„Pokój i bezpieczeństwo całej ludzkości wymagają bezwzględnie, by od niektórych mrocznych, wymarłych zakątków ziemi i niezgłębionych bezdni trzymać się z daleka – by uśpione wynaturzenia nie zbudziły się do życia, a bluźnierczo uchowane koszmary nie wyroiły się i nie wypełzły ze swych czarnych leży na dalsze, jeszcze rozleglejsze podboje.”
Istnieją takie krainy, których lepiej nigdy nie odkrywać. Takie miejsca, których lepiej nigdy nie penetrować bliżej. Światy, od których należy trzymać się z daleka, za wszelką cenę, przeciw naturalnym ludzkim instynktom. Dawno temu, na obrzeżach map zaznaczano te nieznane, tajemnicze rejony jako te, w których mieszkają smoki, śnią istoty, których lepiej nie budzić, nie dawać im szansy na zwrócenie ślepi w kierunku ludzkości. A jednak ciekawość zżera marzycieli od wieków, motywuje do dalekich ekspedycji na krańce Ziemi, gdzie nikt nie powinien się zapuszczać, tam, gdzie być może wszechwieczna czerń pożera światło i nic nie jest takie jak powinno być według praw fizyki i geometrii. Być może to tylko szalone sny pewnego arabskiego myśliciela, być może to tylko obłąkane wizje i majaki zniszczonej duszy dotkniętej mrokiem, a może to przedwieczna przeszłość, sprzed eonów czasu, gdy nasz świat dopiero rodził się i brał pierwszy oddech.
Z tej ciemności, z krainy bez światła, z krańców kontynentów wyłaniają się pasma tytanicznych stożków, monumentalnych piramid i minaretów o niewyobrażalnych kształtach. H.P. Lovecraft śni koszmar o terrorze i śmierci, o Antarktydzie i tym, co krąży na białych pustkowiach, snując opowieść „W górach szaleństwa”.
„…wzbiliśmy się wreszcie ponad przełomową grań i oczom naszym ukazały się nietknięte od prawieków tajemnice pierwotnej, nieskończenie obcej Ziemi.”
Z entuzjazmem pierwszych odkrywców na Antarktydę rusza wyprawa badawcza Uniwersytetu Miskatonic. Biolodzy, geolodzy, wulkanolodzy, asystenci, psy pociągowe – oni wszyscy na dwóch statkach popłynęli na południe, na białe połacie Antarktydy, by śladami swoich poprzedników (i Artura Gordona Pyma z opowieści Edgara Allana Poe) penetrować sekrety śnieżnych otchłani. Radośni, pełni dobrej wiary spokojnie prowadzą badania aż do dnia, gdy w lodzie jeden z geologów odnajduje dziwną trójkątną formację. To przełomowe odkrycie, które może udowodnić istnienie prastarego życia na ziemi. Idą tropem dziwności i następuje kolejny przełom – jaskinia sprzed eonów czasu, a w niej dziwne, zmumifikowane istoty. Tutaj wszystko się kończy, bo część ekspedycji ginie i tylko dwóch świadków dowie się, co być może wydarzyło się w górach szaleństwa Antarktydy, odkrywając światy, o których nigdy do końca nie będą potrafili opowiedzieć.
„W górach szaleństwa” kryje się coś, o czym pragnie się w końcu zapomnieć. Pierwotność, jakiś instynkt, który przelewa się przez karty opowieści Samotnika z Providence. To niby zwyczajna opowieść o odkrywcach, pieczołowicie opisana, misternie zbudowana, o tym, co można odnaleźć, gdy próbuje się wykraść tajemnice Ziemi. Jednak od początku rozbrzmiewają tu echa pradawnych legend, rzeczywistość miesza się niepokojąco z mitem, perspektywa wymyka się utartym schematom. Czytelnik czuje to, co czują bohaterowie Lovecrafta, czyli swoiste wypaczenie, wynaturzenie, samotność oczekującej wieczności. W końcu nie dziwi wcale to, co odkrywają za najwyższą z grani. Obłęd jest tutaj zaraźliwy, tak jak prastary krzyk czegoś, co powtarza echa kosmosu.
Według biografa Lovecrafta S.T. Joshiego, Samotnik z Providence od najmłodszych lat zafascynowany był białymi połaciami Antarktydy. Jednym z ostatnich lądów, który opiera się odkrywcom, a nawet do dziś skrywa swoje sekrety zaklęte w nieprzebranej czerni najgłębszego lodu. I nie ma się co dziwić tej fascynacji, bo to idealne miejsce, by ukryć w nim tajemnice Wszechświata, by zostawić odprysk Chaosu. By schować to, co nie powinno zostać odkryte, by trzymać w uśpieniu to, co nie może się przebudzić.
„Nie jest wykluczone, że są pozostałości tych wielkich sił i istot… pozostałości bardzo odległego okresu, kiedy… świadomość wyrażała się, być może, w kształtach i formach dawno już zanikłych, jeszcze przed zalewem rozwijającej się ludzkości… formach, o których tylko poezja i legenda zachowały przelotne wspomnienie, zwąc je bogami, potworami, mitycznymi istotami wszelkiego gatunki i rodzaju…”
Algernon Blackwood
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo pierwotna zgroza wielkiego chłodu przejęła moją wyobraźnię.
O.
*Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Vesper <3
A nowela „W górach szaleństwa” pochodzi z tomu „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści.” <3 <3 <3
**Więcej Samotnika z Providence znajdziecie w innych tekstach na Wielkim Buku np.
Ależ mi narobiłaś chęć na Lovecrafta 😉
To dobrze 😀 <3
Oh, koniecznie się muszę w końcu zapoznać z twórczością Lovecrafta!
Bookeaterreality
Obowiązkowo! <3
Wszystkiego najpiękniejszego i zaczytanego w dniu urodzin- i nie tylko. Samych cudownych chwil:-)
Dziękuję ślicznie Kochana! :* <3
Hej 🙂
Wpadłam na Twojego bloga całkiem przypadkiem i się zaczarowałam 🙂
Zainspirowałaś mnie do tego by stworzyć coś podobnego! Kocham książki i też nie potrafiłabym bez nich żyć 🙂
Zajrzyj do mnie, dopiero zaczynam swoją przygodę 🙂
Dziękuje i pozdrawiam 🙂
Ogromnie mi miło <3 Trzymam kciuki!
Antarktyda to idealne miejsce na horror! – mnie nikt by nie zmusił do tego, bym tam spędziła nawet odrobinę czasu. Jakkolwiek by piękna nie była 😉
😀