Kryminał w duchu retro, zawieszony między literaturą gatunkową a literaturą piękną, czyli Łzy pajaca Maurizio de Giovanniego.
Kryminał inny niż wszystkie. Kryminał wyjątkowy. Piękny. Melancholijny. Powracający do czasów prawdziwego mroku, kiedy także w sercach ludzi zagościła ciemność. Maurizio de Giovanni dopracowanym językiem i niepowtarzalną frazą buduje portret Neapolu lat trzydziestych, kiedy na włoskich ulicach królował faszyzm dyktatury Mussoliniego. Neapolu spowitego przejmującym zimnem, bolesnym chłodem, dojmującym niepokojem. Neapolu, który pod podszewką splendoru i piękna ukrywa brudne zaułki, zabiedzone dzielnice, skurczonych ze strachu mieszkańców W sercu miasta natomiast przechadza się człowiek, który widzi śmierć komisarz Ricciardi.
Luigi Alfredo Ricciardi jest policjantem z wyboru, który wybrał ciężką pracę zamiast arystokratycznych wygód. Wszystko dlatego, że komisarz posiada niezwykły dar albo przekleństwo, jak kto woli od najwcześniejszych lat dziecięcych widuje zmarłych w ich ostatnich chwilach, ostatnich momentach życia, potrafiąc odczuwać ich ból. Kiedy trafia na ostatnie miejsce zbrodni, do opery, gdzie podczas przedstawienia ginie w tajemniczych okolicznościach największy włoski tenor, Ricciardi dostrzega jego łzy i słyszy ostatni śpiew ofiary.
Kryminał to obok romansów i powieści obyczajowych najpopularniejszy gatunek literacki na świecie. Czytelnicy mają słabość do zbrodni, czują dziwny pociąg do tajemnic, przyciąga ich krew, fascynują kolejne trupy. Wydawać by się mogło, że napisać taki kryminał to nic bardziej prostego, ale czytelnicze doświadczenie udowadnia, że kryminały mogą być ot, przyjemną rozrywką, jednorazową frajdą, a tylko czasami przytrafia się prawdziwa perła. Taką perłą są Łzy pajaca, powieść, która oscyluje na granicy ludyczności i literatury pięknej. Maurizio de Giovanni wykreował postać fascynującą, której przeklęty dar widzenia zmarłych nie ma w sobie ani krzty tandety, nie ma w sobie niczego paranormalnego. Pasuje do charakteru Neapolu tamtych lat, pasuje do wszędobylskiej śmierci, która panoszy się po sterroryzowanych ulicach. Śmierć widziana oczami Riccardiego to część życia, część prawdziwej rzeczywistości bolesna, prowokująca, niemożliwa do zignorowania. Inni mogą udawać, że nie istnieje, mogą odwracać wzrok od ludzkiego nieszczęścia, ale jest ktoś, kto nigdy od niej nie ucieknie.
Zawsze będzie pamiętać słowa kwestora, wyelegantowanego dyplomaty , który kształtował rzeczywistość pod dyktando władz. Nie ma samobójstw, nie ma zabójstw, nie ma porwań ani zranień, chyba że to nieuchronne lub konieczne. Nic nie mówimy ludziom, a zwłaszcza prasie; faszystowskie miasto jest czyste i zdrowe, nie wie, co to zło i brud. Wizerunek reżimu jest z granitu, obywatel nie może niczego się obawiać, my stoimy na straży bezpieczeństwa.
Kryminał już dawno nie był tak piękny w swoim niepokojącym mroku, tak przejmujący w dochodzeniu do prawdy, tak bardzo wykraczający poza ramy gatunku. Maurizio de Giovanni intryguje brudnym pięknem, włoskim chłodem, do którego nie przywykliśmy, okrucieństwem i bezwzględnością czasów spowitych dyktaturą. To wszystko ubrane w opowieść o człowieku, który widzi zbyt wiele, bo ktoś widzieć musi, nie wszystkim jest dane, by unikać konfrontacji z rzeczywistością. I niby znów czytelnik trafia na historię walki dobra ze złem, niby znów trafia na trupa oraz związaną z nim zagadkę, niby znów zostaje wplątany w śledztwo, ale w Łzach pajaca dostaje też o niebo więcej piękną literaturę, która przyciąga i zachwyca jednocześnie.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Oficyną Literacką Noir Sur Blanc. <3
**Zapraszam na film i na KONKURS!
Uwielbiam kryminały retro. 🙂
To nie ma na co czekać! <3
Bardzo doceniam gdy w kryminale jest sporo elementów historycznych. 🙂
Tutaj jest ich sporo, bo cała fabuła opiera się na konkretnym historycznym okresie, a de Giovanni pięknie oddał całą atmosferę. <3
Tytuł z jakiegoś powodu trochę zniechęca (ten płaczący pajac…), ale twoja recenzja wręcz przeciwnie. 🙂 Trzeba będzie przeczytać. 🙂
Bo ten pajac związany jest z tytułem arii, którą ma śpiewać zamordowany tenor… Stąd taka niefortunność. 😀