„Dobra córka” Alexandra Burt – recenzja

Nie wszystkim dane jest wieść piękne, spełnione życie, w którym mniejsze i większe radości przeplatają się z nieuniknionymi smutkami, z poczuciem straty. Zwyczajne życie, raz na wozie, raz pod wozem, z tarczą, na tarczy i bez tarczy czasami też, niezmienne, mozolne, ale takie, jak powinno być. Na niektórych czeka wyłącznie ciemność, mrok i wieczna czerń w duszy, w głowie, w umyśle, wspomnienia tragiczne, potworne, niewyobrażalne. Wyrzuty sumienia tak wszechogarniające, że oszałamiające. Szaleństwo na każdym kroku, za rogiem, dziwne przeznaczenie. Ludzie skazani na zagładę, pogrzebani za życia, bez względu na to, co los postawi na ich drodze. Takim ludziom może pozostać jedynie opowieść. Nadanie sensu wszystkiemu za pomocą słów. To nie jest łatwe, może nawet prowadzić na granice obłędu, ale mimo to trzeba ją snuć, by złapać promień ostatniej nadziei.

Taka opowieść dręczy, sprowadza na manowce, torturuje bohaterki rozpalonego prażącym słońcem teksaskiego lata thrillera autorstwa Alexandry Burt Dobra córka.

Dahlia Waller wraca do domu, do małego miasteczka Aurora w stanie Teksas. Poszukuje odpowiedzi na dręczące ją od lat pytania. Kim jest ona? Kim jest jej matka? Dlaczego wspomnienia z dzieciństwa to jedynie niekończąca się droga, przyczepy i poczucie wiecznej ucieczki? Teraz, po latach, matka Dahlii z roku na rok osuwa się w szaleństwo, staje się coraz bardziej ekscentryczna. Coś ją pożera od środka, coś nie daje jej normalnie funkcjonować i Dahlia zdaje sobie sprawę, że nie pozostało jej wiele czasu. Dlatego gotowa jest na wszystko, by wyciągnąć prawdę, nawet jeśli ta błaga, by pozostawić ją w ukryciu.

W Dobrej córce najważniejsza jest pozornie oczyszczająca moc opowieści. Sekrety odsłaniają jedynie kolejne, przerywane, sączące się powoli słowa, które lepią się do wyobraźni i budują przygnębiające obrazy naznaczone niezmywalnym nieszczęściem. Alexandra Burt dobrze wie, jak zadręczyć swoje bohaterki, jak popchnąć je do samej krawędzi, naciągnąć ich poczucie bezpieczeństwa do granic wytrzymałości. W Dobrej córce przeszłość jest jak klątwa, jak okrutny koszmar, który powtarza się raz po raz, który nawraca i wciąga w swój wir nie tylko umysł, ale także ciało. Sekrety są tutaj tak bolesne, tak przepełnione kobiecym cierpieniem, że aż czasami niewyobrażalne. Z teraźniejszością nie jest inaczej bezlitosna codzienność z jednej strony, z drugiej cudza tragedia, która wypełnia niechcianą pustkę. Od tego nie ma ucieczki.

Alexandra Burt stworzyła doskonały dreszczowiec w atmosferze prażącego, skwierczącego lata, wypełnionego chmarami przenikających wszystko świerszczy oraz burzami, które otumaniają swoją gwałtownością. Thriller, w którym chłód lasu wcale nie daje ukojenia, rodzinna farma nie buduje poczucia bezpieczeństwa, a więzy między kobietami splecione są niewidzialnymi nićmi, które łączą kłamstwa i prawdę, zbrodnie i odkupienie, miłość i nienawiść. Aby oddzielić jedno od drugiego potrzeba siły, potrzeba wiary i nadziei, a być może wtedy nad miasteczkiem-jutrzenką zawita nowy świt.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki. <3

**Zapraszam na filmik!

Dodaj komentarz: