„Linie krwi” Jesmyn Ward – recenzja

Po „Śpiewajcie z prochów śpiewajcie”, po „Zbieraniu kości” nadszedł czas na… debiutancką powieść Jesmyn Ward – „Linie krwi” to portret współczesnego amerykańskiego Południa. Do bólu szczery i szczerze przygnębiający.

W DELCIE MISSISIPI

Bliźniacy Christophe i Joshua kończą lata szkolnej edukacji i tym samym beztroskie czasy dzieciństwa i dorastania. Przed nimi czas poszukiwania pracy, wzięcia odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale także za ukochaną babcię, która poświęciła im całe swoje życie. Jednak w ich rodzinnym miasteczku Bois Sauvage w Luizjanie o pracę dla niedoświadczonych chłopaków trudno. Wkrótce okaże się, że wchodzący na wkraczających w dorosłość młodych mężczyzn w delcie Missisipi nie czeka świetlana przyszłość…

PRZYGNĘBIAJĄCY PORTRET POŁUDNIA

Sączące się leniwie, upalne do nieprzytomności luizjańskie dni. Zapach sosnowych zagajników, lepkich glinianek, dusznych, otulonych bagiennym mchem kryjówek. Bois Sauvage oznacza dosłownie dziki las i ta dzikość osadza się w sercach jego mieszkańców. Amerykańskie Południe pod piórem Ward rozkwita przemocą, obojętnością i szerzącą się jak szarańcza narkomanią. O uczciwą pracę niełatwo po katastrofie Katriny, a kto nie ma tyle szczęścia, by załapać się na fuchy w miejscowych sklepach czy w porcie, ten łapie się tego co popadnie. A wpada handel narkotykami, tanie dilowanie, mniejsza i większa przestępczość.

Od „Lini krwi” wszystko się dla Jesmyn Ward zaczęło i od tamtej pory kontynuuje znajome wątki, prowadzi czytelnika przez zwodniczą deltę Missisipi, podgląda życie zwykłych Amerykanów, którzy próbują przetrwać. Chociaż przetrwanie w niemal dwadzieścia lat po huraganie Katrina wciąż nie jest wcale łatwe. W jej debiutanckiej powieści poczucie rosnącej beznadziei rozkwita pośród młodych ludzi, roznosi się jak zaraza, zatruwa dusze, tłamsi wiarę w to lepsze jutro. Nie ma warunków do dorastania, nie ma szansy na bezproblemową dorosłość – każdy kolejny krok to przeprawa, to walka, to próba utrzymania się na powierzchni.

Ward niezmiennie zachwyca, chociaż to zachwyt pozbawiony ślepej euforii, a raczej naznaczony smutkiem, przemyślanym przygnębieniem. Jej „Linie krwi” to ciszy gotyk amerykańskiego Południa, pełen rozerwanych rodzinnych więzi, naznaczony przemocą, spowity narastającym niepokojem. Dwóch braci, których ścieżki łączy delta nieśmiertelnej rzeki oraz cierpka, bolesna proza, której ciężki emocji nie sposób zapomnieć.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: