„Dziesięć dni” Mel Sherratt – recenzja

„Dziesięć dni” Mel Sherratt, bestsellerowy thriller psychologiczny, który bezbłędnie rozgrywa czytelnika, jeśli oczywiście pozwolimy mu się ograć.

DZIESIĘĆ DNI

„Wiem, co sobie teraz myślicie: jak mogę robić takie rzeczy, a potem tak po prostu iść do pracy, kiedy w piwnicy mojego domu siedzi uprowadzona przeze mnie kobieta? No cóż, zapewniam was, że nie jest mi łatwo. Ale pracuję, bo potrzebuję pieniędzy na życie. A poza tym odpowiada mi możliwość wtapiania się w cywilizowane społeczeństwo każdego dnia.”

Dziesięć dni. Na tyle znikają porywane kobiety. Dziesięć dni koszmaru. Dziesięć dni niepamięci. Dziesięć dni, które odmieniają życie na zawsze. To właśnie te zaginięcia przyciągają uwagę Evy, dziennikarki, która o tajemniczych zaginięciach kobiet pisze serię artykułów. Pewnego dnia jednak Eva sama znika z powierzchni ziemi. Została porwana i wie, że przed nią najgorsze dziesięć dni jej życia. Czy uda się jej przetrwać?

PSYCHOLOGICZNA GRA

Porwania, zaginięcia, nagłe zniknięcia to bardzo smakowita tematyka, którą niejeden twórca dreszczowców wycisnął do ostatniej pestki. To pewien schemat, pewna klisza gatunkowa, motyw, który można eksploatować na różne sposoby, w zależności od pomysłu fabularnego. Niewielu pisarzy potrafi jednak potrafi zaskoczyć, wyrwać się szponom przewidywalności. Wystarczy jeden poprowadzony sprytnie wątek, sekret, który autor trzyma wyłącznie dla siebie, niczym tego ostatecznego asa w rękawie. Takiego asa trzyma dla czytelników Mel Sherratt w „Dziesięciu dniach”. Ta bestsellerowa, doświadczona w pisarskich bojach pisarka tym razem postawiła na konkretny twist i wokół twistu owinęła sobie swoją przepełnioną niepokojem fabułę.

Z jednej strony, „Dziesięć dni” jest thrillerem, powieścią rozrywkową, niosącą frajdę spragnionemu dobrej zabawy czytelnikowi. Z drugiej zaś strony, to opowieść o przemocy tak niepojętej, a która osadza się w żyłach, we krwi, która staje się częścią osobowości ofiary. To opowieść o otchłani ludzkiej duszy, o ciemnych zakamarkach, w których czasami można dostrzec impuls mglistego światełka. Światełka, które nie niesie jednak nadziei, ale jest niczym drapieżna pułapka, wciąga głębiej w ciemność, buduje iluzje i skrzywia rzeczywistość. Doprowadza skołowany umysł do granic wytrzymałości, a wtedy wystarczy jedna iskra, by szaleństwo ruszyło z kopyta. Mamy szansę podejrzeć takiego człowieka, kogoś, kto skrzywdzony w przeszłości, teraz nie potrafi inaczej żyć, jak krzywdząc innych wokół siebie.

„Dziesięć dni” to jedna z tych powieści, które wywołają skrajne emocje w czytelniku. Porusza tematy drażniące i prowokujące do dyskusji. I nic dziwnego, że książka stała się bestsellerem – ma wszystko to, by bestsellerem się stać i jak bestseller może budzić dysonans w odczuciach czytelnika. Dla jednych będzie to odkrycie roku, jedna z powieści szokujących, trudnych emocjonalnie, pobudzających wyobraźnię. Dla innych może okazać się przewidywalna, nieco uproszczona, a twist wcale nie tak zaskakujący. Wszystko zależy właśnie od czytelnika, od tego w jaki sposób podejdzie do opowieści. Mel Sherratt wodzi nas za nos, podrzuca mylne tropy, ukrywa podpowiedzi, jednak podpowiada wciąż w taki sposób, że można samemu odkryć jakże satysfakcjonującą prawdę. Miłośnicy thrillerów psychologicznych z twistem powinni być zadowoleni.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Labreto.

Dodaj komentarz: