Znanych i popularnych pisarzy można podzielić na trzy podstawowe kategorie. Po pierwsze na pisarzy niedzielnych, którzy poza pisarstwem mają w ręku inny fach, przynoszący im stały dochód. W taki sposób zarabiał na siebie Charles Dickens, Franz Kafka, czy J.R.R. Tolkien. Po drugie, na pisarzy-utrzymanków, którym w rozwoju pomaga rodzina, lub inne bliskie osoby. Dobrym przykładem jest tutaj francuski i kultowy już twórca „W poszukiwaniu straconego czasu”, czyli Marcel Proust, którego pisarskie ekscesy wspierała m.in. matka. W końcu, istnieje również podział na pisarzy-rzemieślników, czego najlepszymi przykładami są James Patterson, który posiada swoją własną grupę pisarzy-duchów, Stephen King, który musi pisać, bo nie może poradzić sobie z opowieściami rozsadzającymi czaszkę, Remigiusz Mróz, którego tajemnicza szuflada pełna rękopisów pozwala mu wydawać kilka powieści rocznie, oraz pisarz, który podbił światowe rynki wydawnicze swoim przygodowym bestsellerem o masonach i templariuszach, czyli Dan Brown.
Jego przypadek jest nieco odmienny, bo rzemieślnictwo w tym przypadku nie polega na ilości, ani na jakości, tylko na schematyczności opowieści. Schemat wykreowany przez tego amerykańskiego twórcę jednej z najpopularniejszych powieści świata, czyli „Kodu Leonarda da Vinci” jest zaskakująco prosty, chwytliwy i sprawdza się idealnie, za każdym razem. Nie inaczej jest w przypadku „Inferno”, czyli czwartej powieści z serii o symboliście i profesorze ikonografii Robercie Langdonie.
Tym razem Robert Langdon budzi się w szpitalu we Florencji, cierpi na amnezję wsteczną i nie pamięta jak znalazł się we Włoszech, nie mówiąc o podejrzanej, postrzałowej ranie na głowie. Z pomocą rusza mu młoda lekarka Sienna Brooks, która sama okazuje się mieć niejedną tajemnicę. Wkrótce kolejne części układanki wskakują na swoje miejsce. Pojawia się motyw Piekła z „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri, transhumanizmu, sekretnej korporacji wspomagającej terrorystów, a także wirusa, który prawdopodobnie zdziesiątkuje ludzkość, o ile Langdon nie zorientuje się, jak odpowiedzieć na wyzwanie szaleńca. Zagadki, pogoń, pościgi… A w tle Florencja, Wenecja i Stambuł. A na koniec… prawdziwie intensywny we wrażenia finał!
W „Inferno” wszystko zdaje się być na swoim miejscu, kontynuując motywy i powielając elementy znane z poprzednich części przygód Roberta Langdona. Czytelnik odnajdzie tu piękne i unikatowe europejskie miasta, oraz architektoniczno-historyczne zagadki, dzięki którym pozna ich topografię wraz z najbardziej znanymi miejscami z turystycznych szlaków. Nie byłoby opowieści Browna, gdyby zabrakło tajemniczej organizacji, tutaj zwanej Konsorcjum, której motywy postępowania są co najmniej dwuznaczne i dające do myślenia. W końcu, nie może zabraknąć szaleńca/mordercy/odmieńca, z którym związany jest ten najważniejszy element, czyli wyścig z czasem, bo u Dana Browna wszystko jest na czas i jedynie od czasu zależy powodzenie misji. Gdyby jeszcze tego było mało, do profesora Langdona zawsze dołącza piękna, inteligentna kobieta w rozkwicie, która chroni swój sekret, a której osobista historia uzupełnia podstawową fabułę. Ot, tylko tyle, aż tyle i mamy bestseller gotowy.
Z powieściami Dana Browna jest tak, że albo można je kochać, lubić, doceniać oryginalne koncepty, oraz to połączenie faktów, mitów, legend z absolutnym nonsensem, albo, z drugiej strony, nie znosić i gardzić, uznając ten rodzaj przygodowej literatury za totalną stratę czytelniczego czasu. Jako, że sama przepadam za przygodą, szczególnie w tym miejskim wydaniu, a na dokładkę potrafię dostrzec w tych schematach zalążek dziwacznego geniuszu, to uznaję książki Dana Browna z „Inferno” na czele za intrygujące, doskonale rozrywkowe opowieści, w których nie ma sensu doszukiwać się głębi. Dan Brown postawił na dobrą zabawę, a tę potrafi dostarczyć czytelnikom jak mało kto. Co więcej, trzyma poziom i trzyma klasę, pomimo iż jego bohaterowie nie mają zbyt dużej szansy na rozwój, czy wyrafinowane zagrania. Poruszają się po wytyczonej z góry ścieżce i prawdę powiedziawszy dobrze na tym wychodzą, tak jak sam Dan Brown, który znalazł klucz do serca sporej liczby czytelników, a to zadanie nie należy do najłatwiejszych.
Nie umknie uwadze, że „Inferno” to nie lada gratka dla miłośników literatury, dlatego jeśli przepadacie za twórczością Browna, jeśli potraficie ulec urokowi niezapomnianej tweedowej marynarki Roberta Langdona, jeśli lubicie zagadki i przyjemną, książkową zabawę, a do tego potraficie przymknąć oko na wszystko to, na co trzeba u Browna oko przymknąć, to na „Inferno” nie sposób się zawieść.
O.
FABUŁA:
- Symbolista Robert Langdon musi powstrzymać twórcę tajemniczego wirusa, który grozi całej ludzkości. Rusza tropem pozostawionym przez szaleńca, przez zakątki Florencji, Wenecji i Stambułu, śledząc kolejne tropy, zainspirowane literackim „Piekłem” Dantego Alighieri. Czy wygra walkę z czasem?
TEMATYKA:
- Miejska przygoda, Florencja, Włochy, pandemia, epidemia, wirus, transhumanizm, tajne organizacje, Robert Langdon.
DLA KOGO?
- Dla fanów dobrej, intrygującej miejskiej przygody, dla miłośników twórczości Dana Browna, dla fanów ciekawych literackich zagadek, Włoch i Boskiej Komedii Dantego Alighieri.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową WOBLINK. <3
**Zapraszam na filmik i KONKURS! 🙂
Inferno to książka, z którą rozpocząłem swoją przygodę z Danem Brownem! Dziś mam za sobą wszystkie jego powieści 🙂
Pozdrawiam, Mateusz!
Świetnie się czyta, to prawda! W ogóle Browna czyta się z przyjemnością, o ile nie wszystko naraz. 🙂 Pozdrowienia!