Mroczny thriller o brudach mieszkańców pewnego Dobrego Miasta Mariusza Zielke.
Z niektórych miast nie ma ucieczki. Niektóre miasta są jak bagno i wciągają w swoje macki, by pochłonąć swoje ofiary. Niektóre miasta to dymy i lustra, to gra pozorów i brudna podszewka. To walka o przetrwanie, ale z góry wiadomo, że przetrwają tylko najsilniejsi. Najbogatsi. Najbardziej wpływowi. Takie jest Dobre Miasto.
Miałam krew, emocje, parę smaczków i szczegółów, i jeszcze więcej plenerów. Historia o uprowadzonej i zamordowanej kobiecie zawsze się sprzeda, a jeżeli ofiara byłą żoną znanego biznesmena i na dodatek została pocięta na kawałki i utopiona sprzeda się bardzo dobrze.
Z Dobrego Miasta nie każdemu udaje się uciec, ale kto już wyjedzie, ten nie ma po co wracać. Mirek, Rafał i Wiktor nigdy nie opuścili jego brudnych zaułków i ciasnych uliczek, a teraz są oskarżeni o brutalne morderstwo na żonie lokalnego biznesmena. Małgorzata, dziennikarka śledcza, musi wrócić tam, gdzie pogrzebała przeszłość i dowiedzieć się prawdy. A ta, jak to bywa w Dobrym Mieście, ma wiele twarzy, sięga korzeniami głęboko w miejskie tajemnice i wyciąga brudy, o których każdy chciał już zapomnieć.
W Dobre Miasto wpada się jak do nory Białego Królika, by przepaść w nim bez reszty, zagłębić się w jego podejrzanych dzielnicach, wejść na zaniedbane osiedla, które nigdy nie znały czasów prawdziwej prosperity. Poznaje się jego mieszkańców, ot, niby zwyczajnych ludzi, którzy przy bliskim poznaniu okazują się być karykaturami, chodzącymi potworami, noszącymi nic nieznaczące maski. Przeszłość wciąż tutaj buzuje, a kto w niej jątrzy, ten może zniknąć, może utopić się w pobliskim jeziorze, zniknąć gdzieś w drodze, ulotnić się w murach, które uparcie milczą. Dobre Miasto to tylko nazwa, bo dobro jako takie ulotniło się wraz ze straconymi złudzeniami miejscowych, z narastającą nudą, z bezrobociem. Nie ma tu przyszłości, jest tu i teraz i nic już lepszego nie będzie.
Dobre Miasto to opowieść o niedopowiedzeniach, o domysłach, o plotkach i prawdzie, która kryje się pośród dobrze wykalkulowanych kłamstw. To historia makabrycznej zbrodni, o której mówią wszyscy, każdy zadaje pytania, ale nikt nie chce znać na nie odpowiedzi. Mariusz Zielke zadbał o to, by trzymać czytelnika na dystans, wprowadzić go do swojego miasta upadłych aniołów jako kogoś z zewnątrz, przed którym wszystkie drzwi są zamknięte. Widzimy tylko strzępki, tylko skrawki, urywki pomieszane w czasie. Meandrujemy między przeszłością bohaterów, polując na wskazówki, tropy pełne okruszków, po których czytelnik biegnie na oślep, by wreszcie trafić do źródła całego zła i z zaskoczeniem odkryć, że nie ma oczywistych prawd, a wszystko w Dobrym Mieście pozostaje dwuznaczne, brudne jakieś, pokryte grubą warstwą bólu i ludzkiego nieszczęścia.
To thriller, który nie przytłacza akcją, nie wzbudza skrajnej sensacji, ale którego lektura przypomina przeprawę przez mulistą, grząską wodę, na dnie której znajdziemy ukryty skarb. Diabelnie satysfakcjonująca powieść.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca. <3
**Zapraszam na film!
Ooo, no to jak tak polecasz to może się skuszę. 🙂
Bardzo polecam!
W sumie znam chyba takie jedno „dobre miasto” in real life, ale pozwolę sobie łaskawie dla moich rodzinnych stron nie podać jego nazwy. 😀 Recenzja jak zawsze super. 🙂
Ooo! To musi być ciekawe przeżycie powrót do takiego miasta!