Potwór. Ten, którego boimy się ponad wszystko inne. Ciemność wewnątrz nas. Każdy ma taką bestię, która siedzi w jego głowie i czasami potrafi przybrać najdziwniejsze formy. Ujawnia się wtedy, gdy najmniej tego oczekujemy, nagle wyskakuje znienacka z najgłębszych pokładów umysłu
Na szczęście w horrorach i w grozie potwory bywają jak najbardziej żywe, namacalne, ucieleśnione, nieco mniej straszne niż cienie, które czają się na dnie podświadomości. To o tych potworach z krwi i kości (czasami z innej nienazwanej materii) będzie dzisiejszy bezsenny wpis.
Specjalnie dla Was moi horrorowi ulubieńcy:
TOP 7 POTWORÓW
Wendigo z opowiadania pod tym samym tytułem Algernona Blackwooda
Wendigo, Witiko, Weendigo, Windigo pożeracz ludzi, ten, który zawsze głoduje, a który stanowi część indiańskiego folkloru w północnych stanach Ameryki. Wendigo, który jest demonem i jest jednocześnie chorobą.
Natomiast Wendigo u Blackwooda przybiera nieco odmienną formę fizyczną i metaforyczną jednocześnie bo jest niczym zew wolności, niczym krzyk natury, jak dawno zapomniany instynkt ukryty głęboko w czeluściach lasu.
Hrabia Dracula z powieści „Dracula Brama Stokera
Symboliczny antychryst, ten, który przeszedł do historii, jako najpotężniejszy pośród wampirzego świata. Król popkultury, drapieżnik i zdobywca spragniony młodości, spragniony podboju, żądny krwi. Symbol nieujarzmionej seksualności, kanibalistycznego pragnienia, bo KREW JEST ŻYCIEM! Ma wiele twarzy, przybiera wiele postaci. Nieśmiertelny władca Transylwanii.
Tańczący Klaun PennyWise z powieści To Stephena Kinga
Co prawda TO przybiera zazwyczaj postać mrocznego klauna, jednak za białą maską, za ostrymi jak brzytwa zębami i kostiumem ukrywa się złowieszcza istota, demon, którego historia sięga milionów lat wstecz. Przybył z ciemności kosmosu, by żerować na Ziemi. Nie ma konkretnej formy, nie ma konkretnego wyglądu, może stać się kimkolwiek chce jest ideą zła.
Poluje w kanałach i pożywia się niewinnymi dziećmi, bo łatwiej jest je skusić i obłaskawić, łatwiej przestraszyć, a ludzkie mięso przerażonego dziecka podobno smakuje mu najlepiej.
Karl Haupmann z Czerwonego Śniegu Iana McLeoda
Karl, to ty? To tragiczny bohater, bestia i ofiara, tęskniący za człowieczeństwem, za tchnieniem prawdziwej śmierci. Zapomniany potwór, skazany na wieczną noc, który w pędzącym na łeb świecie czuje się jeszcze bardziej samotny.
Jego historia jest zachwycająca, podobnie jak cała powieść McLeoda, którą uznaję niezmiennie za najlepszą książkę tego roku.
Carmilla z opowiadania Carmilla Sheridana LeFanu
Najpiękniejsza, najbardziej wyjątkowa, jedna z najsłynniejszych, pierwszych, niesłychanie gotyckich wampirzyc w literaturze. Le Fanu poluźnił wiktoriańskie gorsety, przyprawił kobiecie kły, zrywając z tradycją pruderyjnej damy w opałach. Carmilla pojawia się znikąd niczym piękna zjawa. Jak rasowy drapieżnik przybiera perfekcyjny kamuflaż i rzuca urok na każdego wokół. Rozkochuje w sobie delikatne niewieście serce, obiecuje miłość po grób i jeszcze dalej, by zaatakować znienacka.
Potwór Frankensteina z powieści Frankenstein Mary Shelley
To karykatura boskiego stworzenia jakim jest człowiek, chociaż w swym zachowaniu nie mógłby być bardziej ludzki. Cień swojego stwórcy, Wiktora Frankensteina, w którym zło rodzi się powoli, stopniowo, wraz z kolejnymi upokorzeniami i aktami przemocy. Istota, uznana przez wszystkich za potwora, w końcu naprawdę staje się tym potworem, a jedynym sensem jej życia jest zemsta na ojcu, który porzucił go na pastwę losu. Jego dzieje wzruszają do głębi.
BONUS: Wielcy Przedwieczni od H.P. Lovecrafta
Kosmiczne monstra, które przybyły na ziemię z odległych czeluści kosmicznej pustki, a które przywołał Samotnik z Providence. Spoza czasu i spoza przestrzeni, sieją chaos i szaleństwo pośród co wrażliwszych na Ziemi Cthulhu, Dagon, Yig Z nieznanych materii o niepojętych kształtach. Ten, kto raz pozna ich obecność, ten nigdy nie będzie już sobą.
A teraz Wy podzielcie się ze mną swoimi ulubionymi bestiami, potworami, kreaturami w horrorach! Jestem bardzo ciekawa!
Bo warto czytać.
O.
Dobrze, że jest Dracula, bez niego by się nie liczyło. 🙂
Prawda!