Potomek samego Brama Stokera wraz z twórcą poczytnych thrillerów napisali razem książkę – co z tego wynikło? „Dracul” Dacre Stokera i J.D. Barkera nie zrobił na mnie wrażenia…
MAŁY BRAM I COŚ
Mały Bram Stoker spędza dzieciństwo przykuty do łóżka. Od urodzenia męczy go dziwna choroba, jest słaby, często trawi go gorączka, traci świadomość. U jego boku czuwa jednak młoda opiekunka zwana ciocią Ellen. Ellen Crone ma jednak swoje sekrety, których pilnie strzeże, do czasu… Mały Bram orientuje się pewnego dnia, że ta piękna kobieta nie jest tym, czym zdaje się być, a gdy tajemnica wychodzi na jaw całe życie chłopca i jego rodziny zostanie naznaczone przez jej obecność.
CZY STRASZY?
Zakładam, że większość z nas obraca się już w popkulturze na tyle długo, że o hrabim Draculi słyszała co nieco, kojarzy wampiryczne podstawy i zdaje sobie sprawę czym są i jak zachowują się wampiry. Pod tym względem więc „Dracul” w żaden sposób nie zaskoczy, chociaż przyznam, że potencjał na dobrą gotycką historię był u samej podstawy opowieści. Tajemnicza opiekunka, podejrzliwe dzieciaki, okoliczne morderstwa, epidemia… Aż się prosi, by wycisnąć jak najwięcej z tej historii, nawiązując do klasycznej opowieści o powrocie Antychrysta. Niestety autorzy rozwlekli fabularną koncepcję, a co najgorsze wyłożyli wszystko kawa na ławę w taki sposób, że tajemnicy nie ma ani przez krótką chwilę. Chyba że faktycznie czytelnik o wampirach nie wie nic, to może będzie książką mile zaskoczony.
MIĘDZY FIKCJĄ A… FIKCJĄ?
Opowieści wampiryczne bardzo sobie cenię za alegorie i metafory, jakie skrywają pod pozorami opowieści o potworach. Genialny „Czerwony śnieg” Iana McLeoda, klasyczny „Wampir” Johna Polidoriego, piękna „Carmilla” Sheridana Le Fanu, czy współczesne klasyki jak „Miasteczko Salem” Stephena Kinga i „Wywiad z wampirem” Anne Rice, a nawet „Twierdza” Paula Wilsona – one wszystkie pod podszewką skrywają swoje przesłanie i jeśli tylko mamy ochotę, to możemy je odkryć.*
„Dracul” natomiast wydaje się wydmuszką, opowieścią o wampirach i… niczym więcej. Za kotarą nie ma nic poza dziwnymi tłumaczeniami autorów, którzy próbują nam wmówić, że ta historia mogła być prawdziwa, podrzucając wyjęte z kontekstu notatki Brama Stokera. Z całym szacunkiem dla dziedzictwa tego wyjątkowego twórcy – trudno dorosłej osobie uwierzyć w zapewnienia i chaotyczne bajania jakoby Dracul, Dracula, ten wampir, był prawdziwy. Na ten chwyt marketingowy mogły złapać się XIX-wieczne pensjonarki, ale współczesny czytelnik i wyjadacz popkultury to już raczej niekoniecznie.
POTENCJAŁ BYŁ
Pomijając kwestie stricte wampiryczne, „Dracul” mógł oprzeć się na motywie tajemniczej opiekunki, która za maską pięknej dziewczyny skrywa potwora. I to byłaby świetna historia. Ale twórcy poszli o kilka kroków za daleko – im bardziej rozwija się akcja, im dalej w ten krwiopijczy las, tym bardziej całość traci, a sens gdzieś umyka.
„Dracul” miał potencjał, niektóre wątki aż chciałoby się rozwinąć – autorzy jednak poszli w innym kierunku. Szkoda.
Jeśli szukacie historii, która nie wnosi za wiele do wampirycznego uniwersum, gotyckiego czytadła, w którym wampir jest wampirem, trup trupem, a robaki robakami – łapcie i czytajcie, będziecie mieli frajdę z lektury. Jeśli jednak po wampirycznych opowieściach spodziewacie się tego, co chociażby zaproponował Ian McLeod w „Czerwonym śniegu”, to zastanówcie się dwa razy, zanim sięgniecie po „Dracula”. Bo w środku nie ma nic nadzwyczajnego.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo czuję stęchły zapach starej, skisłej ziemi.
O.
*Pomijam „Zmierzch”, wampiryczne akademie itd. – to nie są opowieści stricte wampiryczne, ale przerobione motywy i archetypy baśniowe „Pięknej i bestii”.
Zbliżam się do końca tej lektury i uważam, że kluczowe jest tutaj nastawienie. Jeśli czytelnik nastawi się na gotycką, nieco awanturniczą rozrywkę, to zawiedzion nie będzie! 🙂
Na pewno odpowiednie nastawienie może tutaj uprzyjemnić lekturę. 🙂 Spodziewałam się czegoś innego po prostu – może właśnie nie tak awanturniczego? Bo coś w tym jest!
Nie wiem czy pomoże tu nastawienie .Do przeczytania tej książki przekonała mnie twoja recenzja więc ,wiedziałam że nie jesteś nią zachwycona . I muszę się z tobą przynajmniej w 90% z tobą zgodzić . I to mimo to że nie jestem jakąś straszną specjalistką od książek o wampirach oraz że „Draculę” znam tylko z ekranizacji . Oryginału nigdy nie czytałam . książka pozostawia niedosyt tym bardziej szkoda bo mnie wciągnęła .. Ale zakończenie przez jedną scenę sprawiło że się załamałam .
Nie dziwię się, bo im dłużej o „Draculu” myślę, tym bardziej wydaje mi się przereklamowany. 😀