Bezsenne Środy: „Lęk” Tomasz Sablik – recenzja PATRONACKA

Pełen samotności, post pandemiczny świat w niepokojącej opowieści o końcu i nowym początku – „Lęk” Tomasza Sablika.

„Oto nadchodzą dni kary, zbliża się dzień odpłaty; Izrael woła: Głupcem jest prorok, a mąż natchniony szaleje.”

TA JEDNA DZIEWCZYNA

Pandemia zdziesiątkowała świat. Zostały jedynie niedobitki, ostatni, którzy uciekli, ukryli się, przeżyli. Na pustynnym odludziu, w chatce pod lasem żyją Jakub i Julia, samotni w swoim małżeństwie. Ona pragnie dziecka, a on? Chce tylko przetrwać u jej boku. Poza swoimi sąsiadami – Danielem i Martą – od lat nie widzieli drugiego człowieka. Aż do dnia, gdy do ich drzwi zapuka dziewczyna imieniem Żywia, która… ukrywa pewną tajemnicę. Od tej pory nic już nie będzie takie jak przedtem.

CZY STRASZY?

„Lęk” raczej nie straszy, nie przeraża, ale podejrzewam, że nie na omamianiu straszydłami Tomaszowi Sablikowi tu zależało. Jego powieść to w końcu studium bolesnej samotności, historia kameralna, cicha, w której groza sączy się podejrzeniami, wreszcie narastającym szaleństwem. Sablik poddaje swoich bohaterów najtrudniejszym wyzwaniom samotności i izolacji, podrzuca religijno-mitologiczne tropy. W „Lęku” znajdziemy odniesienia nie tylko do katolicyzmu i judaizmu, ale w kontraście również do mitologii i wierzeń słowiańskich. To jak skonfrontowanie słów z symbolami, logiki z instynktem, oswojenia z dzikością. Ten właśnie kontrast doskonale buduje nastrój powieści i narastającą w niej, postępującą drapieżność. Do sedna opowieści docieramy niespiesznie – na końcu świata nie ma przecież dokąd się spieszyć. I dobrze.

W ŚWIECIE SAMOTNOŚCI

W powieści Sablika wybrzmiewa tęsknota za czymś nienazwanym, nieujarzmionym, za czymś, co przynosi ze sobą tajemnicza dziewczyna w tę deszczową noc. Z początku bohaterowie trzymają się tego, co pewne, a co jak się okazuje – jest pozostałością dawnego, upadłego świata. Z czasem bariery pękają, a w samotności rodzi się coś, co od zawsze czekało uśpione.

„Lęk” to postapokalipsa bez fajerwerków, bez krzyków i ognia rozpadającej się w pył cywilizacji. Raczej kameralny portret walki o przetrwanie kruchej psychiki ludzkiej pośród rozpaczy zniszczenia. Sablik podgląda osobiste bolączki, niemożliwe pragnienia, piętrzące się wątpliwości… Obserwuje rozpad więzi, rozmijanie się i kiełkujący gniew. To taka cicha katastrofa, emocjonalna gorączka, która z bohaterów przenika na samego czytelnika.

„Lęk” ma w sobie to postapokaliptyczne coś, ten unikatowy element, który sprawia, że miłośnicy gatunku odnajdą się w nim, rozpłyną, zatopią z przyjemnością.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo pandemia wciąż nie dobiegła końca.

O.

*Zapraszam na film i na KONKURS!

Komentarz do: “Bezsenne Środy: „Lęk” Tomasz Sablik – recenzja PATRONACKA

Dodaj komentarz: