, lubię na Fb jako Małgorzata Bula, a na youtube jako Melisa Anonim
Pozdrawiam 🙂
Uwielbiam thrillery medyczne. Pamiętam, że jak po raz pierwszy czytałam książkę „COMA” Robina Cooka (wiele lat temu), nie wstałam z kanapy dopóki jej nie skończyłam. Pacjenci zapadający w śpiączkę po bardzo prostych zabiegach. I nurtujące mnie pytanie: dlaczego ktoś celowo wprowadza ludzi w taki stan? Przyznam szczerze, że od momentu przeczytania tej książki zaczęłam bać się szpitali, tego, że może nadejść dzień, w którym będę musiała przejść operację… Taki dzień nadszedł, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło:) Jednak nie zmienia to faktu, że nadal przechodzą mnie ciarki na myśl o szpitalu.